Zmiana sprzedawcy prądu nigdy nie cieszyła się w Polsce przesadną popularnością, ale ostatnie lata to cicha agonia jakiejkolwiek konkurencji na rynku sprzedaży prądu dla gospodarstw domowych. Owszem, teoretycznie wolny rynek istnieje i działa – jednak ofert sprzedawców prądu jest coraz mniej a wszystkie na jedno kopyto. Klienci uwiązani na lojalkach nie narzekają, bo lepszego świata nigdy nie zaznali.
Jak można wyczytać w komunikatach Urzędu Regulacji Energetyki, w ciągu całych 13 lat gospodarstwa domowe zmieniały sprzedawcę prądu 700 tys. razy. Zważywszy, że odbiorców prądu w kategorii gospodarstw domowych jest dobre 15 milionów – mniej niż 5% gospodarstw domowych zmieniło sprzedawcę prądu choćby jeden raz.
Ostatnimi laty zupełnie przestało się to opłacać. W najlepszych latach (gdzieś przed 2015 rokiem) zmiana sprzedawcy prądu mogła dać choć części klientów oszczędności liczone w kilku setkach złotych rocznie. Potem ciekawych ofert było coraz mniej a obecnie to już praktycznie dno i muł, brak istotnych różnic. Dlaczego tak jest? Nie wiem, nie znam się. Jako konsument przyszedłem jedynie ponarzekać.
Oszczędności zerowe albo i gorzej
Jeszcze kilka lat temu na rynku dawało się znaleźć naprawdę atrakcyjne oferty cenowe dla specyficznych grup odbiorców, np. tani prąd w taryfie nocnej G12 dla ogrzewających dom prądem.
Obecnie nie ma po tym śladu. Trudno mi w internetowych porównywarkach wypatrzeć choćby 10zł tańszą ofertę na takie same warunki, jakie mam obecnie. Zresztą nie mogę się doszukać części porównywarek, z których jeszcze kilka lat temu korzystałem (swego czasu najlepsza była ta od URE – jej mogiłę mech porasta).
Klienci na lojalkach za psi grosz
Kilka lat temu sprzedawcy prądu zaczęli wiązać swoich klientów na 2-3-letnich umowach-lojalkach, w których oferują im jakąś niby „gwarancję ceny” (zaraz do tego dojdziemy) plus czasem dodatkowe usługi na sytuacje awaryjne – ale kosztem dodatkowej opłaty na rachunku, nawet ponad 20zł miesięcznie.
W temacie zmiany sprzedawcy prądu lojalka wiąże ręce i nogi – zmiana sprzedawcy wiązałaby się z karą umowną za wypowiedzenie super-oferty przed terminem. Owszem, umowy terminowe w wielu branżach to norma i to samo w sobie nie jest złe. Dostajesz lepsze warunki w zamian za lojalność. Problem w tym, że tutaj prawie nic nie dostajesz a jesteś skutecznie uwiązany!
- Idę o zakład, że większość klientów energetyki ląduje na lojalce nieświadomie lub niedoinformowana co do warunków.
- Korzyści są śladowe, nawet można wyjść na minus w części przypadków.
Dwa przykłady, które znam z pierwszej lub drugiej ręki:
- Budynek postawiony w 1982 roku miał umowę z zakładem energetycznym na czas nieokreślony bez żadnych istotnych zmian (poza zmianami cen) do 2016 roku. Wtedy to zadzwonił handlarz i tak przerobił właściciela (60+), że ten nawet nie wiedział kiedy zgodził się na dwuletnią lojalkę z opłatą handlową, co oznaczało w perspektywie tej lojalki (mimo wszystkich „promocji”) realny wzrost rachunków o ok. 15zł miesięcznie. Nikt z rodziny nie wiedział wtedy ani co to za zmiana (poza jakimiś ogólnikami że niby ma być taniej), ani też że w ciągu dwóch tygodni można to wszystko odkręcić. Początkowo rachunki spadły, co uśpiło czujność. Dopiero prawie rok później, gdy rachunki jednak wzrosły, doczytali w przesłanych papierach, o co tu chodzi, i doliczyli się, że zostali zrobieni w balona.
- Studentki (z zerowym pojęciem o jakichkolwiek rachunkach) poszły podpisać umowę z energetyką dla wynajmowanego mieszkania. Wyszły z trzyletnią lojalką z opłatą handlową 17,50zł/m-c i zniżką w cenie prądu „nie mniej niż 10%” względem Taryfy Sprzedawcy. Jako że mieszkanie jest ogrzewane prądem, ta oferta w tym przypadku ma szanse dać jakąś oszczędność, aczkolwiek marne widoki, by przekroczyła ona kilka procent.
Można też poczytać komentarze pod artykułem o opłacie handlowej. Część przygód ludności ze sprzedawcami firm energetycznych wygląda na sprawy dla UOKiK – ale kto je tam zgłosi? Zwykłemu szarakowi brakuje sił i determinacji a organizacji reprezentujących szaraków (nie tylko w tej dziedzinie) – jakoś nie ma. Swoją drogą to bardzo dziwne, bo przecież z prądu korzysta absolutnie każdy…
Niby-gwarancja psuedo-stałej ceny prądu
„Gwarancja ceny” jest obecna w materiałach marketingowych sprzedawców prądu od ładnych kilku lat. W tym czasie przechodziła ewolucję, ale chyba nigdy nie była tym, czym się na chłopski rozum wydaje być: gwarancją niezmiennej ceny w całym czasie trwania umowy.
Obecnie „gwarancja ceny” przyjmuje formę:
- albo faktycznej gwarancji niezmiennej ceny prądu – ale tylko przez jakiś początkowy czas trwania umowy,
- albo jest to „gwarancja stałego rabatu” – np. 10% od aktualnej stawki w umowie na czas nieokreślony (Taryfa Sprzedawcy) – co znaczy tyle, że jeśli ceny prądu wzrosną, to zapłacisz więcej, ale nadal 10% mniej niż ludzie na umowie na czas nieokreślony.
10% to już jest jakaś oszczędność! Może warto dla takiego zysku podpisać tę dwu- lub trzyletnią lojalkę? Czekaj, czekaj, to nie takie proste…
- Trzeba pamiętać, że mówimy o cenie samego prądu a ona stanowi tylko około połowę kwoty rachunku za prąd (reszta to opłata dystrybucyjna i różne opłaty stałe – one się nie zmieniają przy zmianie sprzedawcy).
- Zatem 10% niższa cena samego prądu to rachunek niższy o ok. 5%.
- Ale część tej oszczędności zje opłata handlowa…
- Kiedy zatem opłaca się podpisać lojalkę? Przy odpowiednio wysokim rachunku, gdy kwota oszczędności ma szanse przekroczyć kwotę opłaty handlowej.
- Szybki przykład: przy opłacie handlowej 17,50zł wychodzisz na zero dopiero gdy miesięczny rachunek przekroczy 350zł. Jeśli twój rachunek wynosi np. 200zł – dopłacasz do interesu, mimo że pan sprzedawca ze szczerym słowiańskim uśmiechem polecał ci ofertę z „rabatem 10%” i na intuicję to wydawała się rozsądna propozycja…
Właściciele fotowoltaiki przykuci do sprzedawco-dystrybutora
Wraz z upowszechnieniem fotowoltaiki pojawia się kolejna poważna przeszkoda na drodze do ewentualnej zmiany sprzedawcy prądu.
Posiadacz instalacji fotowltaicznej musi mieć umowę o sprzedaż i dystrybucję z tą samą firmą (umowa kompleksowa). Firm, które są jednocześnie sprzedawcą i dystrybutorem prądu jest bodaj pięć w całym kraju.
Jak chwilę pomyśleć to to nie jest taki znowu problem. Przecież zasady rozliczeń są dokładnie takie same w każdej firmie energetycznej – to barter, cena prądu nie ma znaczenia, przy dobrze dobranej instalacji rachunek się zeruje.
Ale są przecież take poza-pieniężne czynniki wpływające na zadowolenie (lub nie) ze sprzedawcy, np. jakość obsługi klienta czy dostępność i jakość aplikacji do monitorowania zużycia prądu i rozliczeń. Ktoś z takich zwykle mniej istotnych przyczyn mógłby chcieć zmienić sprzedawcę – a nie może.
URE w zaniku
Kiedyś pod adresem maszwybor.ure.gov.pl znajdował się bardzo przydatny kalkulator pokazujący oferty lokalnych sprzedawców prądu i potencjalne oszczędności, jakie mogą wynikać ze zmiany sprzedawcy prądu.
Od paru lat po kalkulatorze nie ma śladu. Sama strona pod względem technicznym mocno już trąci myszką (chce jakiegoś Flasha załadować i nie może…). Jedyny plus że URE nadal udostępnia stale aktualizowany arkusz z listą sprzedawców i podstawowych parametrów ofert. Lepsze to niż nic, ale w porównaniu do tego, co było – to tylko nędzna namiastka. Jakby prawie nikomu w URE już na tym nie zależało?
Dobra, ale po co mi ta zmiana sprzedawcy prądu?
Co mnie obchodzą dziury w drodze skoro nie mam samochodu? Sprzedawcy prądu też nie zamierzałem zmieniać, więc co mi szkodzi, że to prawie bez sensu?
Konkurencja! Gdy klient może łatwo odpłynąć – firmy muszą konkurować ofertą (niekoniecznie tylko ceną), aby utrzymać obecnych klientów i przyciągnąć nowych. Zyskują na tym nie tylko ci, którzy zmienią sprzedawcę na lepszego, ale wszyscy – bo ogólny poziom cen spada a jakość oferty się polepsza.
Tak to wygląda w krajach cywilizowanych. Np. w Wielkiej Brytanii:
- W 2018 dokonano 5,8 miliona zmian sprzedawcy energii – 20% wszystkich gospodarstw domowych w UK zmieniło sprzedawcę prądu tylko w ciągu jednego roku. Jak to porównać do naszych niecałych 5% w ciągu trzynastu lat? Możliwość wyboru sprzedawcy mają tam o około 10 lat dłużej niż my.
- Jest 57 sprzedawców energii (prądu/gazu).
- Jest 11 porównywarek ofert sprzedawców energii zatwierdzonych przez rządową agencję nadzorującą rynek (OFGEM, coś jak nasz URE).
- Tam również mają umowy na czas określony i nieokreślony – ale w umowach na czas określony energia jest istotnie tańsza, są to różnice rzędu średnio 20-30% w skali roku. Tedy nie dziwne, że ludziom chce się zmieniać często sprzedawcę prądu/gazu.
- Są publikowane zestawienia: jakości obsługi i liczby skarg na poszczególnych sprzedawców energii
- Odpowiednik naszego URE instruuje jak rozmawiać z naganiaczami sprzedawców prądu. Jeśliby któryś okazał się nieuczciwy, można się na niego łatwo poskarżyć rządowemu organowi.
Tamtejszy system nie jest jakiś mocno inny – zasady są podobne jak u nas, tylko że w Wielkiej Brytanii jakoś lepiej to działa, z korzyścią dla klienta. Czemu zatem u nas taka bryndza? Nie wiem, nie znam się…
Trudno się dziwić, ludzie traktują przedstawicieli handlowych jak złodziei i nie dadzą sobie nawet wytłumaczyć o co chodzi dla nich prąd sprzedaje Tauron a reszta to oszuści. Rynek energii jest komunistyczny czyli monopol, sieć także z PRLu, fotowoltaika to leczenie syfa pudrem bo i tak korzystamy z tego chorego systemu dystrybucji, który nas okrada jak tylko może. Opusty 80%, bilansowanie międzyfazowe, którego nie ma, opłaty mocowe a za chwilę opłaty za energie bierną.
Wszyscy składamy się na wypłaty urzędników i cwaniaków prezesów a energetyka nadal siedzi w latach 20tych XX wieku jak zakładano kopalnie. Ja sam na nowym osiedlu mam sieć TT rodem z roku 1974. Potrzebna jest rewolucja ale zbyt dużo złodziei jest w systemie a korporacje partyjne POPIS nie są zainteresowane zwalnianiem rodziny z intratnych stanowisk na elektrowni.
Akurat obawa przed przedstawicielami jest zrozumiała w świetle nierzadko przez nich uprawianego naciągactwa.
ZE pewnie nie naciąga, jak elektrownia daje opłatę macową od zużycia i różne dodatki z księżyca to spoko ale jak przedstawiciel marże podniesie to oszust heheh Ludzie są przyzwyczajeni do bata pańskiego od tysięcy lat i nie lubią zmian 🙂
ZE i elektrownia też naciągają, ale akwizytor ma wcisnąć ich naciągactwo i jeszcze zarobić na marżę, która jest tym większa, im więcej wciśnie.
Z perspektywy szaraka – mam podpisaną umowę z Tauronem. Przez myśl mi nie przeszło, żeby szukać kogoś innego: w domyśle jakieś garażowe spółki, firmy koguciki. Boję się podpisać z takimi zakładami umowy z regulaminami opasłymi jak tomy Stephena Kinga, napisane takim językiem że musiałbym chyba skończyć energetykę na politechnice. Będąc szczery – nie znam się nawet na fakturze z Tauronu. Jest na niej tyle składowych że po prostu nie wiem za co i ile płacę. Wolę już wypełniać PIT niż analizować te wiersze i słupki na fakturze. Mam podstawową taryfę a zużycie wyliczam sobie po roku dzieląc po prostu rachunek i kilowatogodziny. Jedynie wiem, skądinąd z tego miejsca (dziękuję), że dostawca robi w balona nazywając „cennikiem” coś co jest kolejną marketingową wydmuszką, wprowadzając samą nazwą w błąd, a to co powinno nazywać się dla prostaczków „cennikiem” zachomikowane jest pod nazwą „taryfa” i regulowane przez URE.
Może mamy taką mentalność – jest nam dobrze jak jest, tyle się słyszy o naciągaczach, więc po co zmieniać „markowe” firmy. Może nie mamy po prostu czasu – po pracy często pracujemy, jesteśmy zalatani. I na końcu – jak ja – może się po prostu nie znamy. Każdą umowę i ubezpieczenie: na dom, mieszkanie, na życie, na samochód, na prąd czy kto tam co ma jeszcze musielibyśmy porównywać i wgryzać się w prawnicze formułki, że ręka zaczyna się od łokcia wzwyż, że jak ci wiatr zerwie dach, to nic nie dostaniesz bo lokalne IMGW zarejestrowało prędkość wiatru poniżej jakiejś prędkości m/s , itede, itepe. Siedzisz, czytasz, porównujesz, a podskórnie i tak wiesz że tam są haczyki, każdy chce na ciebie zarobić i wyr…ać.
Według mnie jedyną rozsądną obecnie taryfą jest PGNIG prąd i gaz, bo tam nie ma opłaty handlowej jeśli ktoś ma od nich gaz. W Warszawie alternatywą jest Lumi pge, ale tam już opłata występuje. Trzeba jednak przyznać rację autorowi, że wybór jest kiepski…
Kilka lat temu też początkowo myślałem, że tylko w PGNiG nie ma opłaty handlowej i już prawie miałem się przenosić. Ale przeliczyłem i wyszło, że ich ceny wtedy nie były takie znowu atrakcyjne. Do tego system obsługi klienta był bardzo ułomny.
Wtedy się dowiedziałem, że przecież jest coś takiego jak Taryfa sprzedawcy, czyli umowa na czas nieokreślony – tam żadnej opłaty handlowej nie ma (ale trzeba uporu żeby się na nią wydostać, bo handlowcy za wszelką cenę cisną cisną lojalki z opłatą handlową własnie). Dlatego ostatecznie ze zmiany nic nie wyszło. Z perspektywy czasu – w sumie dobrze.
Jeśli ktoś ma prąd na czas określony z opłatą handlową i chce uciec to bez konsekwencji w Tauron można przepisać umowę na kogoś innego i po kłopocie
Ja się pare razy zbierałem do zmiany na „lepszą” ofertę ale zawsze tak jak piszecie po przeliczeniu wszystkiego wychodziło mi drożej lub na tyle mało że „papierologia” nie miała sensu. Od około 10 lat jestem na bezterminowej umowie i jak na razie nie widzę światełka w tunelu polepszenia sytuacji (może jedynie fotowoltaika jak dorobie się swojego domu kiedyś).
Pozdrawiam.