Wyobraź sobie, że robisz coś społecznie i uważasz to za słuszne i cholernie istotne. Aż tu nagle państwowy instytut wypuszcza badanie, które podkopuje twoją działalność, kłamliwie przedstawiając daną sprawę – ale to wiesz tylko ty i wąska grupka kumatych. Publika ufa autorytetowi instytutu. Jednocześnie instytut rozwija swój własny biznes w tej samej dziedzinie, czyli to jego kłamliwe badanie jest mu na rękę a tobie podcina skrzydła.
Co możesz z tym zrobić? Jeśli nie masz wolnej walizki pieniędzy na walkę w sądach – szukaj najbliższej suchej gałęzi. Gdybym od razu tak zrobił, zaoszczędziłbym sobie mnóstwo nerwów. Ale się człowiek łudził…
Ale o co chodzi?
Jak być może najstarsi górale pamiętają, pałujemy się tu jakiś czas (od wiosny 2017) z kłamliwymi badaniami efektów rozpalania od góry, które mający dużo publicznych pieniążków Krakowski Alarm Smogowy (KAS) zlecił w cieszącym się renomą Instytucie Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu (IChPW). I fajnie, my badań wyglądaliśmy jak kania dżdżu – ale te badania urągają standardom naukowym a wnioski są zafałszowane. Dziwnym trafem to jest na rękę i zleceniodawcy, i IChPW – a dla nas jest torpedą w przedział maszynowy.
Potrzeba było dwuletniej epopei, aby na własnej skórze się przekonać, że teoretycznie istniejący w polskiej nauce mechanizm zgłaszania nierzetelnych badań – nie działa. Bo co to za działanie jeśli zarzut nie jest weryfikowany przez nikogo niezależnego – po prostu pyta się oskarżonego [sic!], czy coś przeskrobał, a on mówi, że nie i jak w ogóle śmiemy pytać, takie podejrzenie go przecież obraża [SIC!!] – i cyk, zarzut bezzasadny [@#^$#%#!].
Ciąg dalszy
W grudniu ub. roku opisałem dotychczasowe przygody. Po tym wszystkim zgłosiłem się jeszcze do Rzecznika Praw Obywatelskich, opisując dotychczasową drogę i podnosząc powyższy argument – że nikt niezależny nie zweryfikował moich zarzutów. Oto co poszczególne umoczone w temat instytucje odpisały RPO:
- Odpowiedź Komisji ds. Etyki w Nauce PAN
- Odpowiedź z Ministerstwa Aktywów Państwowych (nadzorującego IChPW)
Zarówno Komisja jak i Ministerstwo powtarzają RPO to samo, co wcześniej rzucili mi w twarz: według nich jest wszystko OK. Nikt nie odnosi się do meritum: braku niezależnej oceny jakości przedmiotowych badań. A nie, czekaj, Komisja mówi, że to nie ich sprawa i żebym sobie do sądu szedł.
Dobranoc
Państwowy instytut jest nietykalny: może poprzez wykorzystanie własnego autorytetu naukowego gnoić konkurencję, jednocześnie rozwijając własne biznesy na tym samym polu. Ministerstwu, które teoretycznie go nadzoruje, nie zależy na ujawnianiu jakichkolwiek brudów, bo przecież fakt że coś niedobrego się tam dzieje, źle by świadczył o ministerstwie.
Nie ma wyjścia: pozostaje przywyknąć, że już zawsze w oczach wielu będziemy nosić garba antynaukowych oszołomów, bo upieramy się, że to działa, a przecież Wielki Instytut zbadał i wyszło że nie działa! Więc w najlepszym razie „sprawa jest kontrowersyjna”, „wyniki nie są jednoznaczne”. Został zrobiony smród. Nikt poważny nie będzie się w to angażował. O to chodziło KAS.
Mnie skręca jak to piszę, bo sam wiem, jak bym patrzył na takich ludzi forsujących rzeczy niezgodne z głosem instytucji naukowych w dowolnej innej dziedzinie, której kuchennych brudów nie znam. W najmniejszym stopniu nie ciągnie mnie do żadnych teorii spiskowych – a zostałem na tę półkę wepchnięty, bo nie mam pieniędzy, wiedzy i umiejętności, by udowodnić, że nie jestem koniem.
Z drugiej strony: czego można było się spodziewać w sprawie, która nie ma poważnych sojuszników, za to ma silnych wrogów – a ja ani nie potrafię pozyskać sojuszników, ani znaleźć sposobów na pokonanie wrogów. Jestem szaraczkiem-amatorem, który potrafi założyć i utrzymać portal internetowy – i niewiele więcej. Bokser-amator, choćby był pełen zapału i dobrych chęci, na ringu zostanie rozsmarowany przez zawodowca w mniej niż 30 sekund. Zatem wszystko kończy się tak, jak obiektywnie patrząc można się było spodziewać już na starcie.