Po filmiku na temat palenia od góry na portalu rybnik.com.pl pojawił się artykuł, gdzie zapytano o sprawę palenia od góry eksperta - profesora Andrzeja Szlęka z Politechniki Śląskiej.
Komentarz pana profesora wymaga z kolei komentarza z mojej strony. Wspomniana wypowiedź utwierdza mnie w przekonaniu, że nasi naukowcy od węgla orbitują gdzieś w zupełnie innej galaktyce (podobnie zresztą bywa z fachowcami w innych dziedzinach). Nie brak im ogromu wiedzy, ale nie przystaje ona do warunków domowej kotłowni.
W naszym najnowszym wydaniu Eko Serwisu Julian Olewicz z Gotartowic przekonuje, że nawet w tradycyjnych, zwykłych piecach węglowych można spalać węgiel ekologicznie. Promuje metodę rozpalania kotła ”od góry”. Profesor Andrzej Szlęk z Politechniki Śląskiej w Gliwicach temu nie zaprzecza, ale wskazuje, że dużo bardziej ekologiczne i efektywne jest używanie nowoczesnych kotłów.
Cytaty z w/w artykułu.
To cenna konkluzja, którą na pewno wezmą sobie do serca przeciętni polscy palacze, wyżej przedkładający efekt ekologiczny i efektywność swoich kotłów ponad ciągłość dostaw żywności dla swojej rodziny (zdanie zawera lokowanie ironii).
To tak, jakby podjechać Żukiem do warsztatu, żeby wyregulować gaźnik i usłyszeć, że nowy model Mercedesa spala mniej i jest wygodniejszy. I co z tego, gdy ja chcę dalej jeździć Żukiem?! Bo na Mercedesa i części do niego nigdy nie będzie mnie stać. A głupotą byłoby podkopywać domowy budżet na zakup nowego auta, gdy Żuk spełnia wszysktie moje potrzeby, tylko akurat spala 20l/100km przez rozregulowany gaźnik (dla nieobeznanych - po wyregulowaniu ok. 12l/100).
– Spalanie takie [od góry] wiąże się ze spadkiem mocy kotła, a to z kolei może się wiązać z problemem z zapewnieniem odpowiedniego ciągu kominowego i powstawaniem dużych ilości związków szkodliwych. Dlatego też lepsze efekty spalania górnego osiągnięte mogą być tylko wtedy, gdy stosowane jest paliwo dobrej jakości w kotłach o nowoczesnej konstrukcji – komentuje naukowiec.
Mówienie o spadku mocy kotła i związanym z tym powstawaniem substancji szkodliwych jest co najmniej nieprecyzyjne. Taki opis pasowałby do kotła przewymiarowanego. Tam opał jest stale kiszony i małej mocy towarzyszą fatalne warunki spalania.
Tymczasem kocioł rozpalony od góry zachowuje się zupełnie inaczej. W momencie rozpalenia jego moc faktycznie jest mała, bo objętości żaru jest mało. Ale z każdą chwilą moc rośnie - wzrasta ilość żaru oraz - co najważniejsze - owa warstwa żaru nie jest "kiszona", lecz pali się na pełnych obrotach, o ile tylko dostarczy się jej dość tlenu. W domowych warunkach można to poznać po tym, że dymu jest mało lub nie ma go wcale.
Jak więc można podawać w wątpliwość podciśnienie w kominie, do którego trafiają czyste, gorące spaliny? Dlaczego miałoby być ono mniejsze niż przy paleniu od dołu, gdzie w komin ulatują kłęby dymu? Jak się mają 'duże ilości związków szkodliwych' mogące powstać przy rozpalaniu od góry do tych, które zawsze występują przy rozpalaniu od dołu? No tak, nikt takich drobazgów dotąd nie badał.
To nie ma być metoda idealna
Nikt nigdzie nie stwierdził, że rozpalenie starego kotła od góry da lepsze wyniki emisji niż są to w stanie osiągnąć choćby przeciętne kotły podajnikowe. Ale kocioł podajnikowy kosztuje ok. 10 tys. zł (dobry i faktycznie automatyczny kocioł, a nie pudło zasypowca nasadzone na wiadro z węglem w cenie 4 tys.zł gdzie biedny palacz żongluje czasami podawania paliwa i przedmuchu). Jeśli samo rozpalenie od góry pozwala osiągnąć nawet tylko połowę tego, co daje nowoczesny kocioł, to i tak warto to stosować - bo koszt tak ogromnego skoku jakościowego jest znikomy!
Rozpalanie od góry nie jest idealne. Widzimy co prawda, że znika dym, ale pytanie jaki jest skład spalin - to, czego nie widać. Od początku co bardziej zorientowani w procesach spalania goście podnosili wątpliwości, czy aby gdzieś po drodze nie produkuje się nadmiaru tlenku węgla (czadu).
Można znaleźć do tego twierdzenia teoretyczne podstawy, tak samo jak można wskazać, że palenie tradycyjne emituje kosmiczne ilości trucizn, nie tylko tlenku węgla, ale i substancji smolistych oraz pyłu. Ale dotąd nikt tego nie stwierdził badaniami. Nie ma niestety badań emisji choćby jednego domowego kotła pracującego w rzeczywistych warunkach, rozpalanego zarówno od góry jak od dołu. Dopiero na podstawie takich badań można by orzekać o "niewidzialnych" skutkach rozpalania od góry w porównaniu do rozpalania od dołu. Jedyne badania, jakie do tej pory znalazłem, to te z RPA, ale dają one tylko ogólny pogląd na sytuację, a warunki w polskich domowych kotłach są dosyć odmienne.
Ekologia nie jest czarno-biała
Każdy średnio ogranięty palacz wie, że istnieją bardziej ekologiczne i efektywne kotły spalające lepsze paliwa. Niestety większości na nie nie stać i pewnie nigdy nie będzie to w ich zasięgu. Tego zdają się nie dostrzegać naukowcy, fachowcy, ekolodzy i cała reszta "ekspertów", którzy z wysokości swojej wieży z kości słoniowej widzą tylko rozległy zadymiony obszar zamieszkiwany przez cwaniaków-buraków-trucicieli, którzy na złość ludzkości nie chcą kupić sobie ekologicznych kotłów i paliw "dobrej jakości".
Tymczasem rozpalanie od góry zyskuje na popularności, ponieważ to coś niebywałego: bez wydawania grubej forsy, własnymi rękami można poprawić swój los. To taka ekologia, na którą stać każdego. Programów ograniczania niskiej emisji jest pełno, ale
[...] stare kotły poprzez zmianę sposobu palenia nie staną się nagle ekologiczne – trzeba je po prostu wymienić na te nowoczesne
To prawda. Ale syfu w powietrzu będzie o jakieś 3/4 mniej, stare kotły będą zużywać mniej opału i wymagać mniej doglądania. To wszystko jest dostępne dla każdego, a nie tylko dla tych, którzy mają głęboki portfel lub ich gminę odwiedził akurat św. Mikołaj z dotacjami.
To gra warta niejednej świeczki, o czym najlepiej świadczy zainteresowanie zwykłych palaczy. Oni widzą w tym realne, policzalne korzyści dla siebie. Niestety ze szczytu wieży z kości słoniowej słabo widać te sprawy.
-- Juzef