Spis treści
- 1 Konflikt interesów
- 2 Nasza pięta achillesowa
- 3 Czy palenie od góry z przeróbkami kotła jest bezpieczne?
- 4 Czy wolno samemu kotły przerabiać?
- 5 A to nowość, że kocioł może się zagotować
- 6 Nie zrobicie z Tico Ferrari
- 7 Na czym polega ekonomia palenia od góry? Na pewno nie na tym
- 8 Palenie od góry więcej pyli bo tak nam się wydaje
- 9 Czy palenie od góry zmniejsza zużycie opału?
- 10 Czy można palić drewnem?
- 11 Zerojedynkowa ekologia
- 12 Komentarze ekspertów
- 13 Przykre to
Od bycia ignorowanymi pomału przechodzimy do etapu zwalczania nas przez alarmy smogowe przy pomocy naukowców od węgla. Polski Alarm Smogowy już jakiś czas temu zamieścił obszerny artykuł: "NIE" górnemu spalaniu, w którym miesza z błotem wszystko, co głosimy, a ustami naukowców straszy kalectwem i śmiercią podążających za naszymi instrukcjami. Litościwie przemilczmy mylenie górnego spalania z rozpalaniem od góry a odnieśmy się do meritum sprawy.
Konflikt interesów
Nie od dziś mamy "kosę" z alarmami smogowymi sterowanymi z Krakowa – z inicjatywy Krakowa właśnie. Mimo, że nasze cele wydawałyby się podobne, krakowski alarm widzi w nas zagrożenie. Jakikolwiek środek sprawiający, że "kopciuchy" będą ciut mniej złe, łamie monopol narracji o konieczności – wcześniej zakazów, a ostatnio – masowej wymiany kotłów na "ekologiczne".
Cytowani eksperci od węgla w swoich publikacjach piszą pozytywnie o samej metodzie spalania współprądowego wedle której działa rozpalanie od góry, choć oczywiście nie pochwalają jej samodzielnego wdrażania i to jest zupełnie naturalne. Natomiast zabrzański IChPW intensywnie promuje bezdymne paliwo "Błękitny węgiel", więc w oczywisty sposób podkopujemy jego interesy.
Nasza pięta achillesowa
Jest nas bardzo łatwo skopać, bo z konieczności działamy wbrew instrukcjom obsługi znacznej części kotłów (tych, które te instrukcje w ogóle mają), ale od razu podkreślmy z całą mocą: tylko w tym jednym punkcie, tj. w sposobie rozpalania od góry. Bo innego wyjścia nie mamy! To producenci kotłów zasypowych powinni zaktualizować instrukcje o palenie od góry, ale ponieważ obserwujemy, że en masse mają oni swoich klientów we rzyci, to my – chcąc lepiej palić – musimy uprawiać partyzantkę.
A teraz odnieśmy się do poszczególnych punktów z artykułu PAS.
Czy palenie od góry z przeróbkami kotła jest bezpieczne?
Czy „górne spalanie” realizowane przy pomocy własnoręcznych przeróbek starego kotła na paliwa stałe jest bezpieczne? Nie jest. Przeróbki kotła powinny być wykonywane przez zakłady lub osoby dysponujące doświadczeniem oraz wiedzą techniczna w zakresie projektowania i budowy kotłów. Przeprowadzanie zmian w kotle na własną rękę, bardzo często może skutkować nieszczęśliwymi wypadkami, włącznie z dużym ryzykiem zaczadzenia – tak brzmi opinia dr Dr inż. Krystyna Kubicy z Instytutu Techniki Cieplnej Politechniki Śląskiej.
Rozpalanie od góry w znakomitej większości kotłów nie wymaga żadnych przeróbek. Owszem, samo palenie od góry można uznać za przeróbkę. Tak, to też powinien sprawdzić i udokumentować producent. Niestety w rzeczywistym świecie producenci mają to gdzieś, dlatego musimy tak palić na własną rękę. Jednocześnie nikt nikogo do niczego nie zmusza a możliwe problemy wypunktowujemy już na wstępie.
Warto podkreślić, że możliwość palenia od góry w kotle górnego spalania jest niemal wyłącznie problemem mentalnościowym a nie technicznym. Przykładem niech będzie DTR kotła Defro Optima Komfort, gdzie na stronie 14. nie tylko dopuszcza się, ale wyraźnie zaleca rozpalanie od góry. Podobnie postępuje jeszcze kilka, może kilkanaście firm jeśli chodzi o kotły bez nadmuchu. Kotły miałowe i z nadmuchem znacznie częściej mają rozpalanie od góry zapisane w DTR.
Czy wolno samemu kotły przerabiać?
Czy samodzielne przeróbki kotłów grzewczych są dopuszczalne? Nie można dokonywać w tego typu urządzeniu jakichkolwiek nieautoryzowanych zmian. Kocioł jest urządzeniem ciśnieniowym, które jest narażone na wybuch w przypadku niekontrolowanego wzrostu ciśnienia. Taką opinię potwierdza również stanowisko samych producentów kotłów wyrażane publicznie przez Platformę Producentów Urządzeń Grzewczych na Paliwa Stałe. Zgodnie ze stanowiskiem konsultanta ds. ekologicznego ogrzewania paliwami stałymi p. Pawła Arczyńskiego wszystkie kotły powinny być eksploatowane zgodnie z instrukcją zawartą w Dokumentacji Techniczno-Ruchowej, co gwarantuje ich bezpieczną eksploatację.
W żadnym miejscu nie polecamy ingerowania w płaszcz wodny kotła ani przeróbek mogących skutkować utratą gwarancji. Elementem zabezpieczającym przed wybuchem kotła jest prawidłowo wykonana i utrzymana instalacja grzewcza.
Oczywiście nikt publicznie nie poprze nawet drobnych odstępstw od DTR a już zwłaszcza osoby związane ze wspomnianą Platformą, tj. zrzeszeniem producentów najlepszych i najdroższych kotłów, którzy też pewnie widzą w nas zagrożenie dla popytu na swoje wyroby.
My tym bardziej na każdym kroku przypominamy zasady prawidłowej eksploatacji kotłów i konieczność przestrzegania norm, przepisów i instrukcji. Fakt, że rozpalanie od góry nie mieści się w większości DTR kotłów górnego spalania, jest wadą tych instrukcji i problemem producentów, którym powiewa to, jak ich wyroby wpływają na kieszenie użytkowników i płuca ludzi na chodnikach.
A to nowość, że kocioł może się zagotować
Czy „górne spalanie” jest bezpieczne? W trakcie procesu spalania węgla, po odgazowaniu węgla i wzroście mocy pieca następuje nagły wyrzut energii cieplnej do instalacji. To fakt pomijany przez promotorów „górnego spalania”. Oznacza to, że próbując tak eksploatować kocioł zasypowy użytkownik powinien dysponować zbiornikiem z wodą (tzw. buforem wodnym) o pojemności co najmniej 300 litrów, który jest w stanie odebrać nagły przyrost wytwarzanego ciepła. W przeciwnym razie może nastąpić zagotowanie wody w instalacji, uwolnienie pary wodnej i w skrajnych przypadkach wybuch kotła poprzez niebezpieczny wzrost ciśnienia w jego wnętrzu.
Bzdura na kółkach. Zasypanie do kotła identycznej ilości opału i rozpalenie zgodnie z instrukcją spowoduje identyczny problem. Jedną z najważniejszych rzeczy, na jakie zwracamy uwagę w instrukcji pierwszego rozpalenia od góry jest zasypanie możliwie niewielkiej ilości paliwa.
Nie zrobicie z Tico Ferrari
Górne spalanie promowane jest jako nowoczesne, ekonomiczne, ekologiczne i bezobsługowe. Jak jest naprawdę? Promotorzy górnego spalanie nakłaniają do użytkowania istniejących kotłów, tzw. kopciuchów, które są urządzeniami bardzo przestarzałymi technologicznie. Pomysł i projekt takiego kotła na węgiel sięga XIX wieku, nie jest to więc z pewnością urządzenie nowoczesne.
Nowoczesne, ekonomiczne, ekologiczne i bezobsługowe JAK NA KOTŁY ZASYPOWE. Oczywiście, że kotły zasypowe to starocie. Co nie oznacza, że nie da się w nich palić bardziej ekonomicznie i ekologicznie oraz mniej obsługowo niż to jest czynione powszechnie. Oczywiście, że będzie to wciąż dalekie od osiągów nowoczesnych kotłów. Jeśli mówimy o nowoczesności w kontekście kotłów zasypowych, do stwierdzenie dotyczy spalania współprądowego, które zachodzi zarówno przy paleniu od góry, jak i w palnikach kotłów retortowych.
Alarmom smogowym wydaje się, że jeśli pokażemy ludziom, jak czysto palić w starych kotłach, to osłabimy presję na ich wymianę, bo przecież nie będą już kopcić. Pewnie po części mają rację. Uważamy, że wymiana na nowoczesne kotły "zrobi się sama" jak tylko ludzi będzie na nie stać. Wtedy od razu rzucą na złom uciążliwe w obsłudze kotły zasypowe, nawet rozpalane od góry. Ale do tego czasu chcemy uczynić użytkowanie istniejących kotłów jak najmniej uciążliwym dla otoczenia i ich właścicieli.
Na czym polega ekonomia palenia od góry? Na pewno nie na tym
Na czym polega ekonomia takiej eksploatacji promowana przez promotorów „górnego spalania”? Jednokrotny zasyp kotła o mocy 15 KW na zalecaną wysokość 3/4 komory to ok. 15 – 20 kg węgla. Powtarzając operację załadunku tylko dwa razy na dobę spalamy minimum 30 kg węgla przy bardzo absorbującej obsłudze. W sezonie grzewczym zużycie węgla spalanego w taki sposób to wynosi od 3.6 do 4 ton.
Załadunek oraz czas palenia dobiera się m.in. do warunków pogodowych, wymagań cieplnych domowników i stanu docieplenia budynku.
Prawdą jest fakt, że największe ilości energii pochłania rozruch instalacji, a największą oszczędnością jest utrzymanie stałopalności kotła i niedopuszczanie do wychłodzenia pomieszczeń.
Ćmienie dwóch szufelek węgla na pustym półmetrowym ruszcie byle tylko nie wygaszać też nie jest ekonomiczne. Nawet licho docieplone budynki nie wymagają stałego palenia aby utrzymywać mniej więcej stała komfortową temperaturę. Przejście na palenie od góry wielu ludziom dało poważne oszczędności opału, więc mimo, że nie dysponujemy aparaturą badawczą, możemy orzec, że per saldo bilans jest korzystny.
W kotle retortowym ogrzanie powierzchni 280 m2 zapotrzebowanie na opał wynosi około 3,5 t węgla (przy cenie 740,00 zł/t koszt ogrzewania to 2590 zł na sezon). Obsługa kotła to uzupełnienie opału raz na cztery dni
Liczby zostawmy na boku, bo te zawsze można uznać za prawdziwe dla danego przypadku. Nikt rozsądny nie ma wątpliwości, że obsługa kotła podajnikowego jest mniej absorbująca od palenia w kotle zasypowym (którego częstość obsługi i zużycie opału zostało powyżej wyolbrzymione jak tylko się dało).
i codzienne (ze względów ekologicznych) otrząsanie separatorów pyłowych.
Wół, co nigdy nie był cielęciem, zna się jak kura na pieprzu.
Obecnie najtańszy piec retortowy, stosujący nowoczesną technologie spalania kosztuje ok. 4200 zł (cena pochodzi z reklamy w gazecie).
Dokładnie z reklamy pewnego marketu budowlanego i jest to najtańszy model kotła tamże. Tak, stosuje nowoczesną technologie spalania współprądowego – tę samą, którą wykorzystuje się paląc od góry.
Osobom zatroskanym na punkcie ekologii wypadałoby dodać informację, jaką klasę emisji spełnia ten kocioł za 4200zł. Żadną, a gdyby był przebadany, to pewnie na klasie 3. skończyłaby się jego kariera. Tam nie ma żadnych separatorów pyłowych 🙂
Z porównania kosztów ogrzewania kopciuchem z „górnym spalaniem” i nowoczesnym kotłem retortowym okazuje się, że kopciuchy rodem z XIX wieku nie są rozwiązaniem uzasadnionym ekonomicznie.
Porównania opartego na założeniach z kapelusza dobranych pod tezę, że kocioł zasypowy jest złem wcielonym – nie zapomnij Czytelniku – z XIX wieku.
Ponownie nie ma się o co kłócić, to jest technologia przedpotopowa. Ale alarmy smogowe bardzo się boją, że ludzie wybiorą zasypowca zamiast kotła podajnikowego. Tak jakby nasza działalność, a nie stan kieszeni Polaków decydowały o tym, że cały czas ~3/4 sprzedaży nowych kotłów to zasypowce!
Kontrola pracy kotła wymaga częstych wizyt w kotłowni.
W skrajnym przypadku dwukrotnego palenia na dobę dochodzić może do czterech wizyt w ciągu dnia.
Po około 2 godzinach od rozpalenia pozostaje w kotle ok. 40 % wrzuconego węgla, które wystarcza na następne 2 godziny pracy. Po tym czasie kocioł zaczyna stygnąć, a rozpalanie trzeba rozpoczynać od nowa.
Szybki rachunek: 1kg węgla kamiennego to ok. 7,5kWh, zakładając sprawność 50% powyższe będzie prawdą pod warunkiem, że kocioł cztery godziny idzie na pełnej mocy – czyli pewnie przypadkiem mowa jest o przypadku pesymistycznym.
Na węglu kamiennym przeciętna stałopalność rzędu ~10 godzin nie jest wielkim osiągnięciem, bo pod taki czas pracy projektowane są kotły zasypowe. Dana ilość węgla spalana w podobnych warunkach od góry pali się co najmniej tyle samo czasu, co rozpalona od dołu, a z reguły jest to wyraźnie dłużej (co z jednej strony wynika z dokładniejszego dopalania, z drugiej strony – z grzania z mniejszą mocą dzięki stabilniejszemu procesowi rozpalania).
Palenie od góry więcej pyli bo tak nam się wydaje
Czy "górne spalanie emituje mniej zanieczyszczeń pyłowych? Promotorzy „górnego spalania” twierdzą że wystarczy rozpalić węgiel od góry, a wszystkie problemy niskiej emisji znikną.
Kłamstwo. Wyraźnie mówimy na podstawie dostępnych zagranicznych badań, że emisja pyłów spada o 50-80%. Nigdzie nie ogłaszamy, że zmiana sposobu palenia jest panaceum na wszystkie problemy z niską emisją. Jest natomiast prostą i niskokosztową metodą na szybką poprawę stanu rzeczy.
Niestety emisja pyłów z kotła zasypowego jest dziesięciokrotnie większa niż z kotła retortowego i wynosi 400 mg/m3.
Takie dane oparte na badaniach naukowych są w obiegu, można się co do tego zgodzić.
Czy jednak rozpalenie kotła zasypowego od góry zmniejsza emisję? Nie, taki sposób rozpalania jeszcze ją powiększa!
A to nowość. Nie natrafiliśmy na żadne badania, które by prezentowały takie wnioski. Wy również nie (bo nie widać źródeł na poparcie tezy), co nie przeszkadza Wam rozsiewać bredni.
Podczas „rozpalania od góry”, palący się węgiel i gazowe produkty spalania wyrzucane do komina. Wraz z nimi porywane są lotne cząsteczki popiołu, sadza oraz pyły PM10 i PM2.5.
Jak w każdym kotle na paliwa stałe przy dowolnym sposobie palenia. Różnice są natomiast w ilościach.
Przy normalnej eksploatacji kotła górnego spalania większość popiołu jest zsypywana do popielnika poprzez ruszt, zazwyczaj potrząsalny co wspomaga separację popiołu i uniemożliwia jego porywanie do komina. Jednak rozpalając cały wsad kotła od góry, cała warstwa popiołu znajduje się u góry, w głównym strumieniu spalin i jest w większości porywana do komina.
Brednie oparte na wyobrażeniach. Autor(zy) nie widzieli nawet kotła zasypowego w trakcie pracy, bo by wiedzieli, kiedy i gdzie popiół występuje w przypadku obu metod.
Ale pociągnijmy ten wątek. Chyba szanowne alarmy smogowe nie wiedzą, że dokładnie taka sytuacja jak opisana ma miejsce w kotłach rertortowych. Popiół zawsze jest na wierzchu paleniska i jest go tam okropnie dużo! Mało tego, tam jest nadmuch, więc pewnie w komin idzie cały wagon kolejowy pyłu co miesiąc! A przed chwilą kazaliście ludziom takie kupować!
Co więcej, „fachowcy” wykonują samowolną przeróbkę kotła montując tzw. czerpnię powietrza wtórnego, co zwiększa prędkość przepływu spalin, tym samym zwiększając ilość pyłu wyrzucanego do atmosfery.
Nie mam już siły.
Wniosek: ROZPALENIE KOTŁA GÓRNEGO SPALANIA OD GÓRY POTĘGUJE EMISJĘ PYŁÓW
Pokazujcie dowody albo nie mamy o czym gadać. My nie opieramy się na domysłach ani życzeniach. Pokazujemy wyniki badań zagranicznych renomowanych instytucji wykonywanych na zlecenie władz regionalnych i państwowych, mamy doświadczenia prawie dziesięcioletnie własne i setek/tysięcy innych ludzi. Widzimy efekty w postaci znacznych spadków zużycia opału i lepszego dogrzania budynków za podobne pieniądze. Znamy i pokazujemy zarówno wady jak i zalety tej i innych metod palenia.
Zdaniem prof. Andrzeja Szlęka z Instytutu Techniki Cieplnej Politechniki Śląskiej w Gliwicach prosta zamiana spalania dolnego na spalanie górne nie zawsze doprowadzi do poprawy jakości spalin. Górne spalanie w kotle przerobionym samodzielnie bez konsultacji z ekspertem, wiąże się ze spadkiem mocy kotła, a to z kolei może się wiązać z problemem z zapewnienia odpowiedniego ciągu kominowego i powstawaniem dużych ilości związków szkodliwych. Szczególnie pod dużym znakiem zapytania pozostaje efekt redukcji emisji pyłowej PM10 i PM2,5.
Gdzie jest ów ekspert, który by takie konsultacje przeprowadzał? Pan profesor – z całym szacunkiem – jest ekspertem, ale rąk sobie brudził nie będzie. My sobie ręce brudzimy, ale jesteśmy odsądzani od czci i wiary, bo nie mamy tytułów profesorskich.
Cel takiego gadania jest jeden: kupujcie nowe kotły. A ponieważ większości ludzi na nie nie stać, to takim gadaniem zamyka się jakąkolwiek drogę zmiany. Możemy sobie tylko popłakać, że na ulicy można się udusić. Ale broń Boże cokolwiek spróbować naprawić, bo można nie ujść z życiem!
W kotle takim niestety po przeróbce istnieje dalej techniczna możliwość spalania śmieci.
Ktokolwiek twierdzi, że w kotle podajnikowym, nawet 5. klasy bez rusztu awaryjnego, nie ma możliwości spalania śmieci – jest lekkoduchem.
Czy palenie od góry zmniejsza zużycie opału?
Czy górne spalanie zmniejsza zużycie węgla? „Górne spalanie” może być procesem, skutkującym spalaniem paliwa stałego spalane z mniejszymi stratami. Brakuje wyników badań na ten temat.
Jak to tak? Tutaj potrzebujecie wyników badań, a chwilę wcześniej leciały kategoryczne stwierdzenia bez potrzeby dowodzenia...
W zasadzie nie mamy badań dotyczących efektywności palenia od góry, gdyż głównie badana była emisja zanieczyszczeń. Poza doświadczeniem własnym i wszystkich innych, którzy w ten sposób zaczęli palić i kontynuują – nie ze względów ideologicznych, ale właśnie dlatego, że w ten sposób każdej zimy oszczędzają znaczną ilość paliwa. Sorry, ale na profesjonalne badania póki co nas nie stać – to koszt kilkunastu tysięcy złotych a tzw. lobby węglowe bynajmniej nas nie wspiera.
Czy można palić drewnem?
Czy w „kopciuchu” przerobionym na „górne spalanie można palić drewnem? Prawdopodobnie można, ale wydaje się to nieopłacalne. Przerobione pod spalanie węgla „kopciuchy” nie pracują optymalnie przy spalaniu drewna i efekcie nie są spalane wszystkie uwalniane części lotne.
Nam się nie wydaje – sprawdzamy i wiemy, czy zużycie paliwa jest mniejsze, czy nie. Przez tyle lat NIKT nie narzekał, żeby rozpalanie od góry zwiększyło mu zużycie paliwa przy takiej samej temperaturze w domu.
"Kopciuchy" prawie nigdy nie pracują optymalnie. Należy najpierw zadać sobie trud sprawdzenia, jak przeciętny "kopciuch" spala drewno "tradycyjną" metodą a następnie porównać z paleniem od góry. Tak się składa, że właśnie spalania drewna dotyczy większość znanych nam wyników zagranicznych badań i pokazują one ponad 50-procentowy spadek emisji pyłów. A ponieważ drewno to w 70% palne gazy, oznacza to z dużym prawdopodobieństwem mniej paliwa wyrzucanego kominem. Duży udział w poprawie ma wspomniana przez Was "czerpnia powietrza wtórnego" montowana samodzielnie przez "fachowców" (oraz fabrycznie przez sporo firm kotlarskich).
Zerojedynkowa ekologia
Czy przerabianie „kopciucha” tak by można było w nim zastosować „górne spalanie” jest opłacalne? Na pewno jest tańsze od zakupu nowego wysokowydajnego pieca, ale nie gwarantuje obniżenia emisji substancji szkodliwych do atmosfery. Stare kotły poprzez zmianę sposobu palenia nie staną się nagle ekologiczne – trzeba je po prostu wymienić na te nowoczesne – to opinia prof. Andrzeja Szlęka z Instytutu Techniki Cieplnej Politechniki Śląskiej w Gliwicach
A kto twierdzi, że nowe kotły staną się obiektywnie super ekologiczne? Staną się o wiele lepsze praktycznie żadnym kosztem a co lepsze – zaczną przynosić właścicielom oszczędności. Ale branżunia od nowoczesnych kotłów i lobby antysmogowe boi się, że ludzie z powodu rozpalania od góry zostawią kotły zasypowe w piwnicach na następne 50 lat.
Jakim prawem twierdzimy, że "kopciuch" rozpalony od góry staje się bardziej ekologiczny? Pomińmy już nawet wspominane zagraniczne badania a odpowiedzmy sobie na maksymalnie proste pytanie: spalam tonę-dwie opału mniej, jak kiedyś paliłem to ludzie na chodniku się dusili, a dziś nie widać dymu z mojego komina. Czy potrzebuję jeszcze stempla od nobliwych ekspertów (nie za darmo przecież!), aby móc twierdzić, że – z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością – o wiele mniej szkodzę otoczeniu (w tym sobie)? Ci, co w paleniu od góry widzą przeszkodę w wymianie kotłów na podajnikowe nie rozumieją, że ta wymiana dla większości ludzi jest niedostępna ekonomicznie! Więc palenie bez kopcenia nie jest gorszym sortem ekologii – jest jedyną ekologią, jaka jest w zasięgu możliwości wielu Polaków. Jeśli nadal będziemy ich mamić opowiastkami, że kotły podajnikowe to jedyna i najlepsza droga – nic to nie zmieni, bo ludzi na nie nie stać.
Pozwolę sobie też zwrócić uwagę na zawartość tego serwisu jako całości. Nie przyszliśmy tutaj nawracać wszystkich na palenie od góry. To jest krok pierwszy, najprostszy i najbardziej dostępny, do czystego i efektywnego ogrzewania. Gdzie tylko się da, promujemy kotły dolnego spalania, wyjaśniamy zawiłości świata kotłów podajnikowych, wyszukujemy najlepsze a najtańsze okazy, prostujemy ciemnotę w obszarze doboru mocy urządzeń grzewczych, opisujemy zalety i wady różnych rozwiązań, włączając w to bufory ciepła i pompy ciepła. Im efektywniej, taniej i czyściej ogrzewa przeciętny Polak, tym wszystkim naokoło lepiej się żyje. Nie musi od razu być "zeroemisyjny", niech zacznie od jakiejkolwiek poprawy względem stanu obecnego. Lepsza mała poprawa wdrożona w życie niż piękne słowa o dużej poprawie, która dla wielu pozostaje w sferze gadki.
Komentarze ekspertów
W artykule alarmy smogowe przytaczają też wypowiedzi naukowców od węgla: dr Krystyny Kubicy, prof. Andrzeja Szlęka oraz Instytutu Chemicznej Przeróbki węgla w Zabrzu. Szerzej odniosłem się do nich swego czasu na blogu. Tutaj również wspominałem, że zwłaszcza IChPW nas nie ścierpi, bo wchodzimy w obszar, na którym wykazać się ma dziecko Instytutu: "bezdymny" Błękitny węgiel.
Wszystkie główne tezy zawarte w komentarzach są prawdziwe – może poza tym, że palenie od góry grozi kalectwem lub śmiercią, choć tego IChPW literalnie nie napisał, ale sugeruje, że każde odstępstwo od instrukcji może się tak skończyć. Co nie jest nieprawdą, ale nie każde odstępstwo od instrukcji jest jednakowo groźne. A my niestety w tym punkcie musimy od instrukcji odstąpić, bo producenci kotłów przeważnie nie są zainteresowani dostosowaniem instrukcji. Pozostaje nam albo przekroczyć w tym punkcie nakazy instrukcji, albo dalej wyrzucać kominem opał.
Świat węglowej nauki nie ma wątpliwości, że spalanie współprądowe (jak w palnikach retortowych i kotłach górnego spalania rozpalanych od góry) ma przewagę nad spalaniem przeciwprądowym (czyli sypaniem węgla na żar). Wystarczy tu sięgnąć choćby do publikacji prof. Szlęka sprzed kilkunastu lat czy do przewijającej się w różnych miejscach publikacji dr Kubicy. Nie znaczy to jednak, że naukowcy będą publicznie pochwalać stosowanie spalania współprądowego gdzie tylko się da, w dodatku na własną rękę. W grę wchodzi odpowiedzialność za słowo. Jeśli autorytet powie, że to jest dobra metoda i można tak palić, a ktoś nieopatrznie źle użyje tej metody i np. zagotuje sobie kocioł, to ów ktoś mógłby mieć pretensje do autorytetu. Po co się narażać, w dodatku za darmo?
Pytaliśmy swego czasu, jak należałoby do sprawy podejść, aby kopcące pudło przerobić na niekopcące pudło ale żeby wszystko było bez zarzutu i legalnie. Otóż wystarczy:
- do każdej indywidualnej kotłowni wjechać z bogato uzbrojonym laboratorium pomiarowym
- wyposażyć kocioł w nadmuch i sterownik
- przeprowadzić badadnia energetyczno-emisyjne kotła rozpalanego od góry
- spisać zalecenia poprawnej i bezpiecznej eksploatacji i przekazać kocioł do użytkowania
Koszt operacji powinien się zmieścić 10 tys. zł od kotła. I tak powtórzyć operację dla wszystkich kotłów w kraju. Wskazane byłoby też honorarium dla eksperta za patronat merytoryczny nad projektem.
Widać więc, że "legalnie" nie da się poprawić pracy najprostszego kotła. Legalnie możesz kupić sobie kocioł podajnikowy albo kopcić w tym, który masz. Albo na własną rękę spróbować palić bez kopcenia, choć przeważnie niezgodnie z instrukcją.
Przykre to
To zrozumiałe, że alarmom smogowym nie podoba się choćby cień konkurencji. Jednocześnie to przykre, że – mimo zasadniczo zbieżnych celów (poprawy jakości powietrza) – nie możemy współdziałać tam, gdzie to możliwe. Na okładanie się merytorycznym argumentami zawsze jesteśmy gotowi, ale sądząc po wałkowanym tutaj artykule, alarmy smogowe wolą siać marnej jakości czarny PR. Może nie doceniają nas albo ludzi kupujących kotły węglowe?
Choć działamy w dziedzinie, gdzie zbadać i udowodnić możemy znacznie mniej niż byśmy chcieli, to jednak mamy wzory działań z zagranicy i wyniki tamtejszych badań, które w połączeniu z krajowymi doświadczeniami pozwalają nam oceniać metody czystszego palenia w starych kotłach (w tym m.in. rozpalanie od góry) jako użyteczny krok w walce z ubóstwem energetycznym oraz miejscami powodującym wymioty stanem powietrza w Polsce zimą. Nie produkowalibyśmy się na promocję czegoś, co nie daje efektów.