Zakup kotła na drewno / węgiel w 2024 roku

Zaktualiowano: 5 stycznia 2024

Rok 2024 to ostatni dzwonek na wyrzucenie starych smoluchów z kotłowni w kilku województwach (około pół roku ma na to dolnośląskie, małopolskie, świętokrzyskie i pomorskie, niecały rok ma łódzkie). Osoby, których nie ogranicza budżet, mogą wybierać spośród wielu opcji. Dla tych z nas, którzy z konieczności trzy razy oglądają każdą złotówkę w portfelu, też jest dobra wiadomość: w większości miejsc nadal można instalować nowoczesne proste i tanie kotły na  drewno – różnica względem przeszłości jest taka, że teraz muszą one współpracować z buforem ciepła. Z jednej strony będzie to dodatkowym kosztem i kłopotem (bo trzeba znaleźć miejsce na bufor) ale z drugiej strony to bardzo dobrze: bufor ciepłą likwiduje prawie wszystkie uciążliwości do tej pory związane z obsługą kotłowni.

Kocioł na drewno bez podajnika z buforem ciepła – najtańsze nowoczesne ogrzewanie

W obecnej sytuacji najkorzystniejszym rozwiązaniem dla ogrzania domu (tam, gdzie uchwały antysmogowe pozwalają – a poza nielicznymi wyjątkami tak jest) staje się nowoczesny kocioł na drewno bez podajnika ale z buforem ciepła:

  • sam kocioł to koszt od ok. 6-8 tys. zł
  • bufor – zależy od fantazji, pojemności i możliwości wykonania – może być 1000 zł lub mniej gdy wykonać samodzielnie lub z pomocą lokalnego warsztatu jak i 5-8 tys. zł za eleganckiego gotowca, ale...
  • finalnie koszty całości nie są tak dotkliwe jak się pozornie wydaje, bo: oszczędza się na osobnym bojlerze CWU – bufor może mieć zintegrowaną funkcję grzania wody i będzie to rozwiązanie o niebo trwalsze niż tani emaliowany bojler,
  • prawdopodobnie da się też uniknąć kosztów modernizacji komina, bo kocioł z buforem ciepła lata zawsze na pełnej mocy, więc i z wysoką temperaturą spalin (którą w razie potrzeby można dodatkowo podnieść przez lekkie zaniedbanie czyszczenia wymiennika).
  • jako opał można stosować tanie i dostępne paliwa – gruby węgiel lub lokalnie dostępne drewno,
  • do zbiornika buforowego można łatwo wpiąć niemal dowolne inne źródła ciepła, np. grzałkę na tani prąd albo kolektory słoneczne, jak również do kotła można doinstalować palnik na pellet gdyby ręczne palenie się znudziło.

Nie da się tego wszystkiego zrobić za 2-3 tys. zł, ale w zamian otrzymuje się efektywny, czysty, ekonomiczny, wygodny system grzewczy, który będzie służył znacznie dłużej niż stary smoluch wpięty na szybkości i duszony przez 2/3 sezonu na minimalnej mocy. Eksploatacja kotła z buforem ciepła w niczym nie przypomina żywota palacza znanego do tej pory – znacznie bliżej jej do kultury pracy kotła z podajnikiem.

Kocioł zasypowy z buforem ciepła

Ponieważ za mniej niż trzy lata wchodzi unijna opłata od paliw kopalnych ETS2 – lepiej zdecydować się na kocioł na drewno niż na węgiel.

Zamontuję sobie taki kocioł bez bufora. Kto to sprawdzi?

Czy można zainstalować kocioł zasypowy 5. klasy bez bufora ciepła? Można – ale nie warto!

Pierwszy powód jest formalny: kocioł zasypowy bez bufora ciepła nie jest kotłem 5. klasy. Po prostu kotły zasypowe nie są w stanie (z pojedynczymi póki co wyjątkami) spełnić współczesnych norm emisyjnych w taki sposób, jak to potrafią kotły z podajnikiem. Potrafią to jednie pracując z pełną mocą. A pracy zawsze z pełną mocą nie można zapewnić w inny sposób jak tylko podłączając kocioł pod bufor ciepła o wystarczająco dużej pojemności.

Mówisz: "ale kto mnie skontroluje jak nie będę dymił"? OK, dotąd takie podejście miało jakąś przyszłość – ale nie teraz. W 2021 roku najprawdopodobniej dojdzie do skutku ogólnopolski "spis kotłowni". W kolejnych latach będą wchodzić w życie wymogi uchwał antysmogowych. Prawdopodobieństwo odwiedzin smutnych panów w twojej kotłowni rośnie – nie będzie do tego potrzebne niczyje zgłoszenie. A kontrolerzy, jak już się pojawią, będą odpowiednio przeszkoleni i braku bufora nie przeoczą. W sytuacji, gdy przepisy będą już wymagały posiadania kotła 5. klasy a u ciebie w kotłowni będzie zasypowiec bez bufora (który – przypomnę – kotłem 5. klasy w takim układzie nie jest) – otrzymujesz okrąglutki mandacik.

Drugi powód jest korzyściowy. Nikt, kto raz zaznał kotła z buforem ciepła, nie wróci z własnej woli do palenia w kotle bez bufora. To jest "awans społeczny": kocioł staje się dużo mniej obsługowy, spala czysto i bez przygód, osiągając o wiele lepszą sprawność, czyli zużywając zauważalnie mniej paliwa niż dawniej. To się pod wieloma względami opłaca – mimo, że na początku trzeba wydać więcej niż kiedyś.

Nie ma już kotłów za 2000zł

W 2017 roku rząd wprowadził normy emisyjne dla kotłów węglowych, za sprawą których z rynku wypadły kotły tanie, ale okropnie brudne i nieefektywne. W sumie to dobrze – tylko nikt nie pomyślał, że w tym segmencie nie ma czym ich zastąpić, gdyż przez dekady nie rozwijano u nas kotłów czystych i tanich. Bardziej opłacało się klepać czyste ale drogie.

Normy emisji dla nowych kotłów wprowadzono już jesienią 2017, ale dziurawe przepisy długo pozwalały na sprzedaż starych kopcących pudeł po lekkim przefarbowaniu. W marcu 2019 załatano dziury w prawie i teraz na rynku są legalnie dostępne wyłącznie kotły 5. klasy.

Grafika z 2018 roku, może być z deka nieaktualna o tyle, że w marketach można już spotkać ubogie, ale tanie kotły podajnikowe, które w najmniejszych mocach zaczynają się od ok. 5000zł. Jak również pojawiło się kilka modeli kotłów zasypowych w cenach od ok. 4000zł – ale tutaj trzeba doliczyć koszty bufora ciepła, a do podajnikowca wkład kominowy, więc obie te opcje będą kosztować dość podobnie, choć kocioł zasypowy z buforem może być o wiele tańszy w eksploatacji (o czym za chwilę).

Kocioł 5. klasy nie musi koniecznie być automatyczny – ale takie najczęściej są teraz spotykane. Czyste kotły zasypowe przez lata nie były rozwijane, bo lepszy pieniądz był w klepaniu automatów na dotacje. Teraz, nie mając wyjścia, część producentów wzięła się w garść i wypuściła kotły zasypowe 5. klasy. Jest ich trochę, ale w pierwszym lepszym markecie możesz nie spotkać żadnego. Jest to kropla w morzu w porównaniu do tego, co było przedtem.

Z rynku zniknęły nie tylko kotły nowe – wyczyszczono też rynek wtórny. Nie można odsprzedawać używanych kotłów nieklasowych lub klasy niższej niż 5. – nawet pomiędzy osobami fizycznymi.

W kotłach z podajnikiem nie ma już rusztu awaryjnego

Przepisy wprowadzające normy emisyjne dla kotłów przy okazji zakazały stosowania rusztu awaryjnego. Dziwić to nie powinno – to proste palenisko rodem ze "śmieciucha" nawet przy starannej obsłudze i przyzwoitym węglu na nim spalanym nie spełnia norm emisji. Dlatego obecnie żaden kocioł automatyczny nie ma i nie może mieć rusztu awaryjnego*.
* Tzn. dla precyzji: przepisy nie mają nic przeciw rusztowi awaryjnemu, ale musiałby on spełniać tę samą normę emisji co kocioł pracujący "nieawaryjnie". Póki co nikt takiego rozwiązania nie przedstawił.

Minus tego jest taki, że w razie awarii kotła czy braku prądu – jesteś w ciemnej i zimnej (chałupie).

Do kotła z podajnikiem trzeba doliczyć wkład kominowy

Kupując kocioł od razu zarezerwuj środki na wkład kominowy – inaczej ryzykujesz, że za kilka miesięcy wkład i tak zamontujesz, ale dodatkowo czeka cię remont komina.

O ile przez lata problemem były raczej kotły za mocno grzejące komin, tak obecne kotły 5. klasy mają z definicji bardzo chłodne spaliny i jest ogromne ryzyko, że wilgoć ze spalin (wraz z innymi świństwami) zacznie kondensować jeszcze w kominie. Dla tradycyjnego ceglanego komina to śmiertelne zagrożenie – kondensat ze spalin wsiąka w ceglany mur, powoduje śmierdzące wykwity na ścianach komina (np. nad łóżkiem w sypialni) i co gorsza powoli "zjada" zaprawę między cegłami.

W zasadzie do każdego kotła 5. klasy należałoby obowiązkowo wymagać montażu wkładu kominowego, który wytrzyma kontakt z kondensatem. Ale producenci kotłów się do tego nie palą – bo to dodatkowy koszt, który im pewnie klienta odstraszy. Lepiej im napisać, że wkład jest "zalecany" albo w ogóle to przemilczeć. Ich interes kończy się na bramie zakładu. Ewentualne problemy – niezależnie od tego, która strona zawiniła – i tak kopną klienta.

Skutki braku wkładu kominowego mogą być fatalne, co mam nadzieję obrazuje poniższe zdjęcie.

Remont pomieszczeń przylegających do zalanego kondensatem komina kosztuje więcej wysiłku i pieniędzy niż zainstalowanie stosownego wkładu kominowego od razu. Trzeba tylko zwrócić uwagę, aby wkład miał dopuszczenie producenta do pracy z mokrymi spalinami węglowymi. Wkłady dla kotłów gazowych mają dopuszczenie do mokrych spalin, ale mokre spaliny z gazu to inna bajka niż mokre spaliny z węgla. Wkład przewidziany pod gaz może z węglem długo nie wytrzymać. Fot.: Sergiusz Dzieniszewski

To nie jest tak, że kocioł 5. klasy podpięty do ceglanego komina daje 100% gwarancji problemów – ale 80-90%, i owszem. Na pewno opinie będą podzielone i znajdą się tacy, co będą się chwalić, że wkładu nie mają a jest dobrze. Przy korzystnym zbiegu okoliczności akurat u nich mogło się udać, ale to nie daje gwarancji nikomu innemu.

Co sprzyja zalaniu komina kondensatem:

  • temperatury spalin poniżej ~100 st.C – a z takimi temperaturami spalin kotły 5. klasy pracują najczęściej. Nie ma dokładnej granicy poniżej której zaczynają się problemy, bo to nie tylko kwestia temperatury spalin, ale w tych rejonach należy oczekiwać problemów; a wystarczy zajrzeć do instrukcji obsługi kotła 5. klasy by się przekonać, że nawet na pełnej mocy temperatura spalin to 120-140 st.C. – a co dopiero przy najczęstszej pracy na ćwierć gwizdka.
  • mokre paliwo – co może nie tyle jest problemem w przypadku węgla, lecz bardziej dotyczy drewna, które jest w stanie zawierać znacznie więcej wilgoci niż węgiel (który jest nienasiąkliwy).
  • wychłodzony komin – np. przechodzący przez nieogrzewane poddasze albo (jak na powyższym zdjęciu) posadowiony w zewnętrznej ścianie budynku. Być może w powyższym przypadku problem byłby mniejszy lub nie wystąpiłby wcale gdyby komin stał w całości wewnątrz budynku.

Jak ewentualnie można uniknąć konieczności montażu wkładu kominowego?

  • instalując kocioł zasypowy z buforem ciepła – będzie on pracował zawsze na pełnej mocy, więc powinien zawsze osiągać na tyle wysokie temperatury spalin, że nie będą one stanowiły zagrożenia dla ceglanego komina. Podkreślam jednak, że to przypuszczenie, a nie pewnik i reguła. Ale zazwyczaj tak jest, że temperatura spalin podana w certyfikacie jest mniejsza niż to, co występuje potem w codziennym użytku. Jeśli certyfikat podaje 120-140 st.C a kocioł będzie zawsze pracować na pełnej mocy, to nie powinno być zagrożenia zejścia poniżej tych pułapów, w rejony niebezpieczne.
  • opcja totalnie partyzancka: niezbyt starannie czyścić kocioł, tak aby temperatury spalin utrzymywały się na pułapach odpowiednio powyżej 100 st.C. Wymaga to zainstalowania na wylocie spalin termometru (jeśli dany kocioł go nie ma fabrycznie), który umożliwi wgląd w rzeczywistą temperaturę spalin, oraz okresowego zerkania do komina (do wyczystki na dnie jak i u wylotu na dachu), czy aby nie ma tam gdzieś śladów wilgoci mimo że dawno nie padał deszcz.
    Sposób ten jest totalnie partyzancki i nie gwarantuje sukcesu – ale jeśli absolutnie nie masz możliwości zamontować wkładu odpornego na kondensat, to lepiej tak próbować zapanować nad sytuacją niż pozostawić sprawy ich naturalnemu biegowi.