Roczne archiwum: 2013

Jak się ma węgiel do ekologii

Mitów na temat węgla jest wiele. Szczególnie wiele legend funkcjonuje wokół wpływu spalania węgla na środowisko, a areną, na której różne strony okładają się tymi mitami stał się w ostatnich tygodniach Kraków – walczący wciąż o zakaz palenia węglem.

Jedni chcieliby widzieć w węglu źródło wszelkiego zła i zwalczać palących węglem, zaś drudzy z uśmiechem wieszają przy swoim sklepie z urządzeniami grzewczymi tablicę „ekologiczne kotły węglowe„. A prawda leży tam, gdzie nikt jej nie szuka.

Ekologiczny kocioł węglowy podczas pracy

Ekologiczny kocioł węglowy podczas pracy

Co na to chemia

Z punktu widzenia chemii węgiel kamienny to skała złożona głównie z czystego węgla, węglowodorów, wody oraz pomniejszych dodatków: siarki, krzemu, glinu, żelaza, wapnia. Nie da się ukryć, że z tego zestawu najbardziej przydatny dla nas jest czysty węgiel oraz węglowodory.

Czy patrząc na skład chemiczny można nazwać węgiel ekologicznym bądź nie? Zależy, jak zdefiniujemy to pojęcie. Znajdą się tacy, dla których sam fakt spalania czegokolwiek, zwłaszcza paliwa kopalnego, będzie już nieekologiczny.
Bez popadania w skrajności, najbardziej problematycznymi produktami lotnymi spalania węgla są:

  • niespalone węglowodory
  • tlenki siarki
  • tlenki azotu
  • tlenek węgla
  • popiół i sadza

Widoczny dym z komina to głównie węglowodory. Niektóre z nich rakotwórcze. Pod tym względem dym węglowy nie różni się wiele od dymu papierosowego. Z dymem papierosowym się walczy, nikt nie chce go wdychać wbrew swej woli. A dym węglowy? Traktujemy jak śnieg, mróz i wrony – naturalny element zimowego krajobrazu.

W instalacjach przemysłowych stosuje się odpylanie i odsiarczanie spalin, a sam proces spalania jest na tyle efektywny, że z kominów naszych elektrowni węglowych widzimy ulatującą parę wodną, a nie dym węglowy.

Ile eko w ekogroszku?

Tak wygląda sprawa zwykłego węgla, a czy ekogroszek jest bardziej ekologiczny? Nie oszukujmy się – to też węgiel kamienny. U jego narodzin leżała szczytna idea dostarczenia paliwa dobrej jakości do powstającej właśnie rodziny kotłów retortowych. Takie paliwo, dzięki przejściu procesów wzbogacania, miało spełniać wyśrubowane normy: brak spiekania, mało popiołu, obniżona zawartość siarki, wysoka kaloryczność, mało wilgoci.

Tyle teorii, a w praktyce wraz z czasem i rosnącym popytem jako ekogroszek zaczęto sprzedawać każdy węgiel jaki się nawinął, a nawet wymyślono po taniości kulki lepione z miału (produkt swoją drogą kuriozalny – wystarczy spojrzeć na deklarowaną wilgotność i kaloryczność w stosunku do ceny). To dlatego dziś nie sposób kupić na składzie opału zwykły węgiel sortymentu groszek (kiedyś był, i to tańszy od orzecha), bo wszystko poszło w worki jako ekogroszek, tyle że zwykle bez specjalnych zabiegów wzbogacania. Ale tego nikt nie kontroluje…

Generalnie ekogroszek zgodny z normami, spalany w dobrym kotle retortowym to paliwo dużo czystsze niż zwykły węgiel kamienny, ale obecnie dostanie takiego to nie lada wyczyn, a cena w okolicach 1000zł/t nikogo już nie dziwi.

Nie ma złych paliw

Każde paliwo ma swoje wady i zalety. Paliwa odnawialne można uznać za lepsze właśnie z uwagi na ich odnawialność, ale podobnie jak węgiel posiadają szereg śladowych składników, których nie chcielibyśmy widzieć w powietrzu. Takie paliwa również można spalić w zły sposób:

Zanieczyszczenie powietrza ze spalania drewna w Australii

I na odwrót: każde paliwo da się spalić czysto. Każde. Wystarczy tylko zapewnić optymalne dla niego warunki – inne dla drewna, inne dla węgla kamiennego. Do tego celu nie potrzeba wcale zaawansowanych współczesnych technologii.

Dym z komina to zawsze niespalone paliwo. Poprawny technicznie i prawidłowo obsługiwany kocioł czy piec na dowolne paliwo nie powinien wypuszczać kominem żadnych niedopalonych składników paliwa. Jeśli więc jest dym – to nie wina paliwa, tylko nieprawidłowych warunków spalania.

Kiepski węgiel to nie wymówka dla trucia

Pojęciem często przetaczającym się przez media jest złej jakości węgiel. To ten zły węgiel miałby być przyczyną kopcenia z kominów i zwiększonej emisji zanieczyszczeń, które to zjawiska nie dotyczą rzekomo węgla dobrej jakości.

Używanie tego pojęcia świadczy o zupełnej ignorancji w temacie węgla. To, co wylatuje z komina, zależy bowiem w największym stopniu nie od kraju pochodzenia, sortymentu czy składu chemicznego danego węgla, ale od sposobu jego spalania. Każdy węgiel można spalić czysto – czyli tak, by nie wypuszczać kominem niespalonego paliwa, co objawi się brakiem dymu – ale wymaga to dostosowania procesu spalania pod cechy danego węgla.

Jeśli palimy prawidłowo (czyli w większości kotłów: od góry), to tak samo czysto spalimy kostkę, orzech, groszek i miał – oczywiście przy zachowaniu odpowiednich dla każdego sortymentu węgla i jego typu ustawień kotła. Jedyna różnica może dotyczyć zawartości siarki w spalinach i lotnych pyłów.

Natomiast jeśli palimy „tradycyjnie”, czyli rozpalimy, nasypiemy wiadro węgla i wracamy na kanapę, to sortyment i typ węgla wpływają na intensywność dymienia.
Typ węgla 31 dymi najmniej, bo mało w nim lotnych węglowodorów i jest przy tym najmniej kaloryczny. Im bliżej typu 32 i 33, tym większa kaloryczność, więcej węglowodorów i palenie takim węglem w zły sposób skutkuje dymieniem niczym przy spalaniu plastików bądź opon. Ale to nie znaczy, że ten węgiel jest zły sam w sobie.
Również sortyment (grubość ziaren) węgla ma znaczenie. Najmniej dymić będzie kostka, a czym węgiel drobniejszy, tym potencjalnie dymu więcej. Dlaczego? Ponieważ węgiel spala się powierzchniowo – im większa powierzchnia płonącego węgla, tym więcej dymu, jeśli spalanie jest nieprawidłowe. A powierzchnia płonącego węgla jest tym większa, im drobniejsze są ziarna.

Pojęcie złej jakości węgla jest więc naciągane i nieprecyzyjne. Jeśli z twojego komina wali siwy dym na pół osiedla, to winny jest zły sposób palenia, jaki stosujesz, a nie węgiel złej jakości.

Są złe kotły

Czy istnieją ekologiczne kotły węglowe? Istnieją – to niektóre kotły podajnikowe oraz zasypowe dolnego spalania. Niestety przeważnie kosztują grube pieniądze. Ale 90% kotłów zwanych przez fabryki ekologicznymi to ordynarne kopciuchy.

Setki, jeśli nie tysiące producentów klepie od dekad takie same blaszane pudła, do których wrzuca się węgiel. Ten węgiel się pali – to akurat żadna sztuka – produkując dym, sadzę i trochę ciepła.
Ponieważ przez dekady węgiel był tani, to nikt specjalnie nie myślał nad tym, ile ciepła z wrzuconego węgla ogrzewa dom, ile atmosferę, a jaka część węgla nie zdołała się nawet spalić i wyleciała po prostu kominem. Jeśli nie ma tu miejsca na rachunek ekonomiczny, to tym bardziej ekologią nikt się nie przejmuje.

Dziś węgiel nie jest już tak tani, ale za to ociepla się domy, więc nawet byle jaki kocioł marnujący 3/4 energii z węgla jest w stanie ogrzać dom za cenę niższą niż w przypadku innych paliw. A że przy okazji produkuje wiadra sadzy, kopci jak Batory na pełnym morzu i truje okolicę? Nic to – kopcący komin wciąż jest u nas rzeczą akceptowaną. Niestety.

Ekologiczny kwiatek do śmierdzącego kożucha

Skoro ekologia w branży kotłów węglowych to głównie chwyt marketingowy – czemu pozwala się na jego stosowanie i żerowanie na naiwności klientów? Czemu producenci tak zabiegają o certyfikaty ekologiczne dla swoich wyrobów? To proste: dla dotacji. Gminne programy ograniczania niskiej emisji oferują dopłaty do wymiany kotłów węglowych, ale tylko w przypadku modeli posiadających certyfikat bezpieczeństwa ekologicznego.

Co to za certyfikat? Wydają go akredytowane laboratoria, a stwierdzają w nim co następuje:
ten oto kocioł został przetestowany z użyciem takiego paliwa i w trakcie pracy z 90-110% mocy nominalnej zmieścił się w takich oto normach emisji syfu.

Ile wart jest ten certyfikat? NIC. On stwierdza tylko najlepszy przypadek – że ten kocioł przy sprzyjających warunkach laboratoryjnych, pracując z pełną mocą spełnia określone normy. Co z tego, skoro w realnej eksploatacji kocioł przeważnie pracuje w najgorszy możliwy sposób? Ale tego wariantu nikt nie bada, bo wyniki takich badań odstraszyłyby klientów.

Jaki jest tego wszystkiego efekt? Ktoś złomuje stary kocioł i idzie po dotację. Bierze pierwszy lepszy kocioł z hipermarketu, który posiada wymagany certyfikat. Urząd zadowolony, bo na papierku pozbyto się jednego kopciucha zastępując go „ekologicznym” kotłem. Klient zadowolony, bo dostał nowy kocioł za ułamek ceny. Producent zadowolony, bo sprzedał wyrób. I tylko nikt nie zauważa, że z komina dalej wali taki sam dym, jak walił ze starego kotła.

Ekologia dla ubogich

Z punktu widzenia ekologii najlepiej ogrzewać gazem ziemnym lub prądem. Ale ekologii rzadko jest po drodze z ekonomią. Niewielu stać na porządny kocioł podajnikowy. To koszt co najmniej 5-7 tys. zł. W segmencie kotłów zasypowych można znaleźć dobre konstrukcje dolnego spalania już za 2-3 tys. zł. Reszta szmelcu – kotły górnego spalania, górno-dolne – bez ingerencji w konstrukcję, użytkowane zgodnie z instrukcją producenta, czyli rozpalane od dołu – to urządzenia do produkcji syfu, a jakiekolwiek podciąganie ich pod ekologię jest jawnym kłamstwem.

Lecz co robić, gdy nie możemy sobie pozwolić nawet na dobry kocioł zasypowy? Pozostaje naprawić nasz prymitywny kocioł górnego spalania na ile się da. Nie potrzeba do tego wydatków – wystarczy tylko rozpalać zawsze od góry. Tyle może zrobić każdy, a efekty będą znakomite.

Przede wszystkim z tej samej ilości paliwa uzyskamy więcej ciepła. Pozwoli to albo obniżyć zużycie węgla, albo zużywając go tyle samo ogrzać dom stale np. do +22st.C zamiast w porywach do +18st.C.

Jak rozpalanie od góry wpływa na emisję zanieczyszczeń? To, co można zaobserwować – zamiast kłębów dymu – śladowe jego ilości aż do zupełnego braku. Spalają się więc lotne węglowodory. Zamiast rakotwórczej mieszanki wypuszczanej w powietrze – masz cieplej w domu.
Jeśli piec dostaje odpowiednią dawkę powietrza, to również emisja tlenku węgla jest o wiele niższa niż przy tradycyjnym kopceniu, gdzie spalanie przebiega zbyt gwałtownie i brakuje tlenu. Podobnie rzecz się ma z pyłami i sadzą. Sadzy prawie nie ma – spala się. Popiołów również jest mniej, jako że nie trzeba grzebać w palenisku podczas palenia.

Stary piec nie musi truć

Palenie węglem nawet w najstarszym i najprymitywniejszym piecu czy kotle nie skazuje automatycznie na trucie wszystkich naokoło – można w dużym stopniu ograniczyć emisję syfu po prostu rozpalając od góry. Będzie to rozwiązanie o charakterze protezy reperującej co się da w kiepskim urządzeniu grzewczym, ale dość skuteczne, a przy tym bezkosztowe. Szkoda, że wciąż niewielu o nim wie, a co gorsza niewielu zależy, by ta wiedza się rozpowszechniła. Wszak pudła na węgiel z naklejką „ekologiczny kocioł węglowy” dobrze się sprzedają.