Miesięczne archiwum: marzec 2016

Dlaczego eksperci i ruchy antysmogowe mają problem z paleniem od góry

Z narracji szacownych insytutów od węgla i ruchów antysmogowych wynika, że propagujemy metodę palenia, która nie działa, a poza tym grozi kalectwem lub śmiercią. Nietrudno zauważyć, że mamy na ten temat odmienne zdanie. Czy w takim razie jesteśmy ślepymi fanatykami, czy też eksperci z wieloma tytułami przed nazwiskiem się mylą? Wyjaśnienie wymaga zarysowania szerszego obrazu rynku okołokotłowego.

NIE dla utrwalania węgla

Zacznijmy od ruchów antysmogowych. Wydawać by się mogło, że nasze i ich działania się uzupełniają. Oni walczą ze smogiem, my promujemy prostą i tanią metodę, by stare kotły emitowały co najmniej o połowę mniej trucizn. Jasne? Wcale nie!

Alarmy smogowe wyrosłe z ideologicznego pnia alarmu krakowskiego dążą najlepiej do całkowitego zwalczania węgla i drewna, miejscami łaskawie dopuszczając istnienie kotłów 5. klasy za 10 tys. zł/szt. z paliwem kwalifikowanym za ~1000zł/t. Palenie od góry jest dla nich solą w oku i przeszkodą w eliminacji węgla.

  • Póki kopciuchy kopcą, łatwo jest naciskać na władze i społeczeństwo, aby miliardowymi dotacjami likwidować ten problem.
  • Gdyby natomiast wiedza o paleniu bez dymu się upowszechniła, dużo trudniej będzie przekonać ludzi do wymiany kotłów, które już nie będą tak wściekle kopcić.

Nieważne, że trucizn w powietrzu będzie o wiele mniej – kotły węglowe pozostaną, a tego ruchy antysmogowe nie zdzierżą.

Garażowe majstry kontra uznani eksperci

Polski Alarm Smogowy pieczołowicie zebrał wypowiedzi dyżurnych ekspertów od węgla na temat palenia od góry (przy okazji klasycznym błędem myląc górne spalanie i rozpalanie od góry; przecież my też jesteśmy przeciw górnemu spalaniu 🙂 ). W zasadzie do kategorycznych stwierdzeń o śmierci i kalectwie posuwa się tylko IChPW.

W skrócie i tłumacząc z fachowego na polski, co eksperci stwierdzają:

  • Powinno się palić tak jak producent przewidział w DTR – i dlatego rozpalanie od góry powinno być jedną z metod palenia opisaną w DTR każdego kotła górnego spalania. Niestety zależy to wyłącznie od woli każdego z producentów (których jest kilkuset!) a są to jak widać w większości Janusze biznesu, którym komfort, ekonomia i ekologia po stronie ich klientów WISZĄ I POWIEWAJĄ (inaczej już dawno zaktualizowaliby DTR – a najwięksi gracze to zrobili)
  • Technika górnego spalania możliwa jest w urządzeniach do tego przystosowanych – lata lecą, a nikt nie wskazał jeszcze modelu kotła lub pieca, w którym nie dałoby się sensownie rozpalić od góry. Owszem, niekiedy idzie kiepsko, ale przeważnie w pierwszych próbach i przez brak wprawy operatora. Przeważnie więc to szumnie zwane 'przystosowanie’ sprowadza się do zapisu w DTR.
  • Przeprowadzanie zmian w kotle na własną rękę, bardzo często może skutkować nieszczęśliwymi wypadkami, włącznie z dużym ryzykiem zaczadzenia – po pierwsze: aby rozpalić od góry przeważnie NIE POTRZEBA ŻADNYCH SAMODZIELNYCH ZMIAN W KOTLE w sensie ingerencji w konstrukcję czy wyposażenie. Po drugie, kocioł węglowy zawsze stwarza ryzyko zaczadzenia, wybuchu palnych gazów, poparzenia itp. co jest zapisane w DTR i na co należy uważać.
  • Jeżeli już dokonano ingerencji w konstrukcję kotła, wykonana zmiana musi być sprawdzona i zatwierdzona przez służby kominiarskie – i to jest bardzo dobry pomysł, tak to powinno wyglądać.
  • Górne spalanie w kotle przerobionym samodzielnie bez konsultacji z ekspertem, wiąże się ze spadkiem mocy kotła, a to z kolei może się wiązać z problemem z zapewnienia odpowiedniego ciągu kominowego i powstawaniem dużych ilości związków szkodliwych. – niższa moc kotła na starcie to rzecz naturalna, wszak na początku pali się mniejsza część paliwa. Za start z odpowiednim „kopem” potrzebnym do wytworzenia ciągu odpowiada rozpałka, której trzeba użyć we właściwej, wyćwiczonej ilości (na początku na pewno więcej niż przy paleniu od dołu). Poza tym nie można przesadzić z grubością warstwy paliwa – im drobniejsze, tym musi ona być cieńsza, aby na jej wierzchu przez cały czas utrzymywały się płomienie. Jeśli znikają, znaczy że warstwa jest za gruba lub podawane jest za mało powietrza pod ruszt.
  • Prosta zamiana spalania dolnego na spalanie górne nie zawsze doprowadzi do poprawy jakości spalin – niestety nie mamy na razie wyników pomiarów emisji z kotła rozpalanego od dołu i od góry. To, co mamy, to wyniki badań zagranicznych dla nieco innych urządzeń, na podstawie których kraje takie jak Szwajcaria zaczęły oficjalnie promować palenie od góry. Na pewno jedne kotły rozpalone od góry będą pracować lepiej, inne gorzej, a dochodzą do tego jeszcze warunki w danej kotłowni i stan komina. Najlepszym wskaźnikiem poprawy w domowych warunkach jest zużycie opału: spalasz wyraźnie mniej paląc od góry? Czyli na pewno poprawiło się spalanie.
  • Stare kotły poprzez zmianę sposobu palenia nie staną się nagle ekologiczne – oczywiście, że nie. Ale jeśli zaczną kopcić o połowę mniej i spalą 1/3 mniej opału, a koszt zmiany jest groszowy, to efekt skali da lepszą poprawę niż pełzające programy dotacji! Wszyscy, co tak gadają, zapominają, że dla większości ludzi alternatywą dla palenia od góry nie jest wymiana kotła, tylko dalsze jego kopcenie przez lat kilka lub kilkanaście!

I jeszcze stanowisko IChPW:

  • Nieprawdą jest stwierdzenie, że w przestarzałych kotłach zasypowych najniższej klasy, po dokonaniu samodzielnej zmiany konstrukcyjnej możliwe jest ekologiczne spalanie węgla – jak to? Przecież Instytut stwierdził, że np. ten model jest „ekologiczny” już bez przeróbki, czyli po przeróbce powinien być jeszcze bardziej? 🙂
  • Jakakolwiek ingerencja w konstrukcję kotła, bez ówczesnej konsultacji z ekspertem, przeprowadzana w warunkach poza laboratoryjnych, na „własną rękę”, stwarza bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia użytkowników takiego kotła po przeróbce – jak wyżej, przeważnie nie jest konieczna żadna ingerencja w konstrukcję kotła, a jeśli ktoś się na to decyduje, to ze świadomością i pojęciem o tym co robi.
  • Dodatkowo zmiana technologii na „górne spalanie” bez wiedzy i zgody producenta, skutkuje utratą gwarancji – nie ma sygnałów, aby producenci kotłów robili problemy z gwarancja z tytułu palenia od góry.
  • inny sposób prowadzenia procesu spalania zmienia obciążenia cieplne w komorze spalania urządzenia, co może wpływać negatywnie na czas eksploatacji kotła (szybsze zużycie urządzenia) – „kariera” tej metody palenia trwa już prawie 10 lat (nie mówiąc o tych, co palą tak „od zawsze”) i nie widać, żeby kotły masowo padały tylko dlatego, że najpierw są nagrzewane od góry zamiast od dołu.

Dlaczego eksperci i instytuty piszą tak a nie inaczej? Czy jakoś szczególnie nas nie lubią? Być może, ale przede wszystkim dlatego, że są profesjonalistami! Odsyłają do zaleceń producenta, bo to on bierze odpowiedzialność za sprawne i bezpieczne działanie kotła. W normalnym kraju nie powinno być potrzeby chałupniczo kombinować wbrew instrukcji producenta. Problem w tym, że obecnie większość instrukcji górniaków wciąż zaleca kopcenie, a nie ma tam mowy jak palić bez dymu (są przecież co najmniej trzy metody!).

Interesy

Warto w tym momencie wskazać, jakie interesy mają poszczególne strony tej sprawy:

  • my – działamy non-profit i chcemy, by ludzie mogli godnie i taniej ogrzać dom, spalali czyściej, zużywali mniej węgla, bez zaciągania kredytów na nowoczesne urządzenia i bez czekania latami na dotacje
  • producenci kotłów górnego spalania – na wizerunku im specjalnie nie zależy, bo wyroby i tak się sprzedają, mimo że używane zgodnie z instrukcją oraz „tradycją” kopcą jak wściekłe
  • eksperci „akademiccy” od węgla – inkasują honoraria za ekspertowanie przy różnych programach walki z niską emisją, więc są tam, gdzie są pieniądze (to gdyby się ktoś zastanawiał, czemu my się za kogoś takiego ważnego nie schowamy, odpowiadam: nie stać nas). Generalnie lansują kotły 5. klasy i paliwa kwalifikowane – na tej płaszczyźnie nawiązała się nić porozumienia z alarmami smogowymi
  • IChPW – zarabia na badaniach atestacyjnych kotłów, ma udziały w produkcji kotłów retortowych, lansuje swój „błękitny węgiel” – „bezdymne” paliwo, które ma być szybkim doraźnym sposobem walki z niska emisją a także niezłym biznesem gdyby na szerszą skalę „chwyciło”
  • ruchy antysmogowe – wbrew nazwie skupiają się głównie na tępieniu węgla

Paradoksalnie więc fakt, że rozpalanie od góry jest prostym i tanim sposobem na ograniczenie ilości trucizn w powietrzu sprawia, że nikomu nie opłaca się go upowszechniać (poza garstką jakichś wariatów, co nie robią tego dla zysku). Właśnie dlatego, że to sposób prosty i tani, więc trudno go sprzedać. A nawet zagraża to interesom różnych stron, które na walce z niską emisją zarabiają (na walce, nie na szybkich efektach).

Odpowiedzialność

Niestety jest jak jest – chcesz palić bez dymu, to przeważnie musisz działać wbrew instrukcji, na własną odpowiedzialność. Lata doświadczeń wielu ludzi, w tym także moje własne 8 lat w kotłowni z kotłem Camino pokazują, że palenie od góry nie niesie nowych zagrożeń w stosunku do tego, czego należy się spodziewać po każdym kotle węglowym, ale to właśnie profesjonalizm każe fachowcom ostrzegać na zapas i nie brać sobie na głowę nieswojej odpowiedzialności.
Gdyby Instytut powiedział: OK, palcie sobie od góry jak wam działa – to ZA DARMO brałby na swoje barki ewentualne problemy gdyby coś komuś poszło nie tak i miałby pretensje (uzasadnione czy nie), że Instytut tak mu kazał lub pozwolił palić. Nikt nie bierze odpowiedzialności za darmo.

Dotyczy to również zawartości całej tej strony. Zebrane tu porady są wynikiem osobistych doświadczeń i (zazwyczaj mojej) najlepszej wiedzy, jednak decyzję o stosowaniu się do nich i ewentualne tego skutki ponosisz sam/sama. W żadnym miejscu nie zachęcam do łamania obowiązujących norm i przepisów budowlanych, w wielu miejscach wskazuję sens i korzyści z ich stosowania. Dokładam wszelkich starań, aby bardziej i mniej typowe przypadki, pułapki i problemy opisać (widać to choćby po tym, jak długaśna jest instrukcja palenia od góry, z czego większość to przygotowanie w celu uniknięcia skutków typowych w polskiej kotłowni zaniedbań), ale nawet najlepszą instrukcję ludzie różnie rozumieją i nie da się nikomu niczego zagwarantować nie mając pełnego osobistego wglądu w sytuację w jego kotłowni.

Wiem, jak to nieciekawie wygląda na pierwszy rzut oka: jakieś garażowe majstry zachęcają ludzi do chałupniczej modyfikacji sposobu działania ich kotłów i nie chcą za to brać odpowiedzialności (w domyśle: pewnie to niebezpieczne).

Nie jest tak, że nic nie robimy, aby ten stan zmienić, ale chwalić się będzie czas, gdy cokolwiek z tego wyjdzie. Tymczasem jeśli nie chcesz kopcić, ale też nie chcesz się narażać na ryzyko kalectwa lub śmierci 😉 to zawezwij kominiarza, który sprawdzi i zagwarantuje, że w twoim kotle da się palić lepiej niż to zalecał producent a całkowicie bezpiecznie.

Jak to powinno wyglądać

Ruchy antysmogowe oczywiście próbują zdyskredytować palenie od góry jako takie, aby ludzie dalej kopcili i by jedyną dla nich ulgą od kopcenia była wymiana kotła na ekologiczny lub zmiana sposobu ogrzewania. Tymczasem opinie ekspertów uwypuklają głównie wady obecnego sposobu rozpowszechniania wiedzy o możliwości efektywnego palenia w starych piecach i kotłach, czyli krótko mówiąc faktu, że robią to jakieś mało poważane typki a nie choćby sam producent kotła.

Jak to powinno wyglądać, aby nikt nie mógł sugerować zagrożenia kalectwem lub śmiercią z powodu palenia od góry? To dość proste:

  • wszystkie sposoby palenia bez kopcenia powinny być dokładnie wytłumaczone i zalecane w instrukcjach obsługi wszystkich nowych kotłów górnego spalania, do których mają zastosowanie
  • pomoc w bezpiecznym dostosowaniu posiadanego kotła czy pieca do palenia bez dymu powinien świadczyć najbliższy kominiarz, który ma potrzebną wiedzę, doświadczenie i sprzęt, by zagwarantować bezpieczną eksploatację po zmianach
  • efekty palenia od góry powinny być uwidocznione w wynikach badań przeprowadzonych na identycznych rodzimych kotłach i paliwie, w warunkach możliwie zbliżonych do domowych (w myśl maksymy haters gonna hate i to będzie można kwestionować, ale mielibyśmy już pewny punkt odniesienia)

Przeszkodą w realizacji punktu pierwszego jest rozdrobnienie branży kotlarskiej a przede wszystkim tumiwizism większości jej przedstawicieli na punkcie efektywności i czystości pracy ich wyrobów. Być może gdy dojadą ich jakieś regulacje odnośnie emisji, nagle wszyscy jak jeden mąż uznają, że zawsze lubili palenie od góry i tylko takie będą polecać, aby zmieścić się w normach.

Perspektywa współpracy z kominiarzami rysuje się o i wiele bardziej realnie, ale wszystko w swoim czasie.

O badaniach gadamy od dawna a efektu nie ma. Przyczyna jest prosta: pieniądze. Badania atestacyjne w akredytowanym laboratorium to koszt kilkunastu tysięcy. Moglibyśmy zebrać tę kwotę w publicznej zbiórce (lub przynajmniej próbować), ale pojawia się zasadnicza wątpliwość: dlaczego mieliby to finansować zwykli ludzie podczas gdy ci, którzy z czasem by na tym zarobili (sprzedawcy węgla i producenci kotłów), nie dokładają się ni groszem?
Na szczęście pojawiła się możliwość przeprowadzenia badań przy znacznie mniejszych kosztach, dlatego z dużą ostrożnością (bo różnie bywało), ale chyba jednak odważę się zapewnić, że przed następnym sezonem grzewczym będziemy mieli twarde dane w garści.