Na razie nic nowego, ale zanosi się na zmiany - oto obraz sytuacji w węglowym światku z tegorocznej edycji konferencji organizowanej przez Zabrzański Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla, która odbyła się w Sosnowcu w miniony piątek, 1. kwietnia. Prócz standardowo wałkowanych od lat tematów była relacja z niedawnego spotkania w Ministerstwie Środowiska w sprawie prac nad normami jakości węgla i regulacjami rynku kotłów oraz sporo reklamy Błękitnego Węgla. Nowością w programie była sesja o biomasie.
Gdzie te zmiany
Niedawno w Ministerstwie Środowiska odbyło się spotkanie węglowego światka. Było już tych spotkań co nie miara i niby nie powinno ono nic zmienić, a jednak wygląda na to, że rząd na poważnie bierze się za uregulowanie rynku paliw stałych i kotłów. Informacje na ten temat przedstawił dyrektor IChPW dr Aleksander Sobolewski, który w w/w spotkaniu uczestniczył.
Póki co rozważane są możliwe kierunki regulacji:
- świadectwa jakości z dokładnymi parametrami każdej partii paliwa
- usunięcie z rynku detalicznego mułu i flotu
- objęcie regulacjami także węgla brunatnego, który dotąd był pomijany
- wzorem Czech eliminacja z rynku kotłów niemieszczących się w klasie 3. normy PN-EN 303-5:2012
Prace w tym kierunku prowadzi Ministerstwo Środowiska we współpracy z Ministerstwem Energetyki. Po wypracowaniu konkretnych propozycji zmian mają one być poddane szerokim konsultacjom społecznym. Patrząc na tempo prac poprzedniego rządu i ich efekty, warto trzymać oczekiwania na wodzy i poczekać przynajmniej do oficjalnego ogłoszenia propozycji zmian. Poprzednia ekipa też chciała dobrze, po czym nie dało się nawet usunąć ze sprzedaży mułów.
Inną sprawą jest nadciągająca w perspektywie 2020 roku unijna dyrektywa Ecodesign. Spowoduje ona, że w sprzedaży ostaną się tylko kotły o parametrach dzisiejszej 5. klasy! Kierunek tych zmian na pierwszy rzut oka wydaje się słuszny: niższa emisja, wyższa efektywność. Ale spójrzmy jak skończyło się śrubowanie norm dla silników spalinowych. Wymagania rosły wręcz poza granice technicznego rozsądku i tak skończyliśmy z malutkimi wyżyłowanymi silniczkami, z DPF-em i oszustwami na badaniach.
Podobnie może się dziać z kotłami węglowymi. 5. klasa narzuca tak wysoki reżim efektywności, że kocioł w tej klasie nie ma już czym nagrzewać komina i konieczny staje się wkład kominowy odporny na kondensat. Kocioł zasypowy teoretycznie może spełnić kryteria 5. klasy, ale producentowi nie będzie się opłacało go ulepszać, bo i tak nie dostanie nań dofinansowania - bo tam można wrzucić i spalić całego kalosza! (a do kotła podajnikowego cały nie wejdzie, trzeba go najpierw rozdrobnić, dlatego jest bardziej eko)
Co najgorsze: zaostrzanie norm do granicy możliwości technicznych powoduje, że kotły węglowe stają się coraz droższe w zakupie i eksploatacji. Jakie to może mieć konsekwencje:
- węgiel straci na popularności skoro kosztami będzie porównywalny z czystymi i wygodnymi źródłami ciepła - tak można się łudzić, gdy się nie pamięta, że połowa Polaków zarabia do 2400zł netto miesięcznie
- powstanie podziemie kotlarskie klepiące i nielegalnie sprzedające tanie kopciuchy w odpowiedzi na nieustające zapotrzebowanie rynku
Błękitny Węgiel: za hajs podatnika baluj
Była także relacja z kończących się w tym sezonie grzewczym testów Błękitnego Węgla w kilku gminach południowej Polski. Łącznie rozdano za darmo 2000 ton tego paliwa. Efekty pokazano na przykładzie Roszkowa. Pomiary na wylocie do kominów wykazały 20-krotny spadek emisji pyłów i 35-krotny spadek emisji B(a)P. Dużo, ale to dlatego, że normalnie niemal wszyscy kopcą tam flotem. Do tego przydałyby się wyniki pomiarów jakości powietrza. Dr Sobolewski pokazał jedynie zdjęcia panoramy miejscowości przed i w trakcie akcji przy podobnej temperaturze powietrza, co jednak nie musi być miarodajne, bo na stężenia trucizn w powietrzu wpływa też m.in. prędkość wiatru czy zjawisko inwersji.
Gośćmi konferencji byli przedstawiciele gminy Krzyżanowice (w której skład wchodzi Roszków) oraz Jedliny Zdrój. W samych superlatywach wyrażali się o efektach testów Błękitnego Węgla (zainteresowanie mediów i okazja do wylansowania się na nośnym temacie). Podobne były według nich opinie mieszkańców. Ucieszyli się rzecz jasna z faktu, że koń był darowany, ale też zobaczyli różnicę: że da się palić bez dymu i zupełnie inaczej wygląda zimowe popołudnie gdy dookoła nikt wściekle nie kopci.
W Jedlinie Zdroju ten nagły wzrost świadomości mieszkańców zaowocował nawet pierwszym zgłoszeniem odnośnie kopcącego komina sąsiada. Urzędnicy, w pierwszej chwili zaskoczeni tą nowością, zaraz z wprawą zaczęli odsyłać petenta od drzwi do drzwi, aż ten zapomniał jak się nazywa i dał sobie spokój (nie ma tam straży gminnej od takich spraw).
Jakkolwiek miło by nie było, już się skończyło. Prace badawcze i testy Błękitnego Węgla finansowane były ze środków NFOŚiGW. Gdyby taki gotowy produkt pojawił się teraz na rynku i któraś gmina chciałaby z niego skorzystać, nie ma jak tego sfinansować. Nawet szacowny Instytut rozbija się tu o urzędowe niedasię. Brak jest w ofercie NFOŚ i poszczególnych WFOŚ programu, który wspierałby taki rodzaj walki z niską emisją. Osobna sprawa to kwestia głębokości kieszeni Funduszy, nawet gdyby taki program istniał.
Biomasa po raz pierwszy
Po raz pierwszy w tym roku w konferencji wzięły udział firmy z branży biomasowej.
Pan Grzegorz Ojczyk z firmy Herz zaprezentował wnioski z prywatnych eksperymentów spalania pelletu w palniku retortowym w kotle Ogniwo Eko Plus - potwierdzając, że palnik retortowy kiepsko się do tego nadaje.
Najciekawsza w tej sesji była prezentacja programu Dratewka, który zakłada wykorzystanie zbędnej a łatwo dostępnej biomasy do produkcji pelletu, który następnie byłby zużywany w bliskiej okolicy od miejsca produkcji. Taka filozofia pozwala obniżyć koszt paliwa (odpada w dużej części transport) i racjonalnie wykorzystać to, co jako odpad stanowiłoby problem i koszt w utylizacji.
Czemu nie kupują naszych drogich zabawek
Obserwując kolejne konferencje elyty branży węglowej dochodzę do wniosku (nie wiem czy odkrywczego) co do przyczyn jej nieszczęścia. Chyba nie ma drugiej takiej dziwnej branży, która 3/4 swoich klientów traktuje jak zło konieczne i zamiast zaoferować produkt dostosowany do ich możliwości oraz obecnych standardów emisji, zrzuca winę za kiepską sprzedaż drogich produktów na nieświadomość ludzi czy brak norm. Jasne, przecież gdyby norma zmusiła, to te 3/4 klientów kupiłoby kotły za 5-10 tysięcy, a skoro nikt nie zmusza, to kupują za 2 tysiące.
Gdyby podobną filozofią kierował się koncern samochodowy, to w ofercie miałby tylko luksusową limuzynę za 100 tysięcy oraz Syrenkę. 3/4 ludzi kupowałoby Syrenkę a firma rozkładałaby ręce, że przez brak ustawy i dotacji nie jest w stanie wyeliminować z rynku Syrenek.
Albo wyobraźmy sobie, że na zjeździe branży cukierniczej mistrzowie fachu wychwalają zalety swojego marcepanu, bezy i tortów, a jednocześnie biadolą, że tak słabo im się te najlepsze wyroby sprzedają, aż ledwo wiążą koniec z końcem. Dlatego muszą dorabiać piekąc po nocach najtańszy chleb, który ludzie masowo kupują. Chętnie poparliby zmiany w prawie zakazujące sprzedaży suchego chleba i ustalające minimalną wymaganą zawartość cukru i śmietany w chlebie i bułkach. Niestety od lat nikt ich nie słucha. Decydenci też wcinają na śniadanie bułki a nie marcepan.
Przykłady takich żalów na słaby popyt na marcepan tylko z tej konferencji:
- Ktoś z sali zapytał, czemu producenci nie zaleją rynku tanimi kotłami podajnikowymi 3. klasy, które dawałyby się potem łatwo ulepszyć do klasy 5. Prezes Krzysztof Trzopek (od tej Platformy) odpowiada, że nie da się, bo przecież byłyby one droższe od zasypowców z marketu, więc ludzie ich nie kupią i producenci umrą z głodu. A kotły podajnikowe przecież muszą być droższe, bo do wyposażenia dochodzą drogie klamoty (palnik, sterownik, dmuchawa).
- Ktoś z sali zapytał przedstawicieli kopalni, którzy dopiero co chwalili swoje kwalifikowane paliwa, kto w takim razie wprowadza na rynek muł węglowy. Pan z KHW odparł, że oni od 2004 roku za sprawą swojego wewnętrznego rozporządzenia podobnież nie sprzedają mułu cywilom. Pani z KW przyznała, że sprzedają ludziom muł, ale starają się ten zbyt ograniczać i za rok w tym miejscu będzie mogła się pochwalić, że sprzedali go znacznie mniej albo i w ogóle przestali.
- Pan z Katowickiego Węgla narzekał, że ludzie kupują opałowy szajs, bo jest tani, a nie chcą ich świetnej jakości węgla, który jest drogi. Nie chcą go też markety, bo drogiego nikt nie kupi.
- Dr Rafał Urbaniak z Politechniki Poznańskiej przedstawił swoje urządzenie do ciągłej analizy jakości spalin, które daje możliwość idealnego sterowania pracą kotła a także donosiłoby automatycznie gdzie trzeba na delikwenta, który pali opony. Urządzonko kosztować ma ok. 1500zł. Niestety żaden z przepytanych producentów kotłów nie był tym zainteresowany.
Węglowy światek totalnie rozmija się z potrzebami i możliwościami swoich klientów. Serwuje coraz to droższe i bardziej skomplikowane kotły, coraz to lepsze i droższe paliwa, nie zauważając, że tym samym podcina gałąź, na której siedzi. A może i zauważa, ale reakcją na to jest postulat ogołocenia z gałęzi wszystkich sąsiednich drzew - czyli zakazania wszystkiego, co tańsze, bo wtedy ludzie będą zmuszeni kupować ich droższe zabawki.
Problem w tym, że kocioł węglowy za 10 tysięcy jest dla większości społeczeństwa nieosiągalny, nawet gdyby na rynku ostały się wyłącznie takie modele. Stąd realna jest obawa o powstanie podziemia kotlarskiego. Zniknięcie z rynku tanich kotłów na tanie paliwa nie zlikwiduje popytu na nie. A ten popyt wynika w dużej mierze z przyparcia ludzi do muru stanem ich finansów. To dlatego drogie zabawki, jakkolwiek pożyteczne by nie były, nie znajdują u nas wielu nabywców.
Potrzebny tani i czysty kocioł na tanie paliwa
Nowoczesny kocioł węglowy musi być efektywny i czysty. To nie ulega wątpliwości. Ale czy zarazem musi być koszmarnie drogi w zakupie i również nie najtańszy w eksploatacji? Do tego przyzwyczaiła nas oferta rynkowa. Obowiązują niepisane dogmaty:
- nowoczesny kocioł musi być wyposażony w drogą mechanikę i elektronikę
- nowoczesny kocioł, aby spełnić kryteria emisji, musi spalać tylko najlepsze, czyli najdroższe paliwa
Dlaczego właściwie kotły retortowe zostały zaprojektowane pod kwalifikowane ekogroszki o idealnych parametrach, które stanowią raptem kilka procent wydobycia, więc siłą rzeczy zawsze będą drogie lub droższe?
Bo stabilne jakościowo paliwo niesamowicie ułatwia robotę producentowi kotła. Budowa palnika i sterowanie są wtedy proste a kultura pracy - stabilna i pewna. Dlatego gdy w połowie lat 90. XX wieku wprowadzano na polski rynek kotły retortowe, nie było potrzeby wymyślać technologii od zera, jedynie ściągnięto z Zachodu znane od prawie 100 lat palniki i dostosowano do najłatwiejszych w spalaniu węgli typu 31. Schody zaczęły się wraz z popularyzacją tych kotłów: wzrosły ceny ekogroszku, zdarzały się niemoce produkcyjne kopalni, wreszcie zaczęły się kończyć zasoby węgla typu 31 i w retortach lądował opał spiekający, co wymusiło zmianę konstrukcji palników, aby w ogóle były w stanie go spalać.
Tańsze, niekwalifikowane paliwo też można spalić czysto! Ale skonstruowanie kotła, który to zrobi, może już być bardziej wymagające. Jednak nawet jeśli spalanie gorszego paliwa nie będzie tak czyste jak paliwa kwalifikowanego, to wpływ na środowisko tego pierwszego może być mniejszy - przecież wungiel trzeba wieźć ze Śląska przez pół Polski a nieatestowane drewno można kupić z pobliskiego lasu.
Czy nowoczesny kocioł 5. klasy nie mógłby być tańszy, prostszy i spalać czysto najtańsze paliwa - tak, by stanowił realną alternatywę dla kopciuchów? Uważam, że to możliwe, ale też nie jest to droga najbardziej opłacalna dla producentów kotłów, stąd mało uczęszczana. Na droższym produkcie zarabia się więcej, ludzie i tak kupują je za dotacje, a biedak weźmie śmieciucha, którego zazwyczaj ta sama fabryka klepie dla niego drugą ręką.
Są jednak na rynku rodzaje kotłów, które ten kierunek (czystego spalania tanich paliw) realizują:
- Iskra Eko firmy Zgoda Wieprz - 5. klasa, kocioł z podajnikiem szufladowym, który może spalać byle miał
- kotły retortowe z palnikami spalającymi sam miał takimi jak Ekoenergia, Ardeo, Burner-S - te w praktyce nieźle sobie radzą z miałem, choć nie zawsze jazda będzie bezproblemowa jak na dobrym ekogroszku, ale na pewno dużo tańsza. Spośród nich w 5. klasie mieści się m.in. Ogniwo Eko Plus M oraz RBR z palnikiem Batory ma takie plany. Pewnie są jeszcze inne.
- kocioł dolnego spalania MPM DS, 4. klasa przy cenie w rejonach 3000-3500zł, wygrywa zarówno kosztem zakupu jak i ceną "obsługiwanych" paliw. Mógłby też dosięgnąć 5. klasy, ale póki co jest to bez sensu z wcześniej wspomnianego powodu - i tak na żadne dotacje się nie załapie.
Zwłaszcza MPM DS udowadnia, że opracowanie czystego i efektywnego kotła na tanie paliwa w rozsądnej cenie jest możliwe. Kocioł taki jest w stanie zastąpić kopciucha bez uciekania się do dotacji, jednocześnie oferując parametry efektywności i czystości pracy porównywalne z kotłem retortowym. Technologia nie jest nowa, więc czemu minimum co druga firma nie ma w ofercie tak dobrego dolniaka?
A po co im on? Wprowadzenie nowego modelu to koszty a przecież górniaki świetnie schodzą bez reklamy. Hajs się zgadza, więc po co zmiany? Zatroskanie o jakość powietrza w kotlarstwie to przypadłość rzadka i zapadają na nią raczej ci, którzy szykują się na tym zarobić. Gdyby było inaczej, do każdego kotła górnego spalania już dawno dołączona byłaby instrukcja wyjaśniająca jak palić najefektywniej, bez kopcenia, bo to najtańsze i najprostsze co można zrobić, by te kotły poprawić. Skoro tego nie ma - znak, że sprawa wisi i powiewa.
PS. Tu jest zdjęcie tytułowe w pełnym rozmiarze gdyby kogoś interesowało, co tam widać dokładnie.