Święci balują w niebie

O węglu w mediach słyszymy dwa rodzaje wiadomości: o tym jak źle jest polskiemu górnictwu oraz o kosmicznych technologiach mających sprawić, że nawet ekolodzy jeśli nie pokochają to chociaż zaakceptują fakt, że Polska z węgla rezygnować nie zamierza.

Kocioł Camino, fot. rcgeo@forum.info-ogrzewanie.pl

Nowe technologie nie mają tu łatwego wstępu. Fot. rcgeo@forum.info-ogrzewanie.pl

Jakieś enigmatyczne „czyste technologie węglowe”, podziemne czy naziemne zgazowanie, wychwytywanie CO2 – to problemy i nadzieje kopalń i elektrociepłowni, a nie szarego palacza. Techniczne i polityczne wyżyny niebieskie, których lokatorzy z rzadka muszą się przejmować tym, co na dole.

Dla nas, zwykłych śmiertelników stąpających po Krainie Niskiej Emisji, wszystkie te ogłaszane innowacje nie mają prawie żadnego znaczenia. W naszym świecie CO2 to niemal witamina w porównaniu z innymi produktami spalania w domowych kotłach i piecach. Nikomu zbytnio nie zależy, by poprawić nasz los, bo trudno na nas zarobić.

Nie dla psa czyste technologie

Zostaliśmy przyzwyczajeni, że spalanie węgla musi wiązać się z dymem, brudem i udręką. Przez lata jedyną zmianą technologiczną na poziomie domowych kotłowni były kotły podajnikowe. To faktycznie rewolucja w jakości ogrzewania węglem. Ale niestety droga w zakupie i użytkowaniu. Dlatego nigdy nie wyprze starych kotłów węglowych u ludzi, których stać na kocioł za max. 2000zł.

Tymczasem w Polsce opracowywane są metody jeszcze czystszego wykorzystania węgla w przemyśle, jak można przeczytać w artykule Jasna przyszłość ciemnego węgla.

Do węgla przylgnęła łatka „brudny i niechciany” – mówiła z lekką pretensją w głosie Joanna Strzelec-Łobodzińska, wówczas prezes Kompanii Węglowej, największej w UE firmy produkującej węgiel kamienny, podczas wrześniowego Forum Ekonomicznego w Krynicy.

Ciekawe czemu…

Kilka dni później do Katowic przyjechał Donald Tusk i zapowiedział zdecydowanym tonem, że polska gospodarka nadal będzie stała na węglu, ale w sposób nowoczesny. […]

W połowie maja 2013 roku w Katowicach oficjalnie otwarto Centrum Czystych Technologii Węglowych (CCTW). To największy projekt inwestycyjny w zakresie infrastruktury badawczej w Polsce, który pochłonął do tej pory mniej więcej 162 mln zł, ze wsparciem Unii Europejskiej. CCTW jest wspólnym przedsięwzięciem Głównego Instytutu Górnictwa (GIG) i Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu. Prof. Jerzy Buzek, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, ojciec chrzestny projektu, podkreśla, że chodzi o to, aby w Polsce działał wiodący w UE ośrodek badawczy dla komercjalizacji czystych technologii węglowych. […]

W CCTW trwają intensywne prace nad redukcją emisji dwutlenku węgla. W Katowicach utworzono laboratoria, a w Mikołowie i Zabrzu instalacje technologiczne. W kopalni doświadczalnej Barbara w Mikołowie należącej do GIG powstał podziemny poligon do badań w zakresie zgazowania węgla.

I dalej długa wyliczanka pionierskich inwestycji w kopalniach i okolicach. To miło, że kraj leżący na węglu działa także w kierunku wykorzystania tego węgla w przemyśle w czysty sposób. A może coś o kotłowniach u Kowalskich? Ach, tak:

Po stronie górnictwa leży eliminacja z rynku węgli kiepskiej jakości, które powodują niską emisję – nie ma wątpliwości Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej.

Że niby węgle dobrej jakości wrzucone do pieca nie dymią? Chyba profesorowie i prezesi dawno nie widzieli kotła o mocy poniżej 1MW.

Słowem: miliony palaczy dorzucając do pieca węgiel, z którego dym zasnuwa wsie i miasta mogą poczuć dumę, że oto w ich kraju rozwija się technologie, dzięki którym spada emisja CO2 ze spalania węgla w elektrociepłowniach.

12 milionów ton zagrożone

Krakowska rozróba wokół węgla ma jeden plus: ci, co żyją z domowych palaczy zauważyli, że ich pozycja na rynku nie jest pewna po wsze czasy, a byle „ekologiczna” zadyma może ich posłać w niebyt niemal z dnia na dzień. Do tego stopnia potraktowali sprawę serio, że nawet spotykają się z politykami. Debata na temat „perspektyw wykorzystania węgla w gospodarstwach indywidualnych” miała miejsce w grudniu 2013 roku. Cytaty z artykułu o tymże spotkaniu:

Spalanie węgla przez odbiorców indywidualnych nie musi oznaczać tak wysokich zanieczyszczeń powietrza jak obecnie, ale wprowadzenie poprawiających sytuację norm dla paliw stałych i urządzeń grzewczych małej mocy jest poważnym wyzwaniem tak politycznym jak ekonomicznym.

Właśnie dlatego, że to boli, to przez lata nikt tego nie tknął. Nie ma norm na paliwa, nie ma norm na kotły, a w świadomości ludzi dym z komina jest tak naturalny zimą jak śnieg.

Adam Gorszanów prezes Izby Sprzedawców Polskiego Węgla ocenia, że górnictwo jako branża nie jest bez winy, bo ostatnie 10 lat przespało. Na początku XXI wieku były podjęte działania, które miały poprawić technologiczne spalanie węgla w małych źródłach i były sukcesy, ale później spoczęto na laurach.

Otóż to. Wprowadzono kotły podajnikowe i wszystko pięknie, ale kogo na nie stać? A jeśli nawet stać, to wielu – jeśli tylko ma możliwość – woli płacić więcej za gaz, ale zapomnieć zupełnie o ogrzewaniu. Co z tego, że eksploatacja tańsza, skoro jest uciążliwa? I nie chodzi tylko o brudzenie sobie rąk.

Trzeba kupić opał, czyli pałować się z oszustami albo zamówić mszę w intencji udanego zakupu, by potem nie musieć męczyć się całą zimę z niepalnym lub papierowym „ekogroszkiem”. Trzeba walczyć z ustawieniami sterownika kotła, bo tfurca jego założył, że operator będzie miał kwalifikacje jak palacz z załogi parowozu i czasu co nie miara na eksperymenty z ustawianiem parametrów dziwnych po każdej zmianie paliwa.

– Jeżeli w tzw. PONE, czyli w programach ograniczania niskiej emisji, które są przygotowane we wszystkich województwach za wyjątkiem śląskiego tak naprawdę eliminuje się węgiel w ogóle to przekaz jest jakby jasny – dalej nie ma przyzwolenia żeby węgiel był traktowany tak jak inne źródła energii – ocenia Adama Gorszanów.

Taka smutna prawda, że wypracowany przez lata stereotyp węgla jako źródła syfu, smrodu i bólu trudno teraz odwrócić. W wyborze ogrzewania nawet u zamożniejszych ludzi dużą rolę odgrywają koszty i niejeden ogrzewałby węglem, gdyby uciążliwość używania tego paliwa ograniczyć do niezbędnego minimum oraz gdyby nie wiązało się to ze stygmatem syfiarza, który truje sąsiadów dla własnej oszczędności. A tak węgiel wybierają ci, którzy muszą.

Niemniej, jak dowodzi Aleksander Sobolewski, dyrektor Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla, możliwości ograniczenia emisji przy spalaniu węgla w gospodarstwach domowych oczywiście istnieją. To jest m.in. kwestia stosowania kwalifikowanych paliw, w tym paliwa bezdymnego, czyli węgla uszlachetnionego termicznie i odpowiednio nowoczesnych kotłów. Problem polega tylko i aż na tym, że im mniej emisyjne paliwo tym jest droższe.

Mała podpowiedź: węgiel musi być czysty i tani. Tani przede wszystkim, nie zapominajmy o tym. Przy czystym, ale drogim węglu nie zatrzyma się pies z kulawą nogą. Dlatego sprawa w teorii jest prosta: trzeba skonstruować kocioł węglowy za 2000zł, który każde paliwo spali bezdymnie – kwalifikowane czy nie – tak by operator nie mógł w nim wiele zepsuć. I wystawić go w marketach budowlanych w miejsce obecnie zalegających tam pudeł do dymienia.

– To nie jest tak, że społeczeństwo chce palić mułem węglowym. Nawet przy niższej sprawności kotłów koszty korzystania z mułów są dwukrotnie niższe niż w przypadku węgla sortymentowego. Dopóki taka możliwość prawna istnieje (spalanie mułów – red.) to społeczeństwo zawsze pójdzie w tym kierunku. Im paliwo lepsze, a więc droższe tym mniejsza emisja i teraz trzeba gdzieś uchwycić złoty środek – ocenia Sobolewski.

To nie jest tak, że społeczeństwo chce palić węglem 😉 Muł oczywiście należałoby wyeliminować, ale czy wysokogatunkowy orzech wrzucony na żar do typowego kotła górnego spalania można określić jako złoty środek?

Palacze palaczom poprawiają los

Kotły poniżej 1MW nigdy nie były w centrum zainteresowania kopalń, przemysłu, polityki czy ekologów. Co gorsza sama branża węglowa nie widzi jeszcze problemu w tym jak jest postrzegana przez potencjalnych klientów. To wynik lat stabilizacji i przyzwyczajenia, że zawsze spora grupa ludzi będzie palić węglem z przymusu, choćby był nie wiem jak brudny, śmierdzący i uciążliwy – byle było tanio.

Ironią losu jest, że prawdziwe „badania rozwojowe” nad ulepszeniami w gotowych wyrobach i nowymi konstrukcjami prowadzone są nie przez producentów kotłów węglowych, ale przez amatorów-pasjonatów w zaciszu ich własnych kotłowni.

Najczęściej to rutynowe poprawianie fabryki – za pomocą drutu, puszki po śledziach, gwoździa i młotka sprawienie, by kocioł przestał dymić i żreć węgiel ponad miarę, a zaczął grzać bez problemów.

Czasem eksperymenty zajdą tak daleko, że wychodzi z tego coś przydatnego dla innych – lepsza metoda palenia, dodatek czy modyfikacja do kotła jak te, których niewielka część opisana jest w dziale Warsztat. A nawet istotny fragment kotła jak np. tutaj lepsza konstrukcja palnika w kotle dolnego spalania. Metoda rozpalania od góry też tak zaczęła swoją karierę – od jednego wpisu na forum, za którym z czasem poszły rzesze naśladowców.

Czy to powinno dziwić? Nie. To właśnie zwykłym palaczom najbardziej zależy na ekonomicznym wykorzystaniu zakupionego za ciężkie pieniądze opału. Tym, których stać tylko na kotły za najwyżej 2-3 tysiące. Oni nie dymią dlatego że lubią. Ich kotły mają wręcz zapisane w instrukcji obsługi, że mają dymić, a nikt im nie powiedział, że to nienormalne i można inaczej.

Dziwi tylko, że ludzie wspólnymi siłami potrafią uczynić spalanie w tak prostych kotłach bezdymnym, podczas gdy producentom czy fachowcom od spalania węgla w ogóle taki pomysł na myśl nie przyjdzie. Ich stać na wymyślanie paliw kwalifikowanych i nowoczesnych acz drogich kotłów. Przeciętny świadomy palacz musi sobie radzić z tym, co ma i dlatego radzi sobie tak dobrze.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *