Rada Gminy Mosina jednogłośnie przyjęła uchwałę „o poprawnym paleniu”. To zasługa ogromnej kilkuletniej pracy członków Mosińskiego Alarmu Smogowego, którzy poinformowali i przekonali ponad 1000 mieszkańców, że jest możliwe bezdymne palenie węglem i drewnem – a ci ludzie z kolei nacisnęli na lokalne władze, aby się za temat wzięły. I władze, chcąc nie chcąc, musiały zadziałać, bo tego chciała duża część ich wyborców.
To pierwsza taka uchwała antysmogowa, która wprowadza natychmiast skuteczne środki likwidujące najgorsze zadymienie. Tak powinno być od samego początku w każdej z istniejących uchwał. Byliśmy przy ich powstawaniu, proponowaliśmy takie działania – nikt nas nie słuchał. Bo było nas kilku szaraków. Zupełnie inaczej rzecz się ma gdy kilku szaraków przyjdzie z pomysłem, pod którym podpisują się setki lub tysiące osób.
Uchwała mosińska nie jest jeszcze obowiązująca. Przyjęcie przez Radę Gminy jest pierwszym etapem. Aby uchwała weszła w życie, musi ją jeszcze zatwierdzić sejmik województwa. Tu już może być trudniej, bowiem uchwała ta jest solą w oku Polskiego Alarmu Smogowego – organizacji od lat znanej ze zwalczania wszelkich prób nauki poprawnego palenia węglem i drewnem, która póki co dysponuje przeważającą siłą rażenia kłamliwej propagandy.
Po co nakazywać?
Wiem, że ktoś powie: ale jak to tak, tu protestujecie przeciw zakazom a sami chcecie przepisami ludzi zmuszać do tego czy owego?
To nie nakaz czy zakaz jest zły sam w sobie – zły jest wtedy, gdy jest głupi. Przeciw takim głupim zakazom protestujemy. Np. całkowity zakaz paliw stałych zwykle jest nieuzasadniony i marnuje publiczne pieniądze. Generalnie nauczamy poprawnego palenia po dobroci i to prędzej czy później poprzez odczuwalne korzyści trafia do znakomitej większości ludzi. Natomiast świat nie jest idealny i jakaś forma przymusu na opornych, niepotrafiących dostosować się do norm życia w społeczeństwie, jest potrzebna – w każdej dziedzinie.
Trzeba zacząć od tego, że pomysłodawcą i autorem pierwotnego projektu uchwały nakazującej poprawne palenie jest Grupa Zdrowego Oddychania z Tarnowa. Uchwała jest w zasadzie jednozdaniowa: nakazuje stosowanie współprądowej techniki spalania. Wbrew pozorom nie chodzi tutaj o to, aby każdy zawsze i jak od linijki rozpalał od góry a każdy najmniejszy dymek był zaraz mandatowany. Co to, to nie.
Chodzi o to, aby stworzyć jakikolwiek prawny „bacik” na sytuacje najgorszego zadymiania – jak na zdjęciu poniżej – wobec których wszyscy są obecnie bezradni, ew. mówią że to zniknie za 10 lat. To są zawsze kotły rozpalane przeciwprądowo – ale uczciwym paliwem i zgodnie z instrukcją producenta. To instrukcja jest błędna, ale przez ostatnie 30 lat nikt nie widział w tym problemu. Chmury dymu były normalnym „zapachem zimy”.
Jeżeli w takim przypadku zastąpimy spalanie przeciwprądowe choćby dokładaniem od boku albo nawet tylko częstszym dokładaniem na żar mniejszych porcji – to już nastąpi gigantyczna poprawa.
Zaraz, zaraz… po co takie manewry, nie prościej zakazać dymienia jako takiego? Właśnie nie prościej.
- Nie brakuje kotłów, które mimo najlepszych starań palacza będą kopcić, bo spartoliła je fabryka. Palacz nie powinien zbierać batów należnych ich producentom.
- Na rynku są węgle wysokich typów / koksujące / przemysłowe, które nawet przy starannym paleniu mogą dawać delikatny dym kojarzący się ze spalaniem opon. Palacz nie powinien zbierać batów należnych władzy centralnej za dopuszczanie na rynek węgli nienadających się do spalania w domowych kotłach.
W uchwale nie chodzi też o to, że teraz zawiesi się każdemu w kotłowni kamerkę, która będzie obserwować, czy on na pewno rozpala książkowo współprądowo. A jak choćby dołoży od boku to włączy się alarm. NIE. Jeśli palisz w sposób cywilizowany, sposobem takim jaki uznasz za najdogodniejszy, ale nie kopcisz jak Schleswig-Holstein – śpisz spokojnie, bo nikt się ciebie nie czepia.
Tak więc na tle wielu możliwych w różnym stopniu niedoskonałych rozwiązań ta uchwała wydaje się wyjściem najsensowniejszym. Naturalnie jeśli ktoś ma lepsze pomysły to zapraszam do dyskusji.
Czapki z głów!
Mam nadzieję, że przypadek Mosiny zainspiruje innych, którzy nie są pewni, czy się da, czy można, czy warto. Jest coraz więcej ludzi, którym syf w powietrzu przeszkadza. Ale nic nie mogą zrobić poza wylewaniem frustracji na fejsbuczku pod screenami z apek smogowych i z ukradka robionymi zdjęciami kopcącego komina sąsiada. Nie można z tych ludzi drwić w stylu „czemu 10 lat temu nie widzieliście problemu”. Tę energię społeczną trzeba zagospodarować do konstruktywnego działania na rzecz nauki poprawnego palenia i popularyzacji różnych ale przede wszystkim tanich i czystych sposobów ogrzewania. Bo jak nie – to użyją ich zieloni w celu przepychania zakazów.
W Mosinie kilka osób wzięło się w garść i zaczęli działać. Tak, to jest droga pod wiatr, po szkle, gruzie, pchając wielki ciężki głaz pod górę której szczytu nie widać, a czasem z boków lecą pomyje – ale lepszej drogi nie ma. Chcesz coś zmienić na rejonie – ruszaj rzić z kanapy. Nikt nie przywiezie gotowego rozwiązania na złotej tacy.
Mosiński Alarm Smogowy od kilku lat działa w Mosinie i okolicach na rzecz poprawy stanu powietrza. Po nazwie można by ich błędnie osądzić. Nie wszystko, co nazywa się „alarm smogowy”, jest po linii ideowej Krakowskiego Alarmu Smogowego. Takie organizacje powstają spontanicznie i różni ludzie je tworzą. Owszem – większość z nich należy do Polskiego Alarmu Smogowego. Przynależność ta oznacza obowiązek szkalowania palenia od góry lub przynajmniej niewypowiadania się pozytywnie.
Na szczęście założyciele Mosińskiego Alarmu Smogowego trafili kiedyś na ten portal i przekonali się, że to, o czym tu gardłuję – działa i jest jedyną szansą na poprawę TU I TERAZ. Dlatego zaczęli promować poprawne palenie w swojej okolicy. Gdyby nie ten przypadek, gdyby na ten portal nie natrafili albo gdyby później przerobiła ich kłamliwa propaganda PAS – byliby tylko kolejnym bezproduktywnym klubem frustratów wzajemnie utwierdzających się w nienawiści do sąsiadów.
https://www.facebook.com/MosinskiAlarmSmogowy/posts/924765551237965
Decydującym czynnikiem, który powoduje zainteresowanie władz sprawą a tym bardziej pozytywny wynik głosowania, jest liczba zmobilizowanych mieszkańców (wyborców). W Mosinie było to ponad 1000 osób na ok. 15 tys. mieszkańców czyli, licząc osoby z prawem wyborczym, nawet ponad 10% wyborców – uruchomić tyle ludzi to jest sztuka. Takie poparcie powoduje, że władze chcąc nie chcąc muszą się zainteresować tematem, choćby im był nie po drodze.
Chyba, że jakiś plan jest po myśli władzy i potrzebuje tylko listka figowego „woli ludu” dla przyklepania, to wtedy wystarczy dosłownie garstka osób, promil mieszkańców. Vide:
Ruch nauki poprawnego palenia kontra „przeciwnicy węgla”
Aby uchwała Rady Gminy stała się obowiązującym prawem, musi przejść przez sejmik województwa. To jest osiągalne, ale na pewno trudniejsze niż na szczeblu gminy. Zwłaszcza w sytuacji, gdy spora część urzędników może być już przerobiona przez kłamliwą propagandę Polskiego Alarmu Smogowego, którego lokalną delegaturą jest Poznański Alarm Smogowy.
A już na pewno wszyscy są ofiarami syndromu „zawsze brudnego wungla” – nie są w stanie sobie wyobrazić, że spalanie węgla (i drewna!) może być bezdymne i nieuciążliwe, dlatego wydaje im się, że nie istnieje inna droga jak węgiel/drewno zlikwidować, aby nastało czyste powietrze. To da się przezwyciężyć jeśli jest możliwość porozmawiać z ludźmi, przedstawić im argumenty, pokazać jak wygląda cywilizowane spalanie. Czy i na ile w sejmiku taka możliwość będzie?
Nie tylko w Mosinie się dzieje. Coraz liczniejsze gminy w Wielkopolsce informują mieszkańców o bezdymnym paleniu. Czyli raczkuje to, co w Europie jest standardem. Jest o tych działaniach gmin artykuł w Głosie Wielkopolski. Czy to może się komuś nie podobać? A i owszem. Nie podoba się pani Katarzynie Kierzek-Koperskiej, wiceprezydent Poznania – „przeciwniczce węgla”.
Czaicie? Ludzie się uruchamiają, bo chcą naprawić to, z czym sobie samorządy – w tym poznański – wyraźnie nie radzą, a pani wiceprezydent widzi w tym wyłącznie „ciche przyzwolenie na węgiel”. Co za paranoja!
Od dawna mierzymy się z tym chorym myśleniem. Tzw. „przeciwnicy węgla” są tak zapiekli w stereotypowej ślepej nienawiści do niego, aż nie zauważają, jak się zaplątali:
- głoszą, że smog z wungla zabija 40-50 tys. ludzi rocznie
- jednocześnie nie pomagają a wręcz torpedują akcje natychmiast ograniczające najgorsze zadymienie – czyli nie pozwalają nawet części tych ludzi uratować
- nie widzą problemu w biernym siedzeniu w takim samym dymie i smrodzie po kilka do nawet dziesięciu lat, do czasu wejścia w życie wymiany starych kotłów – bo w tym biernym trwaniu w dymie widzą „zwalczanie węgla” a w likwidowaniu dymu: „przyzwolenie na węgiel”.
Może psychiatria zna na to odpowiednie słowa, bo ja nie.
Nie bez powodu piszę w cudzysłowie: „przeciwnicy węgla”. To są tak naprawdę przeciwnicy syfu, który im się wydaje nieodłączny. Gdyby im pokazać i wyjaśnić, że jednak ten syf można od węgla oddzielić, ok. 8 na 10 z nich zmieniłoby swoje myślenie o węglu.
W tekście jest podlinkowana dyskusja na Facebooku, gdzie działacze Mosińskiego Alarmu Smogowego próbują wytłumaczyć wiceprezydent Kierzek-Koperskiej swoje stanowisko. Efekt jest taki, że pani wiceprezydent nazywa działaczy społecznych promujących poprawne palenie węglem i drewnem „lobby węglowym”. Odbieram to jako potwarz i pomówienie o jakieś niejasne związki z branżą węglową, co jest całkowicie nieprawdziwe i obraźliwe. Jeśli takie insynuacje będą się powtarzać to w końcu nauczymy się aktywnie bronić naszego dobrego imienia.
Prócz tego z artykułu dowiadujemy się, że Polski Alarm Smogowy swoim zwyczajem nieustannie obrabia nam plecy poniżej pasa:
Polski Alarm Antysmogowy przysłał do mnie pismo w tej sprawie, w którym także przestrzega przed takimi metodami.
Kłamstwo firmowane szyldem uznanego instytutu ma długie nogi, bo zmajstrowali je fachowcy i dobrze odżywili publicznymi pieniędzmi. Nic dziwnego, że wszędzie za nami chodzi. Ale nie jest niezatapialne… Szkoda tylko, że tak długo musimy na to tracić energię.
W artykule pojawiają się również echa innych kolportowanych od dawna przez PAS kłamstw – jak to, jakoby nauka poprawnego palenia miała być w kontrze wobec wymiany kotłów.
- Dawniej kłamali, jakobyśmy chcieli nauką poprawnego palenia zablokować wprowadzenie norm na kotły i węgiel.
- Teraz kłamią, jakobyśmy chcieli zablokować wymianę starych rupieci z kotłowni, choć ani niczego takiego nikt nie formułuje, a wręcz mnóstwo jest stwierdzeń potwierdzających, że wymiana na nowoczesne i tanie kotły jest tyleż nieuchronna co korzystna.
Naiwni twierdzą, że prawda się obroni. Guzik prawda. Zanim ta prawda nauczy się chodzić, kłamstwo już wygrywa maraton nowojorski.