Nowy kocioł: elektryczny kijek zamiast siekierki

Już prawie lato. Wreszcie koniec szuflowania. Ale zima tak dała ci w kość ciągłym bieganiem do kotłowni i kosztami opału, że myślisz nad unowocześnieniem tej pieczary, choćby to miało trochę kosztować.

Nowy kocioł na ratunek

Masz nieco wolnej gotówki, to się świetnie składa. Podświadomie zakładasz, że nowe będzie lepsze od starego. A to stary piec, w którym węgiel nie chce się palić, tylko pluje dymem na kotłownię i biegasz do niego co godzinę. A to grzejniki stare brzydko wyglądają. I rury takie grube, a od sąsiada słyszałeś, że jak są cienkie, to mniej węgla idzie.

Twoja kotłownia, a raczej odrapana, brudna i śmierdząca nora ze starym kotłem pośrodku wygląda z grubsza w ten sposób:

Kocioł Camino, fot. reciok@forum.info-ogrzewanie.pl

Kocioł Camino, fot. reciok@forum.info-ogrzewanie.pl

Niech nadejdzie nowe! Patrzysz w ofertę producentów, a tam ładnie polakierowane, błyszczące kotły. Sprawność 80%, jak wieje z południa to dochodzi do 90%. Sterowanie elektroniczne. Nadmuch elektryczny. Dobrze – myślisz – w końcu wydmucha mi ten dym do komina!

Nowy kocioł. Fot. ogrzewanie.dbv.pl

Nowy kocioł. Fot. ogrzewanie.dbv.pl

Zadowolony wparowujesz do marketu budowlanego. Jest wybór kotłów. Cena przystępna, akceptowalny kunszt spawalniczy (ostrych krawędzi nie ma), diody LED są, sterownik i dmuchawa. W porównaniu do twojego podrdzewiałego rzęcha – nie ma porównania. Już zdecydowałeś.

Wezmę tego, moc 16kW mi wystarczy – mówisz do sprzedawcy
E tam, bierz pan 27kW. Wszyscy takie biorą – odpowiada sprzedawca
Ale ja mam w projekcie domu 12kW – obstajesz przy swoim, bo coś tam się znasz.
Paanie, 12kW to dla gazu! A jak węgiel to 30kW minimum. Musi być zapas na mrozy. – ogłasza handlowiec z powagą urzędu.

Ulegasz autorytetowi fachowca i nowy kocioł ląduje w twojej kotłowni. Razem z nim w miejsce starych dwucalowych rur i żeliwnych grzejników instalujesz cienkie rurki miedziane i estetyczne grzejniki aluminiowe. A do gonienia wody po tej instalacji zaprzęgasz pompę obiegową. Poszło 20 tysięcy, ale teraz będzie już luksus.

Nie tak miało być

Nadchodzi zima. Zaczynasz poważne grzanie. I czar pryska…

Nowy kocioł, dotąd błyszczący lakierem, w pare dni pokrywa się syfem od środka i na zewnątrz. Jest jeszcze więcej sadzy i smoły, niż w starym kotle. Do kotłowni biegasz nadal co godzinę, bo opał znika, jakby gdzieś tam pod blaszanym pancerzem siedział Smok Wawelski i pożerał każde wsypane wiadro węgla. Mało tego – w domu wcale nie jest cieplej niż dawniej. Myślisz, czy nie złożyć temu monstrum ofiary z dziewicy, bo węgiel się już kończy.

Kupujesz kolejną tonę węgla na kredyt, zupełnie jak ten gość, co na 150mkw. domu spalał 10 (słownie: dziesięć) ton. I nawet nie dopuszczasz do siebie myśli, że tyle kasy wydane na nowe sprzęty nie przyniosło ci żadnego pożytku, a tylko nowe problemy. To na pewno twoja wina. Bo przecież nie producentów i sprzedawców tych nowoczesnych urządzeń? A może jednak…

Kiedy opłaca się wymienić kocioł

Nie daj sobie wcisnąć elektrycznego, mrugającego diodami kijka zamiast starej i wciąż dobrej siekierki. Pomyśl i poczytaj, zanim gnany chęcią dorównania współczesności czy reklamami (dlaczego kotły węglowe są reklamowane przez półnagie kobiety?) wdepniesz w niespodziankę, która każdego roku przez następne dziesięć lat wyssie ci kilka tysięcy z portfela każdej zimy.

Kupujesz nowe auto i jest ono oszczędniejsze, wygodniejsze, bezpieczniejsze niż 20-letnie. W wielu branżach taka prawidłowość zachodzi. Jednak nie dotyczy ona wprost kotłów węglowych. Tutaj nowy egzemplarz może być… gorszy od 40-letniego staruszka. Albo nie dość dobry, by warto było za niego płacić kilka tysięcy.

Nowe nie znaczy nowoczesne

W branży kotłowej niestety nie jest tak, że kocioł zasypowy wyprodukowany dziś jest oszczędniejszy, czystszy czy wygodniejszy w obsłudze niż ten sprzed 40 lat. Nowe kotły mają co prawda pozornie nowoczesne elementy: elektryczną dmuchawę, elektroniczny sterownik. Ale konstrukcja nowego taniego kotła i sposób, w jaki spalany jest w nim węgiel pozostają równie prymitywne jak 40 lat temu.

A tego nie da się przypudrować elektroniką i poczujesz ten problem osobiście na swoim garbie każdej zimy. Dlatego nie warto na ślepo kupować nowego kotła węglowego jak nowych butów, na zasadzie że ten mi się podoba, albo go reklamują, albo sąsiad ma i poleca.

Trzeba odrobiny rozeznania, by zajrzeć pod marketingową otoczkę i zobaczyć, że kryje się tam całkiem nieźle pospawane stalowe pudło, które jednak zupełnie nie nadaje się do ekonomicznego spalania węgla.

Nie znam się, ale steruję

Elektroniczny sterownik? To kwiatek do kożucha, działający tylko w nieco bardziej wyrafinowany sposób niż znany ze starych kotłów mechaniczny miarkownik ciągu. Niestety ludzie opracowujący takie sterowniki zwykle mają nikłe pojęcie o procesie spalania węgla. A jest to proces złożony i bardzo trudny w kontrolowaniu, zwłaszcza w tradycyjnym kotle, gdzie pali się na raz duża ilość węgla.

Dlatego rozmaite sterowniki, nieważne jak modnie nazywane (PID, fuzzy logic etc.) skupiają się w zasadzie tylko na grzaniu wody w instalacji CO, nie zważając praktycznie na prawidłowość procesu spalania węgla. Sterownika to nie rusza, że wypuści połowę twojego węgla kominem. Ale ciebie powinno.

Huragan w pudełku

Twórcy sterowników elektronicznych musieli jakoś kontrolować ilość powietrza dostającego się do kotła. Ale jak? Machanie klapką jest trudne do wykonania. To weźmy tam przyczepmy wentylator i niech dmucha! Najlepiej taki z hali fabrycznej, żeby fest dmuchał i aby nie zgasło.

Jak wymyślili, tak zrobili. Elektryczny nadmuch zazwyczaj dostarcza wielokrotnie więcej powietrza, niż potrzeba do efektywnego spalenia węgla. Skutek jest taki, że węgiel jest wręcz wydmuchiwany kominem. Ty możesz tego nie zauważać. W domu być może jest nawet ciepło. Ale te „nowoczesne” „udogodnienia” sprawiają, że spalasz rocznie 5 ton węgla, a paląc ekonomicznie wystarczyłyby 3 tony.

Ekonomicznie, to znaczy na naturalnym ciągu. Praktycznie każdy węgiel (groszek i grubszy) można spalić na naturalnym ciągu kominowym, dzięki czemu reakcja spalania zajdzie we właściwym tempie i z należytą efektywnością. Brak dmuchawy przy kotle nie jest więc zacofaniem, a zaletą. A co jeśli masz dmuchawę i nie chcesz rezygnować z elektronicznego sterownika? Zastąp dmuchawę elektronicznym miarkownikiem ciągu.

Poniższy filmik przedstawia niby-to-nowoczesne kotły z elektrycznym nadmuchem w trakcie pracy. Moment… czy to nie wyglądało identycznie, gdy paliłeś w starym kotle? A przecież w reklamie producent napisał, że jego wyrób jest ekologiczny i ma 80% sprawności…

Powiesz pewnie, że dym cię nie obchodzi? Dobrze, możesz być ekologicznym gburem, ale dym z komina to nie tylko problem estetyczny. To twoje ciężko zarobione pieniądze ulatują bezpowrotnie. A węgiel zawiera aż 1/3 tego „dymu”.

Kiedy stare jest lepsze od nowego

Powiedzmy, że masz dom z lat 70. Ocieplone ściany, 200mkw. powierzchni, a w środku stara instalacja z grubymi rurami i żeliwnymi grzejnikami. W kotłowni równie stary, żeliwny kocioł Camino.

Kocioł Camino, fot. rcgeo@forum.info-ogrzewanie.pl

Kocioł Camino, fot. rcgeo@forum.info-ogrzewanie.pl

Codziennie odwiedzasz go co kilka godzin, by dołożyć dwie szufelki węgla. Opał znika błyskawicznie, ciepła z niego wiele nie ma, za to zawsze jest mnóstwo dymu i syfu.
Wydaje ci się, że to średniowieczny sprzęt i tylko wymiana całości może cię uratować. Nie(do końca)prawda.

Taki kocioł może być wygodniejszy i oszczędniejszy niż myślisz. Stara instalacja też ma swoje specyficzne cechy, ale nie muszą to być wady.

  • Instalacja grawitacyjna nie potrzebuje prądu. Woda krąży w niej sama dzięki różnicy temperatur, ale do tego potrzeba grubych rur. Oczywiście współcześnie stosuje się instalacje pompowe, ale jeśli masz dobrze zrobioną instalację grawitacyjną, to wyrzucenie jej i zastąpienie cienkimi rurkami, a następnie podpięcie pod zwykły zasypowy kocioł węglowy jest ekonomicznie bez sensu.
  • Żeliwne grzejniki i grube rury mogą ci się nie podobać, ale są one bardzo trwałe i wbrew opiniom niektórych niby-fachowców (często jednocześnie sprzedających nowe grzejniki i rury), nie mają one wpływu na zużycie opału. Grube rury i duża ilość wody w instalacji to bufor ciepła. Taka instalacja pozwala na stabilną pracę kotła na odpowiednio dużej mocy, aby zapewnić ekonomiczne spalanie i niweluje chwilowe niedobory i nadwyżki produkcji ciepła.

Zresztą przeczytaj więcej na temat mitu cienkich rurek, a dowiesz się, dlaczego to niesłuszny pogląd.

Najpierw zmień sposób palenia

Marketingowy lukier producentów kotłów stwarza wrażenie, że masz do czynienia z nowoczesnym, ekologicznym i oszczędnym źródłem ciepła. Nic bardziej mylnego. Większość tanich zasypowych kotłów to identyczne, nieefektywne konstrukcje. Zakup pierwszego lepszego nowego kotła nie uwolni cię więc od problemów, a może dodać nowych, za które słono zapłacisz.

Co tak naprawdę jest źródłem zła w twojej instalacji CO? Pierwsza myśl: kocioł oczywiście. Ale nie dlatego, że jest stary, lecz ponieważ palisz w nim teraz w najgorszy możliwy sposób, tak że zamiast ciepła produkujesz dym i sadzę. Dlatego sprawność tego kotła może być na poziomie ledwie 30%! Przekładając to na język pieniądza – za tonę węgla płacisz 800zł, z czego 300zł obraca się w ciepło, a 500zł wyrzucasz bez żalu w błoto. Stać cię na taką rozrzutność? To co jeszcze robisz z szuflą w ręku, kiedy gaz kosztowałby cię sporo taniej!

Zanim pomyślisz o zakupach, spróbuj zmienić sposób palenia w starym kotle. To nic nie kosztuje, a zysk jest niebywały! Spójrz na porównanie ceny energii z węgla w zależności od sprawności kotła, w którym węgiel jest spalany.

Węgiel czy gaz - porównanie cen

Wniosek może być zaskakujący, ale to banalnie prosty rachunek. Rozpalając węgiel od góry, spalisz go pomału i czysto. Wzrośnie ilość uwolnionej energii, a więc i sprawność kotła znacząco wzrośnie. Konstrukcyjnie to wciąż będzie ten sam stary kocioł, ale bardzo prosto podniesiesz jego sprawność do 50-60% zupełnie za darmo. To znaczy, że obniżysz cenę produkowanego w nim ciepła o połowę! Nie wierzysz? Poczytaj relacje tych, którzy spróbowali i teraz żyje im się lżej i taniej.

Co więcej, taki żeliwny kocioł jest niemal niezniszczalny. Korozja mu niestraszna i nawet jeśli ma 30 lat, spokojnie pożyje jeszcze ze 20 lat, o ile nie uszkodzisz go mechanicznie. Części zamienne są śmiesznie tanie, dostępne w sklepach (fabryka ciągle istnieje) lub na każdym skupie złomu.

Oczywiście właściwym dla Camino paliwem jest koks, więc paląc w nim węglem, nawet jeśli palisz czysto od góry, część ciepła ze spalin uleci kominem. Jednakże nowy kocioł górnego spalania mógłby odzyskać może kilka procent więcej energii z tych spalin, więc biorąc pod uwagę koszt jego zakupu, ta oszczędność pewnie nie zwróciłaby się przez czas życia nowego kotła.

Ociepliłeś dom – kup mniejszy kocioł

Kiedy budowałeś chałupę 30 lat temu, fachowcy zainstalowali w niej kocioł o mocy 24kW. Budynek był wtedy nieocieplony i kocioł pracował na pełnej mocy. Ale 10 lat temu ociepliłeś dom i teraz wystarczyłby kocioł o mocy 15kW.

Czy opłaca się kupić nowy w takim przypadku? TAK!. Zbyt mocny kocioł to problemy z paleniem i straty opału. Nie wahaj się więc i wymień go na mniejszy. Nawet jeśli będzie to dalej prymitywny kocioł górnego spalania, poczujesz oszczędności na opale i lepszą kulturę pracy kotła już pierwszej zimy.

Mniejszy kocioł niekoniecznie nawet musi być nowy. W przypadku żeliwnego Camino, na pierwszym lepszym skupie złomu znajdziesz egzemplarz w całkiem dobrym stanie, o dowolnej mocy i po cenie złomu. Z racji jego konstrukcji, Camino można także rozmontować w warunkach garażowych i wyjąć parę zbędnych członów, otrzymując w ten sposób kocioł dowolnej mocy (zależnie od liczby owych członów) między 10 a 24kW (możesz o tym poczytać na forum).

Jednak patrząc w przyszłość, jeśli już dysponujesz konkretną gotówką, lepiej zainwestuj w oszczędniejszą konstrukcję dolnego spalania lub kocioł podajnikowy.

Czy tak duża moc jest ci potrzebna?

Uważaj też na sprzedawców. To smutne, że chcąc kupić dobry kocioł nie możesz po prostu im zaufać, ale zdarzają się tacy, którzy – nie wiadomo czy z chęci zysku, czy z niewiedzy – będą wpychać ci kocioł o dużo większej mocy niż potrzebujesz. Nie zgadzaj się, bowiem zbyt mocny kocioł to twoja strata i męczarnie rozłożone na długie lata! O wiele lepiej mieć kocioł dobrany zgodnie z projektowym zapotrzebowaniem budynku na ciepło. Inaczej dobiera się tylko moc kotła miałowego.

Inwestycja w komfort

Być może sama oszczędność pieniędzy i czasu dzięki czystemu spalaniu w starym kotle to dla ciebie za mało. Chciałbyś także większego komfortu. W takim wypadku musisz być gotów na większe wydatki. Masz do wyboru następujące opcje:

  • zakup kotła górnego spalania (ok. 3 tys. zł za sam kocioł) – jak wyżej opisane, najczęściej jest to kompletnie nieopłacalne, jeśli aktualnie posiadasz sprawny kocioł górnego spalania. Różnica miedzy starym a nowym egzemplarzem jeśli chodzi o ekonomię i komfort użytkowania będzie znikoma, jeśli w ogóle nowy będzie miał jakąś przewagę.
    Czy kupując taki kocioł opłaca się wymieniać instalację CO? NIE.
  • zakup kotła dolnego spalania (ok. 4 tys. zł za sam kocioł) – kupując dobry kocioł dolnego spalania zyskujesz wszystkie zalety starego kotła rozpalanego czysto od góry, a dodatkowo masz możliwość dosypywania opału bez wygaszania kotła. Musisz jednak znaleźć dobry model i dokładnie dobrać moc kotła do twojego budynku, ponieważ kocioł dolnego spalania źle znosi pracę na niskich mocach (a tak każdy kocioł pracuje przez większość sezonu).
    Czy kupując taki kocioł opłaca się wymieniać instalację CO? NIE.
  • zakup kotła podajnikowego (ok. 7 tys. zł za sam kocioł) – kupując dobry kocioł podajnikowy, zyskujesz niemal zupełną bezobsługowość i ekonomiczne spalanie. Ważne, by wybrać kocioł z palnikiem zdolnym spalać także paliwa gorszej jakości (miał, węgiel spiekający) oraz z jak najbardziej automatycznym sterownikiem (inaczej zamieszkasz w kotłowni próbując ustawiać czasy przedmuchów i podawania paliwa).
    Czy kupując taki kocioł opłaca się wymieniać instalację CO? Być może, ale nie jest to konieczne.

Nasuwa się więc pytanie, kiedy warto pozbyć się starej instalacji grawitacyjnej na grubych rurach? Wtedy, gdy nie jest już potrzebna jej rola buforu ciepła. Grzejąc węglem w nieocieplonym lub słabo ocieplonym budynku, taki bufor zawsze jest mniej lub bardziej przydatny.

Dopiero przy zmianie ogrzewania na gazowe i przeprowadzeniu poważnego ocieplenia domu, warto zmienić instalację na nową, z niewielką ilością wody, aby nie przeżywać stresów związanych z patrzeniem na kręcący się licznik gazu w czasie nagrzewania dużego zładu wody.

Jak z tym żyć?

Powyższy wywód miał za zadanie ostrzec cię przed możliwością wtopienia grubych tysięcy na nic niedające, a czasem i katastrofalne, zmiany w domowej instalacji grzewczej. Ale decyzję czy i co kupiować musisz podjąć sam.

  • Za 2000zł nie kupisz w pierwszym lepszym hipermarkecie nowoczesnego kotła, który będzie wygodniejszy w obsłudze i oszczędniejszy od obecnego, gdyż zapewne będzie to kocioł górnego spalania, w dodatku marnie wykonany. Kupisz badziewie niemal identyczne jak ten stary. Po co więc przepłacać?
  • Najszybszą i darmową metodą na poprawę twego losu ze starym kotłem (albo i nowym, jeśli już popełniłeś ten błąd) jest palenie w nim od góry. Jeśli palisz węglem grubszym niż miał, opłaci się też zastąpić dmuchawę elektronicznym miarkownikiem ciągu. Zakup zwróci się po dwóch miesiącach w oszczędnościach opału.
  • Jeśli chcesz faktycznej poprawy komfortu życia zimą i oszczędności opału – kup kocioł podajnikowy, który kosztuje jednak 2-3 razy tyle, co najtańsze blaszanki. Ale daje możliwość nieodwiedzania kotłowni przez kilka dni.
  • Nieco taniej i tylko nieco mniej wygodnie wyjdzie zasypowy kocioł dolnego spalania – o ile wybierzesz dobry model.
  • Stara instalacja grzewcza to najczęściej problem kosmetyczny. Masz wolne środki? Lepiej przeznacz je na ocieplenie budynku czy wymianę kilku okien!