Przeciw dymiącym kominom

Utrudzona polska ziemia widziała już niejedną kampanię wymierzoną w tzw. niską emisję. Na dniach pojawiła się kolejna z nich: Dziękuję, nie truję.

I bardzo dobrze, że więcej mówi się o problemie dymiących domowych kominów. Szkoda tylko, że akcja jak zwykle wygląda na przygotowaną przez ludzi, którzy nie rozumieją sytuacji zwykłego człowieka, przez co nie są w stanie zaproponować mu realnej alternatywy dostosowanej do jego możliwości. Widzą dymiący komin jako problem, a nie zauważają, że za tym dymiącym kominem jest człowiek, który nie umie palić we właściwy sposób, bo nikt mu nie powiedział, jak należy to robić. On przeczytał instrukcję i pali tak jak tam napisano. Komin dymi? Przecież od tego jest?

Pięć razy 40 sekund

W ramach akcji opublikowano pięć krótkich filmików wyjaśniających problem „niskiej emisji”. Oto pierwszy z nich:

Reszta dostępna na kanale YT Planergia. Dowiemy się z nich m.in. dlaczego „niska emisja” jest problemem, że paląc śmieci i kiepskie paliwa trujemy sami siebie bardziej niż robi to przemysł, że jest to szkodliwe dla zdrowia ludzi i środowiska. Ale czy aby na pewno przeciętny człowiek jest tak biegły w symbolach chemicznych, że Hg, SO, CO napawają go grozą? Wątpię. Zabrakło bardziej obrazowego przedstawienia skutków palenia syfem. Nie tylko tych zdrowotnych, ale i konsekwencji technicznych: korozji kotła oraz komina i w efekcie wysokich wydatków w perspektywie kilku lat.

Każdy filmik zachęca do zmiany tego stanu rzeczy. Jak to zrobić? Z tym już gorzej. Dopiero w ostatnim odcinku dostajemy trzy recepty:

  • nie pal śmieci z tworzyw sztucznych
  • kupuj dobrej jakości paliwa (kto, do stu piorunów, wpisał na listę „złych” paliw koks?!!)
  • przekonaj się do inwestycji w nowoczesne ogrzewanie – stare piece pożerają twoje pieniądze, tanie paliwa dają mało ciepła a dużo dymu

Trzeba przyznać, że przekaz jest zgrabnie uproszczony i na tym stopniu ogólności – prawdziwy.

Jedna z sensowniejszych kampanii

Dziękuję, nie truję to dobra kampania. Przekaz jest prosty, zrozumiały i współczesny. Bez czerstwego straszenia trudnymi nazwami związków chemicznych, z dość szczegółowym a zarazem prostym wyjaśnieniem problemu i bez większych przekłamań.

Bardzo dobrze, że więcej się mówi o sprawie. Świetnie, że akcja podejmuje próbę zaangażowania „niepalących” przez zachętę do przysyłania zdjęć dymiących kominów, choć wydaje mi się, że daje ku temu słabe zachęty… Do tej pory tego typu akcje próbowały raczej wtłaczać palaczom do głów swoje racje, zupełnie zapominając o „niepalącej” większości, której nacisk na śmierdziuchów też byłby znaczący. Każdego normalnego człowieka bierze na wymioty, gdy sąsiad pali czymś, co śmierdzi jak padlina. Ale mało kto ma odwagę zareagować w takiej sytuacji, bo wydaje mu się, że jest w mniejszości.

Niestety jak wszędzie, tak i tutaj wciska się ludziom droższe sposoby ogrzewania. „przekonaj się do inwestycji” – mówią. Jak ma się przekonać do inwestycji gość, w którego portfelu nie ma pieniędzy na inwestycję?
Gdzie wyjaśnienie, że taka inwestycja może dać w efekcie wyższe rachunki za ogrzewanie, bo – zależnie od wybranego nowego sposobu ogrzewania i paliwa oraz dotychczasowej strategii ogrzewania (hajcujemy nieważne ile węgla idzie lub marzniemy dla oszczędności), cena otrzymanego ciepła może być wyższa niż dotąd? Oczywiście są warianty, gdzie będzie taniej i czyściej zarazem, ale trzeba wiedzy, by na nie trafić.

Nie trzeba chyba dodawać, że niestety nie wspomina się w tej kampanii o możliwości prawidłowego palenia w starym piecu, czyli o rozpalaniu od góry, co utrwala u ludzi przekonanie, że tylko wywalenie grubej forsy pozwoli ogrzewać komfortowo i tanio zarazem, co nie jest całą prawdą. Można palić w starym piecu i niezbyt szlachetnym paliwem, a mimo to nie kopcić – wystarczy rozpalać od góry.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *