„Średnio nic nie daje a nawet grozi wybuchem”. Kłamstwo na temat rozpalania od góry wysłane w eter przez Krakowski Alarm Smogowy w 2017 roku w oparciu o badania Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu wciąż trwa i nie mamy na to rady. Zestrzelić z procy większego i silniejszego – w prawdziwym życiu to się prawie nie zdarza.
Opowiem tu historię trwającej ponad rok walki z nierzetelnymi badaniami naukowymi z której morał jest taki, że szybciej znaleźć suchą gałąź niż doczekać się niezależnego osądu sprawy. Tymczasem lata lecą a ludzie wciąż nie mogą się dowiedzieć, że da się węglem i drewnem palić bezdymnie. Nie mogą, bo Instytut orzekł „to nic nie daje a nawet szkodzi”, więc nikt normalny się tematu nie dotknie. Przyklepało to niebyłe już Ministerstwo Energii – wiceminister Adam Gawęda i minister Krzysztof Tchórzewski.
Zacznijmy od początku, bo może nie wszyscy kojarzą sprawę
Krakowski Alarm Smogowy (KAS) to znana organizacja aktywna w tematach smogu, której nie można odmówić zasługi wyciągnięcia problemu zanieczyszczenia powietrza na światło dzienne (nawet wynalezienie bomby atomowej niosło jakieś pozytywy). Jednakże linia programowa KAS to nie takie sobie zwalczanie smogu dowolnymi metodami – organizacja wyrosła na zwalczaniu paliw stałych. W momencie gdy ktoś pokazuje, że można używać węgla/drewna nie kopcąc i nie zanieczyszczając powietrza w istotnym stopniu – KAS i im podobni dostają białej gorączki.
Dlatego też KAS kąsał bezdymne palenie w starych kotłach od zawsze. Pierwszą publikacją na ten temat był ten tutaj artykulik z 2016 roku oparty o opinie naukowców „węglowych” oraz brednie zmyślone naprędce przez jakiegoś ignoranta – które wobec innych ignorantów mogą być skuteczne.
To jednak było mało. Nastał czas przygotowania uchwał antysmogowych, gdzie coraz częściej wypływał postulat ujęcia w nich nauki bezdymnego palenia. Była więc groźba, że te uchwały pójdą nie w tę stronę, którą KAS sobie życzy. Dlatego już w 2016 roku zlecili za publiczne pieniądze odlanie torpedy, która ostatecznie zatopi łajbę bezdymnych palaczy.
Badania energetyczno-emisyjne podczas przeciw i współprądowej realizacji procesu spalania w kotłach komorowych różnych konstrukcji wykonane przez Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu – instytucję od dekad certyfikującą domowe kotły – zostały ogłoszone w kwietniu 2017 a pełny raport z badań został po cichu dorzucony dopiero prawie dwa lata później (można sprawdzić, że pierwotnie go nie było).
Wnioski z tych badań równają z ziemią, zadeptują i posypują solą pomysł rozpalania starych kotłów górnego spalania od góry:
- czasem się coś tam emisyjnie polepszy, ale innym razem się mocno pogorszy – średnio na jedno wychodzi;
- domu może nie dogrzać;
- palacza może poparzyć;
- kocioł się rozszczelni przedwcześnie (wybuchnie? – nie, żaden wybuch nie pojawia się w raporcie; jest to kłamstwo dodane przez KAS);
- a w ogóle to niedasie rozpalić bez mechanicznego wyciągu spalin, to jest niewygodne, ludziom nie będzie się chciało itd.
Komunikat ten został skwapliwie podchwycony przez samorządy i instytucje podzielające linię programową KAS (tj. walkę w pierwszej kolejności z wonglem; z drzewem na razie trochę mniej, bo radni mają kominki). Znalazł się m.in.
- w uzasadnieniach uchwał antysmogowych
- na stronach Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego
- na stronach kampanii Subregionu Zachodniego Województwa Śląskiego
- wszędzie gdzie tylko KAS zapuścił macki, np. na stronach NASK
Zapewne też sporo uczciwych ludzi, którzy początkowo widzieli w bezdymnym paleniu sposób na poprawę jakości powietrza w swojej okolicy, po usłyszeniu takiego komunikatu albo w niego uwierzyło, albo się przestraszyli przykładać rękę do sprawy, przed którą ostrzega renomowany państwowy instytut – i zrezygnowali. Nie dziwię się im.
Kłamstwo trwa do dziś dnia i stale jest aktywnie rozpowszechniane. Nie wszyscy w ten paszkwil wierzą, ale to mało pocieszające. Dla osoby bez głębszej znajomości tematu, przez sam fakt polemizowania z szacownym instytutem (nieważne czy mając obiektywną rację, czy nie) z miejsca wpadamy w jedną przegródkę z płaskoziemcami i innymi antynaukowymi świrami, gdzie mnie było i jest do takich postaw jak najdalej.
Mam dość lepszych rzeczy do roboty i gdyby zostało rzetelnie wykazane, że nic sensownego się zmianą sposobu palenia nie osiąga, to bym sobie dał spokój i poszedł robić co innego. Tymczasem doświadczałem latami, że rzecz działa i jest na to wiele niezależnych dowodów – natomiast w Polsce jest to zakłamywane.
Kłamliwe badania
Przedmiotowe badania są kłamliwe, ponieważ w niepełny (a więc fałszywy) sposób opisują temat zmiany techniki palenia w starych kotłach. Wyciągnięte są wszystkie możliwe jak i wyimaginowane problemy i wady a jeśli prześlizgnął się gdzieś jakiś pozytyw – natychmiast kontrowany jest problemem żeby za dobrze nie wyglądał.
Najważniejsze zarzuty merytoryczne względem tych badań:
- Konflikt interesów. Instytut jest zaangażowany w komercyjny projekt „błękitnego węgla”. Tak, Instytut – nie tylko bowiem autorzy tego badania pracowali przy projekcie rozwojowym „błękitnego węgla”, ale również dyrektor IChPW w wielu miejscach występuje i reklamuje to paliwo. Trudno uwierzyć, że Instytut rzetelnie oceni metodę bezdymnego palenia, z której nic nie ma a wręcz ona „wchodzi w szkodę” jego bezdymnemu paliwu, na którym zarabia lub będzie zarabiać. Taka sytuacja nazywa się konfliktem interesów: rzetelna ocena przedmiotu badania koliduje tutaj z interesem ekonomicznym IChPW.
- Generalizująca ocena metody na podstawie jednej (!) próby palenia. Pojedyncza próba nie wystarczy nawet do oceny przydatności metody w tych modelach kotłów, szczególnie gdy nie wiemy nic o doświadczeniu operatora, które jest decydujące. W przypadku osoby niedoświadczonej lub dawno niepraktykującej, wyniki raz za razem mogą być od Sasa do Lasa.
Efektem wykonania tylko jednej próby zapewne przy braku dostatecznego doświadczenia operatora może być wynik uzyskany przez kocioł miałowy rozpalany od góry (jak zaleca producent). Ten sam model wcześniej (2004 rok) przebadano w tym samym laboratorium, w ten sam sposób paląc. Wtedy uzyskał on ówczesny certyfikat. Teraz emisja B(a)P była 60 RAZY WYŻSZA niż wtedy. - Spalano paliwa nieprzewidziane dla tych kotłów i nazwano to „nieprzewidywalną emisją”. We wnioskach z badań uśredniono razem wyniki wszystkich prób – pomijając fakt, że badane kotły nie były przewidziane do spalania drewna. Informacja ta pojawia się w raporcie z badań, ale nie zostaje do niczego wykorzystana. We wnioskach uśredniono jak leci całkiem dobre wyniki z prób spalania węgla z fatalnymi wynikami z prób spalania drewna – i autorzy orzekli, że wyniki są „nieprzewidywalne” skoro „raz jest lepiej a raz gorzej”…
Nad pomniejszymi detalami nawet nie chce mi się rozwodzić.
Streścić to można tak: autorzy badania szukali powodów, by uwalić temat – a nie sposobów, by Polacy mogli jak najszybciej poprawić fatalny stan powietrza. To zupełnie odwrotne podejście niż przejawiały instytucje badające efekty rozpalania od góry w Europie Zachodniej. Tamtejsze wyniki są bardzo pozytywne – bo badacze mieli na celu znaleźć sposób, aby w danym piecu/kotle palić jak najczyściej. Przykład: badania szwajcarskie (niestety tylko po niemiecku). Każdy piec/kominek/kocioł badano po kilka razy, do skutku, aż udało się uzyskać oczekiwane parametry emisyjne. Na podstawie wniosków z tych badań uruchomiono kampanię edukacyjną Fair feuern, która już od dekady podnosi kulturę techniczną ogrzewania drewnem w Szwajcarii.
A w Polsce? Wrzucić opał, podpalić, zmierzyć, zanotować – i fajrant. Wyszło źle? Bardzo mi przykro, palenie od góry jest do luftu i kropka. Takie podejście odczytuję z raportu z badania IChPW. Bo jeżeli zawodowi badacze kotłów nie potrafią bez mechanicznego wyciągu rozpalić od góry popularnych typów kotłów, gdzie Youtube pęka w szwach od przykładów, jak zwykli ludzie je bez problemu rozpalają – to coś jest nie tak z badaczami. Prawdopodobnie podeszli do tematu z marszu, bez doświadczenia lub dawno tak nie paląc, a że zapłacone mieli tylko za jedną próbę, to zanotowali to, co w jednej próbie wyszło…
A może to ja sobie fikuśnie interpretuję fakty? Nie – mamy to na poniższych filmach.
Tutaj naukowcy z instytutu TFZ Straubing (Niemcy) pokazują jak poprawnie palić drewnem w kominku. Zalecają rozpalać od góry, gdyż według ich badań sposób ten obniża emisję zanieczyszczeń o co najmniej 50%.
https://www.youtube.com/watch?v=AVj1CQK_R7E
Natomiast tutaj polscy naukowcy mówią, że skoro palenie od góry obniża emisję o 50%, to nie warto go stosować, bo 50% to nie jest 100%. Ale już Błękitny Węgiel można i warto stosować – choć też nie obniża emisji o 100%.
Krew się gotuje…
Garb, rogi i kopyta
Mało kto potrafi i chce wnikać w detale. Najistotniejszy jest ogólny komunikat dla publiczności: renomowany instytut orzekł, że palenie od góry nic nie daje a nawet może być groźne. To jest jakby pancernik Schleswig-Holstein ostrzelał kajak – nawet wióry nie zostają. Z miejsca jesteśmy skreśleni w oczach jakichkolwiek poważnych instytucji i lądujemy w szufladce „druciarstwo / oszołomy”, z której przy naszych marnych zasobach nie sposób się wygrzebać.
Serio: gdybym ja usłyszał, że ktoś się wykłóca z państwowym instytutem w dziedzinie, o której prawie nic nie wiem – bez namysłu zaszufladkowałbym go jako wariata, bo ufałbym, że w instytucie siedzą niepośledni fachowcy. Siła rażenia autorytetu nauki jest ogromna. Autorytet ten można wynająć za dość gruby wór srebrników. Tutaj został on wynajęty do ukręcenia łba nauce bezdymnego palenia. Kto nie ma podobnego lub grubszego wora – jest przegrany.
Teraz możemy sobie latać z piecami, ale po wioskach i małych miastach. Natomiast jeśli temat wypłynie gdzieś w poważniejszym miejscu – natychmiast za plecami pojawiają się życzliwi agenci lub sympatycy KAS szepczący: nie gadajcie z nimi, przecież tu są badania instytutu, to nic nie daje a nawet benzopiren rośnie dwajścia razy I PIEC MOŻE WYBUCHNĄĆ. Mechanizm ten można było niedawno obserwować:
Jak rzadko kiedy odbyło się to jawnie (oczywiście zakulisowo odchodziły znacznie lepsze szopki). Zazwyczaj wszystko odbywa się pod stołem i nawet o niczym nie wiemy. Ot, po prostu w jakimś miejscu albo w ogóle nikt nie chce rozmawiać o bezdymnym paleniu, albo niegdysiejszy kontakt się urywa, „bo wie pan, są badania…”.
Od lat sączone są te same kłamstwa, mimo że wyraźnie, głośno i jednoznacznie mówimy coś zupełnie odwrotnego. Świetnie widać to na przykładzie Poznania i bzdur powtarzanych przez panią wiceprezydent.
- Jasno mówimy, że potrzebna jest nauka bezdymnego palenia w starych kotłach do czasu ich wymiany – a cały czas jest nam wmawiane, że chcemy tę wymianę blokować.
- Uczymy poprawnego palenia węglem i drewnem – mimo to cały czas jesteśmy szkalowani jako „lobby węglowe”.
- Zwracamy uwagę, że konieczność nauki poprawnego palenia nie kończy się wraz z wymianą starych kotłów, bo w nowych piecach i kominkach też trzeba umieć poprawnie palić – i nikt tego nie słucha.
Jak groch o ścianę. Jak krew w piach.
Co można zrobić?
Okazuje się, że istnieje w Polsce coś takiego jak kodeks etyki pracownika naukowego. Co my tu mamy?
Rozdział 4: Nierzetelność w badaniach naukowych:
- Na liście „rażących przewinień”: „Fałszowanie polega na zmienianiu lub pomijaniu niewygodnych danych, przez co wyniki badań nie zostają prawdziwie zaprezentowane.”
- Nieujawnianie konfliktu interesów wymienione jest w tym samym rozdziale jako „inne niewłaściwe zachowania”.
Kodeks etyki podaje też tryb zgłaszania podejrzenia popełnienia nierzetelności. Zgłaszać się je powinno do przełożonego osoby oskarżonej – chyba, że występuje tam konflikt interesów (a tu występuje), wtedy można iść prosto do Komisji ds. Etyki w Nauce przy Polskiej Akademii Nauk.
Tak też zrobiłem.
W największym skrócie
W październiku ubiegłego roku zgłosiłem podejrzenie naruszenia etyki naukowej przez autorów badania – najpierw do Komisji ds. Etyki przy PAN a następnie do rzecznika dyscyplinarnego w IChPW. Obie drogi w zasadzie sprowadzały się do tego samego: Instytut ocenił sam siebie i oczywiście nie znalazł najmniejszej skazy. Całość trwała ponad rok.
Kalendarium wydarzeń
- 23. października 2018 – zgłaszam podejrzenie naruszenia etyki naukowej do Komisji ds. Etyki przy Polskiej Akademii Nauk.
- 17. grudnia 2018 – otrzymuję odpowiedź od Komisji ds. Etyki przy PAN informującą że moja sprawa została przekazana do Ministerstwa Energii, nadzorującego Instytut.
- 19 lutego 2019 – zapytuję Komisję mailowo o status sprawy. Nie dostali jeszcze odpowiedzi z ME.
- 18. marca 2019 – zgłaszam podejrzenie naruszenia etyki naukowej do rzecznika dyscyplinarnego IChPW.
- 4. lipca 2019 – prof. dr hab. inż. Marek Ściążko, zastępca Przewodniczącego Rady Naukowej IChPW informuje mnie o umorzeniu postępowania wyjaśniającego w sprawie. Wszystkie moje zarzuty są bezzasadne i szkaluję nimi Instytut!
- 10 lipca 2019 – zapytuję Komisję ds. Etyki o status sprawy. Nie dostali jeszcze odpowiedzi z ME.
- 24. lipca 2019 – zapytuję Instytut o szczegóły postanowienia o umorzeniu postępowania. Niedasie, nie jest pan stroną.
- 29. lipca 2019 – przesyłam zażalenie na decyzję o umorzeniu postępowania wyjaśniającego w IChPW.
- 24. września 2019 – w końcu Komisja ds. Etyki przy PAN przesyła mi odpowiedź z Ministerstwa Energii podpisaną przez wiceministra Adama Gawędę [ strona 1 ] [ strona 2 ]. Jest to kopia tego, co w lipcu odpisał Ministerstwu Instytut. Ale nie kopia bezmyślna: minister stwierdza, że zapoznał się ze sprawą i też uznaje moje zarzuty za bezzasadne. Natomiast sama Komisja nijak się do sprawy nie odnosi!
- 2. października 2019 – prof. dr hab. inż. Marek Ściążko, Przewodniczący Rady Naukowej IChPW informuje mnie że decyzja o umorzeniu postępowania zostaje częściowo uchylona i sprawa trafia do ponownego rozpatrzenia.
- 20. listopada 2019 – prof. dr hab. inż. Marek Ściążko, Przewodniczący Rady Naukowej IChPW informuje mnie o umorzeniu wznowionego postępowania wyjaśniającego – znów nie stwierdzono niczego podejrzanego.
Polska Akademia Nauk podlega bezpośrednio Prezesowi Rady Ministrów. Stąd też 24. września 2019 wysyłam skargę na nieudolność Komisji ds. Etyki w Nauce do Kancelarii Premiera. Było to jeszcze zanim otrzymałem w/w odpowiedź od Komisji z 24. września (24.09 to data pisma; realnie dotarła kilka dni później).
Skutkiem powyższej skargi 22. października otrzymałem pismo w którym ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski zrzuca winę za obsuw w sprawie na Pocztę Polską. [ strona 1 ] [ strona 2 ] I na tym koniec. Skarga dotycząca Komisji ds. Etyki w Nauce tak naprawdę nie dotknęła nijak tej komisji.
Wnioski
Postępowanie dyscyplinarne w polskiej nauce jest wierutną fikcją. Szkoda na to czasu i papieru. Sprowadza się ono do zapytania podejrzanego: czy czuje się winny? Nie, skądże. OK, dziękuję, sprawa wyjaśniona.
To jest kuriozum: zgłaszam sprawę do Komisji ds. Etyki, podkreślając że na szczeblu Instytutu istnieje konflikt interesów – a oni przekazują sprawę do Instytutu, aby Instytut, będąc po uszy w konflikcie interesów, sam siebie ocenił, po czym nadzorujące go ministerstwo przyznało mu rację. I to by było na tyle.
- Komisja ds. Etyki przy PAN robi jedynie za listonosza. Prawdopodobnie to najlepiej opłacani listonosze w kraju. Liczyłem, że Komisja dokona jakiejkolwiek oceny sprawy z punktu widzenia niezależnego podmiotu. Nic takiego nie miało miejsca. Nie wiem, po co oni istnieją.
- W postępowaniu dyscyplinarnym wewnątrz jednostki naukowej sami swoi oceniają samych swoich. Jakich wyników można się spodziewać gdy drugą stroną jest zwyły człowieczek?
Okazuje się, że można wypuścić pod szyldem nauki, szczególnie dużej instytucji o uznanej renomie, prawie że dowolny pasztet – i żadne konsekwencje z tego tytułu nie grożą. Chyba, że zadrze się z silniejszym, który ma możliwości dochodzenia swoich praw. A ja niestety takiej możliwości nie mam.
Co dalej? Ściana.
Poza drogą postępowania dyscyplinarnego, którą wyczerpałem jałowo, istnieje oczywiście możliwość sądowego dochodzenia swoich racji. Niestety sprawa nie zapowiada się tak trywialnie – jest dość ryzykowna a koszty mogą być znaczące. Nie mogę sobie na to pozwolić.
Przede wszystkim nie mam sił ani chęci, by się z tym dalej użerać. Widząc jak bardzo wszyscy mają sprawę gdzieś, nie wiem dlaczego akurat ja miałbym stale wypruwać sobie żyły w tym temacie.
Nie ma za co zrobić innych badań
A może zamiast użerać się z kłamliwymi badaniami, lepiej zlecić własne, porządne i rzetelne, do których nie będzie poważnych zastrzeżeń? Nie, to nie jest alternatywa. Kłamliwe badania powinny zostać napiętnowane a nie funkcjonować w przestrzeni publicznej, bo w ten sposób będą dalej szkodzić.
Co nie znaczy, żeby nad własnymi badaniami nie myśleć. Tak się składa, że temat był ruszony dawno temu, bo początkiem 2017 roku. Zbiórka zakończyła się kwotą 4040zł (słownie: cztery tysiące czterdzieści złotych). A były to jeszcze czasy, kiedy wydawało mi się, że badanie za 15 tysięcy będzie cokolwiek warte. Teraz wiem, że bez 50 tysięcy nie ma o czym myśleć. Wytrawni działacze pewnie noszą takie sumy publicznych pieniędzy w kieszeniach marynarek. Dla mnie są to kwoty nierealne do zdobycia.
Nikomu to nie jest potrzebne
Po latach mogę stwierdzić, że nasza działalność nie wpisuje się w niczyje cele biznesowo-polityczno-ideologiczne. Oczywiście nie chodzi mi tu o żadnych zielonych czy zielonkawych, bo to aż nadto oczywiste. Sama branża węglowo-kotłowa ma nas za wrogów lub w najlepszym razie nasze działania są im obojętne. Potrzebę pilnej poprawy wizerunku paliw stałych czują głównie zduni i producenci kominków.
Przyczyny mogą być dwojakie:
- albo to temat jest mega trudny – i rzeczywiście taki jest, bo nim ktokolwiek usłyszy i pojmie co do niego mówimy, trzeba się przebić przez kilka warstw stereotypów w jego głowie. Dotyczy to tak samo wujka Władka jak ministrów rządu RP. Używając słowa „węgiel” w kontekście innym niż likwidacja natychmiast jest się wrogiem tych, co z węglem walczą. To można uznać za naturalne. Lecz branża węglowa wbrew pozorom nie staje się od razu sojusznikiem, bo oni też są ofiarami stereotypu brudnego i śmierdzącego węgla, więc nie widzą potrzeby, by cokolwiek robić z dymem i smrodem, które dla nich są naturalne. Jak również ich zastana niczym zbiornik bezodpływowy mentalność nie pozwala dostrzec sensu i potrzeby działań wizerunkowych.
- albo to ja się do tej roboty nie nadaję – i rzeczywiście nie umiem w działaczowanie, PR, biznes, politykę, sprzedaż itd. A to wszystko naraz trzeba tutaj umieć w świetnym stopniu, aby cokolwiek wskórać. Zrobiłem to, co umiałem: założyłem sobie portalik z poradami technicznymi. Proszę ode mnie nie wymagać za dużo.
I ślepej kurze czasem trafi się ziarnko. Marne pocieszenie skoro w międzyczasie kura pełnosprawna, szybka i przebojowa wydziobie większość jedzenia.
Nigdzie się nie wybieram
Powyższy wywód może brzmieć pesymistycznie, ale:
- ani się nie poddałem
- ani nie zamierzam zwijać interesu
- ani nie mam planów popełniać samobójstwa.
Okoliczności istotnie są nieciekawe, ale przemy naprzód z każdą osobą, która dowiaduje się, że można drewno/węgiel spalać bezdymnie.