Roczne archiwum: 2017

Rząd wprowadził normy emisyjne dla kotłów węglowych

Ukazało się rozporządzenie Ministra Rozwoju i Finansów w sprawie wymagań dla kotłów na paliwo stałe, które wprowadza normy emisyjne, jakie będą musiały spełniać nowo sprzedawane kotły na węgiel i drewno. Dotąd żadnych obowiązkowych norm nie było. Trudno się nie zgodzić z kierunkiem tych regulacji, ale rynek kotłów 5. klasy pozostawia wciąż wiele do życzenia. Dla prostego człowieka ten przepis oznacza oczywiście głębsze sięgnięcie do kieszeni – kotły nieomal z dnia na dzień podrożeją co najmniej dwukrotnie.

Co wnosi rozporządzenie

Zgodnie z rozporządzeniem, od 1. października b.r. nie będzie można produkować kotłów, które nie spełniają wymogów emisyjnych klasy 5. normy PN-EN 303-5:2012. Zapasy będzie można wyprzedawać do 1. lipca 2018. Po tej dacie w sprzedaży mają pozostać wyłącznie kotły automatyczne bez rusztu awaryjnego oraz z ręcznym załadunkiem – wszystkie spełniające wymogi emisyjne 5. klasy.

Rozporządzenie traci moc w 2020 roku, bowiem wtedy wchodzą unijne przepisy ecodesign, które powielą te same regulacje plus jeszcze ciut je zaostrzą.

Ile teraz będą kosztowały kotły węglowe?

Wprowadzenie wymogów emisyjnych dla kotłów na węgiel i drewno oznacza oczywiście wzrost ich ceny – niestety nawet kilkukrotny.

  • Dotąd kocioł o mocy kilkunastu kilowatów kosztował u większych producentów 2000-2500zł, w markecie lub u lokalnego majstra mniej niż 2000zł.
  • Na chwilę obecną kotłów zasypowych 5. klasy jest niewiele i kosztują co najmniej ~3000zł a żeby spełniał taki kocioł wymogi emisyjne w codziennej pracy, trzeba jeszcze doliczyć koszt bufora ciepła (koszt zależy od pojemności i wykonania, ale min. 1000zł trzeba dodać; przeważnie wymagana jest pojemność min. 300l). Ale: na ten moment takiego bufora mieć nie trzeba – rozporządzenie wymaga tylko, aby kocioł miał kwity, że 5. klasę emisji w ogóle osiąga i już może być sprzedawany.
  • Kotły retortowe 5. klasy nie potaniały znacząco przez ostatni rok i nadal kosztują w rejonach 8-10 tys. zł

Czyli w najlepszym wypadku koszty zakupu kotła rosną o ok. 100%. Jeśli doliczyć koszt modernizacji komina pod wilgotne spaliny z kotła 5. klasy to dochodzi kolejne parę tysięcy (wkład stalowy – rozwiązanie bardzo tymczasowe) do nawet 10 tysięcy (rozwiercenie komina i wkład ceramiczny – rozwiązanie na lata).

Producenci mają w zanadrzu nowe tanie kotły dolnego spalania, z którymi stali w kolejkach do laboratoriów przez całe wakacje, więc oferta powinna się poszerzyć, ale nie ma się co spodziewać cen w okolicach 2000zł a zawsze trzeba doliczać ekstra wydatek na bufor ciepła.

Według stanu na wiosnę 2018

Istotne szczegóły

  • rozporządzenie nie zmienia niczego w kotłowniach – dotyczy tylko nowych kotłów
  • kotły niespełniające wymogów rozporządzenia (zapasy magazynowe) będzie można kupić jeszcze do 1. lipca 2018
  • rozporządzenie dotyczy tylko kotłów na węgiel, drewno i pellet – nie dotyczy kominków, pieców ceramicznych, kuchennych, pieców typu „koza”.
  • wśród kotłów jest kilka wyjątków, których rozporządzenie nie sięga; wśród nich najistotniejsze to: kotły grzejące wyłącznie wodę kranową (CWU), kotły na biomasę niedrzewną czyli np. słomę, pellet słomiany, zboże, pestki – co daje potencjalną furtkę do sprzedawania dalej starych klamotów po dodaniu w instrukcji zapisu „kocioł tylko do grzania CWU” lub „kocioł na owies – paliwo zastępcze: węgiel”.
  • wymogi są wyłącznie emisyjne – nie ma wymogu osiągania sprawności przewidzianej dla 5. klasy, czyli teoretycznie będą mogły być sprzedawane kotły, które nie produkują super chłodnych spalin a tym samym nie wymagają modernizacji komina.

Czy to koniec kotłów górnego spalania?

Wydawałoby się, że kotły górnego spalania nie są w stanie spełnić wymogów 5. klasy. Rozpalane w stylu „wungiel na żar” na pewno nie. Ale rozpalane od góry, przy odpowiedniej konstrukcji i sterowaniu? Kto wie. Nie to żebym za nimi tęsknił, ale setki firm musi jakoś te regulacje przeskoczyć a przystosowanie do nich „górniaka” tanim kosztem wydaje się być drogą najprostszą. Nie takie „cuda” się zdarzały.

Znacznie lepszym scenariuszem byłaby jednak inwazja tanich i dobrych kotłów dolnego spalania, które teraz wreszcie powinno się zacząć opłacać produkować.

Gdzie ten rozwój?

Za rozporządzenie odpowiada Ministerstwo Rozwoju. Szkoda, że u nas rozwój i innowacja sprzedaje się głównie jako apki na ajfony. Gdyby tam u góry myślano strategicznie, obok konkursu na polski samochód elektryczny mielibyśmy teraz konkurs na nowoczesny i tani kocioł na węgiel/drewno. Opracowane w jego ramach projekty zostałyby następnie udostępnione ogółowi firm kotlarskich, co spowodowałoby spadek cen i poprawę jakości kotłów, czyli najbardziej skorzystaliby zwykli obywatele.

To już kiedyś było – w połowie lat 90. XX wieku w taki sposób sprowadzono do Polski kotły retortowe. Wiem, że temat absolutnie nie jest sexy, ale tanie i czyste ciepło to jedna z najpilniejszych potrzeb milionów Polaków, kwintesencja bezpieczeństwa energetycznego na tym najbliższym gruntu poziomie.

Tak sobie pomarzyłem a będzie zapewne tak, że najpierw podkręci się normy emisji, co spowoduje wzrost cen kotłów, a potem z przytupem ogłoszony zostanie program dopłat do zakupu kotłów, na które załapią się nieliczni. W mediach sprzeda się to jako walkę z ubóstwem energetycznym (dopiero co pogłębionym).