Miesięczne archiwum: marzec 2018

Przepychanki wokół norm jakości węgla

O normach jakości węgla mówi się już od paru lat. Temat to powracał, to znikał, aż w końcu na dniach rząd przyjął projekt, który trafi teraz do Sejmu. Jest to raczej opis oferty rynkowej niż próba wprowadzenia jakichkolwiek wymagań, bo to byłoby stratą dla rodzimego górnictwa a oddaniem przysługi głównie niedźwiedziowi. Gdzieś tam w tle jest też troska o zwykłych zjadaczy czarnych kamieni, ale nieprzesadna.

Na drugim biegunie i już jakiś czas najaktywniejsi w temacie są zieloni, którzy mają ten luksus, że są ponad realiami technicznymi i ekonomicznymi.

W ostatnich miesiącach zieloni intensywnie kręcą narrację w temacie norm jakości węgla:

  • są one niezbędne, by somsiad przestał kopcić, więc masz tu petycję i podpisuj (że jest to warunek przydatny, ale nie wystarczający – na obecnym etapie: cicho-sza),
  • mają być wyśrubowane ponad sufit – ot choćby obrazek powyżej, gdzie jako minimum użyte zostały parametry, które (dokładnie te lub zbliżone) już ładne lata temu Polska Izba Ekologii postulowała jako wymogi, ale dla paliw kwalifikowanych do kotłów automatycznych – nie jako minimum dopuszczenia jakiegokolwiek węgla na rynek, bo stosownych ilości węgla o takich parametrach po prostu w kraju nie ma.
  • że na emisję bardziej niż jakość paliwa wpływa jakość spalania: cicho-sza lub kłamać

Wpływ jakości spalania na emisję obrazują badania IChPW:

Dwa najwyższe słupki od lewej to kotły górnego spalania spalające dobry gruby węgiel przeciwprądowo (od dołu). Kocioł miałowy (na pewno z nadmuchem) mimo gorszego paliwa osiąga dwa razy niższą emisję pyłów i DWADZIEŚCIA RAZY NIŻSZĄ emisję benzo-a-pirenu – przypomnę, to są wyniki z rzeczywistych kotłowni, nie laboratorium. Tym ciekawsze musiałoby być porównanie z kotłem spalającym dobry węgiel poprawnie. Niestety w raporcie takiego nie ma.

Powinny nasuwać się pytania: kto tolerował na rynku kotły spalające opał przeciwprądowo, skoro przerabiają paliwo na trujące wyziewy w ilościach hen poza wszelkimi normami? Mało tego: jak można było wystawiać im certyfikaty „ekologiczności”?

Węgiel orzech z KWK Bobrek, 28MJ, 0,4% siarki, ~6% popiołu. Lepszy węgiel wyemituje mniej, ale nadal będzie kopcić. Czy mamy z zadowoleniem wdychać dym „dobrej jakości”? Nie, my chcemy zlikwidować (spalić) każdy dym zanim wyleci kominem!

Kłamstwo podparte laboratorium vol. 2

Wot déjà vu. Krakowski Alarm Smogowy za pieniądze programu LIFE, zlecił w Instytucie Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu badania jakości węgli dostępnych w handlu w Małopolsce i na Śląsku. Do publiki poszedł komunikat: „sprzedawcy wungla masowo oszukujo – normy pilnie potrzebne”.

Tymczasem jeśli zajrzeć w papiery, to badania biją nieprofesjonalizmem, co by tak eufemizmem się posłużyć. W ocenie Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla badania są na tyle nierzetelnie przeprowadzone, że wyniki rozmijają się z prawdą. Główne przyczyny to:

  • ilości poszczególnych węgli użyte do badań (10-25kg) są zbyt małe, by wyniki były miarodajne choćby tylko dla tej ilości węgla, jaka w danej chwili leży na danym składzie / w sklepie – istnieją normy określające jaka musi być masa próbek w stosunku do masy badanej partii paliwa liczonej w tonach,
  • poboru próbek dokonali amatorzy metodą partyzancką: zakupu jednego worka lub naszuflowania do worka na składzie z hałdy pod chmurką – ponieważ węgiel jako materiał sypki jest niejednorodny, stosowne normy określają także sposób poboru próbek do badań, by wynik był znaczący względem badanej partii a nie tylko worka z próbką;
  • na podstawie małej skali badań (15 składów) stwarza się wrażenie, że sprzedaż węgla nie jest nijak kontrolowana a sprzedawcy masowo oszukują.

Czy coś nam to przypomina? Ano były już takie jedne badania pokrewnego tematu z bardzo podobnym scenariuszem zdarzeń. Znów mamy do czynienia z ciśnięciem kitu za publiczne pieniądze, przy czym asystuje swoim autorytetem państwowa jednostka naukowa.

Kult dobrego węgla

Kto nie dymi wcale? Ja.
Kto kopci najgorzej? Sąsiad.
Dlaczego się dymi? Zły węgiel / śmieci.

To są najgorsze mentalne złogi, przez które ludzie nie są w stanie pojąć istoty problemu dymu nawet gdy podstawić im stosowne informacje pod nos. Pół biedy gdy dotyczy to zwykłego palacza. Kity o jakimś dobrym węglu potrafią sadzić nawet poważne osoby na wysokich stanowiskach, ot np. pan profesor, dyrektor GIG-u:

… palę węglem, palę naszym węglem, jest to węgiel bardzo dobrej jakości i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że na pewno nie powoduje zanieczyszczenia powietrza

Ostatnio krecią robotę w temacie zrobił też program „Alarm!” w TVP1. Odcinek opisuje przypadek sprzedaży na jednym ze składów opału substancji asfaltopodobnej jako węgla. Jest to godne potępienia i kary, ale nie można mówić, jakoby oszukany węgiel był wyłączną przyczyną kopcenia – a taka jest w moim odczuciu wymowa całości materiału. Przez takie akcje ludzie nie tylko nie dowiadują się, że dym i smród bierze się z każdego węgla jeśli stosują złą technikę palenia, ale co gorsza utrwala się szkodliwy stereotyp, jakoby były to efekty wyłącznie „kiepskiej jakości” paliwa.

Wolisz tanio czy dobrze?

Gdzieś tam z kraja głównego nurtu spraw jesteśmy my, szaraki, którym pętla cen opału stale się na szyi zaciska i nie wiemy jak wysoko jeszcze będziemy w stanie wspiąć się na palcach, by złapać jakiś oddech. A z drugiej strony chcielibyśmy mieć jeśli nie pewność, to większe prawdopodobieństwo, że nikt nie opchnie nam Szczygłowic jako Piasta (znaczy się: że opał, który kupujemy, da się w naszym kotle spalić bez rwania włosów z głowy). Wycofania z rynku detalicznego węgli typu 33+ projekt norm nie przewiduje. Najbardziej widoczną zmianą będą świadectwa jakości, czyli kwity z parametrami paliwa, jakie ma obowiązkowo otrzymywać nabywca węgla.

W kwestii jakości węgla bardziej niż technologia ograniczają nas koszty. Można węgiel odsiarczyć, odkamienić, wysuszyć, na biało przemalować – tylko że wtedy będzie niedostępny cenowo dla zwykłego zjadacza. Przykład poniżej: absurdalnie drogi turbowęgiel z Niemiec, którego cena wynika pewnie stąd, że każdą bryłkę ręcznie przebrano i wypolerowano szczoteczką.

Śrubować trzeba jakość spalania a nie jakość paliwa – efekt na wylocie komina ma być jak najlepszy, ale osiągnięty niższym kosztem. Jako zwykły zjadacz marzę sobie o spalaniu dowolnego (jak najtańszego) węgla z jak najniższą emisją i bez problemów, niezależnie czy wpadnie akurat węgiel spiekający, koksujący czy zwykły. Marzę – bo na to niestety obecne kotły nie pozwalają i nie widać nikogo, kto by strategicznie w temacie myślał. Na moją petycję w sprawie rozwoju technologii spalania węgla i drewna w domach nie dostałem jeszcze odpowiedzi, prawie wszystkie ministerstwa przekazały sprawę do Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii.