Miesięczne archiwum: czerwiec 2014

PEREKO po lepszej stronie mocy

A jednak nie wszyscy producenci kotłów węglowych kierują się tylko bieżącym saldem rachunku bankowego. Na tle naszych dotychczasowych przygód z branżą kotlarską pozytywnie wyróżniła się firma ENVO, producent kotłów PEREKO.

Stwierdzili oni, że skoro te tysiące ludzi próbują rozpalania od góry i są z tego zadowoleni, oszczędzają znaczne pieniądze i mniej trują dzięki temu najbliższą okolicę, to jest spora szansa, że to nie zbiorowa halucynacja i coś w tym musi być. A skoro tak, to warto sprawę zbadać i się przyłączyć do promocji tego sposobu palenia, bo skorzystamy na tym wszyscy – nie pomijając samych producentów kotłów.

Mieli tylko jeden problem: ich fachowcy, konstruktorzy kotłów i doświadczeni palacze nie potrafili z powodzeniem rozpalić ich kotła od góry (może to przez nadmiar doświadczenia). Dlatego w minionym tygodniu wybrałem się do Starachowic, do siedziby firmy ENVO, by pokazać, że rozpalanie od góry w tych kotłach działa.

Próbne rozpalenie od góry

Próba została przeprowadzona w kotłowni jednego z pracowników na kotle PEREKO KSW 18kW pracującym na naturalnym ciągu i z doprowadzeniem powietrza wtórnego. Węgiel z pobliskiego składu, podobno polski – orzecho-groszek na oko najwyżej typ 31.2.

Sytuację obserwował zespół fachowców – konstruktorów i serwisantów, skupiając się głównie na pomiarach ciągu kominowego w trakcie rozpalania. I tak zimny komin oferował całe 10Pa cugu. W miarę rozpalania wartość ta wzrastała do 20Pa, potem nawet do 35Pa. To już podobno było za dużo. Jednak po ograniczeniu ciągu do 20Pa, kocioł zaczął przysypiać, a podobno jest to właściwa dla pracy kotła o tej mocy wartość ciągu. To dziwne, bo DTR kotła podaje 23Pa jako minimalny wymagany ciąg dla KSW 18kW.

Panowie fachowcy mieli chyba wstępne założenie, że rozpalanie od góry będzie wymagało do działania większego ciągu niż rozpalanie od dołu. To pogląd, który przewijał się już nieraz tu i tam, ale dotąd nikt tego nie potwierdził przez pomiary i porównanie z rozpalaniem od dołu. W tym przypadku, mimo wiosenno-letniej pogody, nie było problemów z brakiem ciągu, a wręcz był on bardzo konkretny. Lecz czy nie miał on ujemnego wpływu na sprawność kotła? To wymagałoby dokładniejszych pomiarów.

Nic nie jest jasne, ale działa

Do tego właśnie sprowadziły się wnioski z tej próby: konieczne jest rzetelne zbadanie i porównanie rozpalania od góry i od dołu na tym samym kotle i paliwie, w zbliżonych warunkach pracy. To pozwoli stwierdzić, jakie warunki są potrzebne, by rozpalanie od góry działało oraz dawało lepsze efekty od palenia tradycyjnego oraz czy te warunki są zasadniczo różne od tych wpisanych obecnie w DTR.

Firma ENVO zamierza się tym zająć na poważnie, tzn. zmontować stosowne stanowisko do pomiarów i przeprowadzić testy w kontrolowanych warunkach. Gdy uda się stwierdzić, że rozpalanie od góry daje lepsze efekty a nie wymaga do ich osiągnięcia jakichś trudnych czy kosztownych zabiegów ze strony palacza, to w planach jest sporządzenie broszury informacyjnej na temat rozpalania od góry i rozprowadzenie jej wśród dystrybutorów kotłów PEREKO. Informacja o tej metodzie palenia może też znaleźć się w DTR-kach kotłów, gdy będzie wiadomo, że po spełnieniu danych warunków użytkownik nie będzie miał problemu z rozpaleniem od góry w danym kotle.

Po drugiej stronie barykady

Wśród bardziej świadomych użytkowników kotłowni przeważa pogląd, że ci producenci kotłów to jacyś dziwni są – wciskają ludziom dymiące pudła, dobrych kotłów nie chcą produkować, a los szarego palacza od momentu sprzedania mu wyrobu niewiele ich rusza. Wizyta w firmie ENVO była okazją do wysondowania poglądów drugiej strony.

Dlaczego tak mało jest kotłów dolnego spalania, a dobrych i w niskich mocach to już w ogóle ze świecą szukać? Bo koszt wykonania dolniaka jest o ok. 30% wyższy niż górniaka o tej samej mocy. A sprzedają się one kiepsko. Ludzie nie wiedzą co to i po co, więc wolą sprawdzony od pokoleń kocioł górnego spalania. Swoją drogą nic dziwnego, że nie chcą dopłacić do kotła dolnego spalania, jeśli nikt im nie mówi o korzyściach z tego płynących. Widzą jedynie droższe, udziwnione ustrojstwo.

Podobnie jest z kotłami na drewno, pod którym to szyldem dominują długaśne górniaki z dmuchawami. Oczywiście konstruktorzy wiedzą, w jakich warunkach optymalnie spalać drewno. Ale tu też praprzyczyną wszystkiego jest kasa, czyli potrzeba ludzi. Klient nie chce męczyć się z rąbaniem, więc wolałby wrzucić do kotła całą kłodę, włączyć wentylator i mieć spokój na pół dnia. To, co wali z komina, zbytnio go nie boli. Kosztów też nie odczuwa, bo drewno ma tanie lub z własnego lasu. Te same kryteria spełniłby kocioł dolnego spalania, dodatkowo dając oszczędności i uwalniając od smoły w kominie. Niestety najbliższe dobre kotły dolnego spalania z pojemną komorą na drewno są produkowane na Litwie, a po imporcie do Polski kosztują dwa razy więcej niż te długaśne górniaki z dmuchawami. I tu koło się zamyka.

Ciekawą uwagę zaserwował jeden z konstruktorów odnośnie zespolonych drzwiczek popielnika i rusztu. Ta cecha w rankingu kotłów była dotąd traktowana jako wada, ponieważ była przyczyną nierównego wypalania warstwy opału. Okazuje się jednak, że drzwiczki zespolone mają swoje uzasadnienie i nie zawsze można bezkarnie zablokować przepływ powietrza przez ruszt pionowy. Kilka lat temu przeważały kotły z osobnymi drzwiczkami, ale szybko okazało się, że ruszt pionowy pozbawiony chłodzenia częściej gnie się i topi od nadmiernej temperatury. Wtedy m.in. w kotłach PEREKO zastąpiono drzwiczki osobne zespolonymi, z takim wichajstrem (zdjęcie poniżej) ograniczającym, ale nie uniemożliwiającym ucieczkę powietrza przez ruszt pionowy.

Drzwiczki zespolone w kotle Per-Eko KSW

Drzwiczki zespolone w kotle PEREKO KSW

Oby tak dalej

Wyprawa do siedziby firmy ENVO dała mi szerszy pogląd na to, jak profesjonaliści widzą problemy, które tu wałkujemy z poziomu domowej kotłowi i całą obecną sytuację na rynku kotłów węglowych. To pocieszające, że nie wszyscy producenci kotłów widzą w zmianach zagrożenie, a w ludziach chcących dbać o środowisko w obrębie własnego domu oraz swoją kieszeń – niegroźnych wariatów lub wrogów.

Miejmy nadzieję, że po przeprowadzeniu kontrolowanych i opomiarowanych prób rozpalania zarówno od dołu jak i od góry, uda się upewnić co do działania rozpalania od góry w różnych warunkach i podać tę metodę ludziom w takiej formie, by mogli być pewni, że w ich kotle ona zadziała bez kombinacji i problemów.