Odrapana chałupa, a na podwórku hałda płyt wiórowych ze starych mebli. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by się domyśleć, że trafią one do pieca. Świetny materiał na szyderczo-potępiającą fotkę. Teraz tylko wrzucić ją na profil któregoś alarmu smogowego, dodać komentarz w tonie szok-wstyd-ręce-opadajo i czekać na nieuchronną lawinę kamieni, tj. potępiających komentarzy, po której nie zmieni się absolutnie nic, ale za to komentujący poczują się lepsi.
A może by tak zastanowić się, czemu ludzie palą starymi meblami i poszukać rozwiązania problemu biedy grzewczej? Istnieją gotowe, sprawdzone wzorce działania. O dziwo pieniądze to najmniejsza przeszkoda. Musielibyśmy jednie zechcieć działać dla dobra swojej okolicy, a nie wciąż biadolić i liczyć, że ktoś coś bez nas zrobi.
Problem? Jaki problem?
Dlaczego ktoś pali starymi meblami? Bieda - to wyjaśnienie tyle trafne, co zbyt lakoniczne. W detalach wygląda to tak:
- ktoś pozbył się problemu - za uczciwą utylizację starych mebli trzeba by zapłacić, a tak udało się załatwić sprawę po taniości. Zapewne dawca jest nawet z siebie zadowolony, bo wspomógł potrzebującego.
- ktoś dostał darmowy opał - płyty wiórowe w porównaniu do drewna palą się niezbyt chętnie, ale zawsze to dodatkowe ciepło. A że darmowemu koniowi nie zagląda się w zęby...
- ktoś nie widzi w tym nic złego - spalanie płyt wiórowych jest nielegalne i wystarczy jedna wizyta Straży Miejskiej, aby otrzymać słony mandat. Ale ludzie naokoło nie widzą w tym problemu. Albo sami grzeją podobnymi paliwami.
Jednocześnie myli się ten, kto myśli, że sprawę rozwiązałby jeden aktywny sąsiad, który miałby odwagę zadzwonić po Straż Miejską. Hałda starych mebli na podwórku nie jest przyczyną, lecz objawem problemu, któremu na imię bieda grzewcza lub bardziej oficjalnie: ubóstwo energetyczne. To sytuacja, gdy dochody nie pozwalają ludziom na ogrzanie domu do godnej człowieka temperatury. Gdyby nawet karami i represjami zmusić delikwenta do pozbycia się starych mebli, problem niedogrzanego domu będzie musiał być rozwiązany innymi środkami, np. zbieranymi z okolicy śmieciami.
Ciepło równie ważne jak jedzenie
Ciepły kąt to potrzeba fizjologiczna równie podstawowa co żywność. Jednak z jakiejś przyczyny łatwiej nam przychodzi litość wobec głodnego niż wobec marznącego.
Każdy pewnie słyszał o bankach żywności - instytucjach gromadzących żywność (np. bliską końca terminu ważności, która inaczej zostałaby zutylizowana) i przekazujących ją potrzebującym.
Analogicznie działają banki opału - zbierają opał (np. drewno z wycinek) i rozdzielają go pomiędzy osoby, które finansowo (a czasem z racji wieku czy kiepskiego zdrowia) nie dają rady pozyskać opału samodzielnie. W ten sposób najbiedniejsi otrzymują uczciwy opał i nie muszą kombinować ze starymi meblami lub śmieciami.
Instytucji takich próżno jednak szukać w Polsce (choć niektóre organizacje charytatywne zajmują się rozdzielaniem opału). Przykładem niech będą banki opału w USA: w stanie Maine czy ten w Północnej Arizonie (działający zresztą jako przybudówka banku żywności).
Wspomniane banki opału w USA to organizacje pozarządowe prowadzone przez lokalnych społeczników w celu wsparcia najbiedniejszych sąsiadów, aby nie musieli oni stawać przed wyborem: ciepło czy jedzenie.
Jak działa bank opału? Bardzo podobnie do banku żywności:
- Bank gromadzi opał, który komuś zawadza i chciałby się go pozbyć bez chęci zysku. Do banków opału przekazywane jest np. drewno z wycinek na terenach należących do miasta lub od osób prywatnych. Trafia do nich także część środków z budżetu centralnego na dofinansowanie zakupu opału dla najbiedniejszych.
- Pozyskane drewno jest cięte i rąbane przez wolontariuszy - okolicznych mieszkańców - a następnie magazynowane w celu sezonowania.
- Przed sezonem grzewczym sezonowane drewno jest rozprowadzane wśród potrzebujących, którzy przeszli system weryfikacji.
Zamiast starych mebli
Nie trzeba wnikliwej analizy sytuacji by stwierdzić, że wsparcie dla osób, których nie stać na uczciwy opał, jest u nas niewystarczające. Co prawda pomoc społeczna w każdej gminie udziela zasiłków na zakup opału, jednak jego wysokość zwykle pozwala na kupno ok. 1 tony węgla na sezon grzewczy a środki zarezerwowane na ten cel w budżecie gminy są ograniczone. Przykład z Zabrza: ok. 800 tys. zł na 180-tysięczne miasto, czyli ok. 1000 osób dostanie po 1 tonie węgla - to nie jest nawet 1% mieszkańców, gdy potrzebujących z całą pewnością jest więcej (wg oficjalnych danych w Polsce pod ubóstwo energetyczne podpada ok. 20% ludności, więc osób w krytycznej sytuacji musi być co najmniej kilka procent). Nie mówiąc o tym, że 1 tona węgla niczyich potrzeb w pełni nie zaspokoi. Jeśli kogoś nie stać na opał, to pewnie nie stać go też na ocieplenie.
Opał rozprowadza także Caritas w ramach akcji "Przekaż ciepło" lub mniejszych lokalnych zbiórek. Na zakup opału Caritas Archidiecezji Krakowskiej przeznaczyła w 2011 r. ponad 200 tys. zł.
Pole do działania dla banków opału jest olbrzymie. Byłyby one świetnym sposobem na zagospodarowanie drewna pozyskanego z zieleni miejskiej. Obecnie jest ono przeważnie oddawane za bezcen firmom wykonującym inwestycje związane z wycinką, więc gminy na tym zbytnio nie korzystają (choć są chlubne wyjątki jak np. przywołane wyżej Zabrze). Przeznaczenie tego drewna na cele opałowe dla najuboższych członków lokalnej społeczności byłoby inwestycją w zdrowie i komfort życia mieszkańców. Ograniczyłoby to potrzebę palenia śmieci lub starych mebli, a ściganie ludzi robiących to z głupoty byłoby łatwiejsze.
Czy tobie chce się działać?
Adaptacja idei banków opału na rodzimy grunt to wyłącznie kwestia naszych chęci. W USA ludzie organizują takie przedsięwzięcia lokalnie, z własnej woli, nie polegając tylko na wsparciu władz. Motywacją jest zarówno troska o los najbiedniejszych członków społeczności jak też o jakość życia we wspólnej przestrzeni, której zasadniczym elementem jest powietrze. Dlatego poświęcają swój czas na machanie siekierą i rozwożenie gotowego drewna do potrzebujących.
Czy nas byłoby na to stać? Zwykle wolimy przyjąć którąś z wygodniejszych postaw:
- biedakowi się należy - przecież łatwiej przymknąć oko na to czym i jak kto pali. Walka z takim typem nie ma sensu. Tym bardziej poświęcanie własnego czasu i pieniędzy, by mu realnie pomóc, mało komu mieści się w wyobraźni.
- mnie się należy - nie po to płacę podatki, żeby brudzić ręce. To państwo powinno wysłać zakapiorów, by zrobili porządek z zakałą społeczną. Obdzielić mandatami, zakazać smrodzenia, niech się dostosuje. Ja mam mieć czyste powietrze, a czy ktoś marznie czy nie, to mnie nie rusza.
Banki żywności działają, ponieważ ludzie rozumieją wagę problemu jakim jest głód i chętnie wspierają walkę z nim swoim czasem lub pieniędzmi. Wagi biedy grzewczej jako problemu społecznego jeszcze sobie nie uświadamiamy. To dlatego, że wrosła ona na stałe w polski krajobraz, podobnie jak śmierdzące metody radzenia sobie z nią. Akceptacja dla tego smrodu powoli zaczyna być podgryzana przez alarmy smogowe. Jednak organizacje te zdają się walczyć wyłącznie z niewygodnym objawem biedy grzewczej (zanieczyszczeniem powietrza), nie mając bynajmniej zamiaru zajmować się jego przyczyną.
Jak powinna wyglądać działalność banku opału przeniesiona na polski grunt? Wzorce działania można skopiować niemal 1:1. Podstawowym gromadzonym paliwem powinno być drewno - z uwagi na możliwość bardzo taniego pozyskania. Rozdzielanie opału powinno być połączone z działaniami zmierzającymi do obniżenia jego zużycia. Możliwości w tym kierunku jest mnóstwo: poczynając od "uzdrowienia" kotłowni i nauki prawidłowego palenia aż po drobne, proste inwestycje w uszczelnienie i izolację budynku. Wymagają one bardziej wkładu wiedzy i nieco pracy aniżeli wielkich funduszy.
Jakie jest Twoje zdanie? Czy gdyby w gminie działał bank opału, to chętnie wsparłbyś go zbędnym drewnem, własną pracą albo pieniędzmi? Zapodaj komentarz poniżej!