Normy emisyjne dla nowych kotłów węglowych obowiązują już ponad rok a na rynku wciąż są dostępne stare pudła, niespełniające tych norm. Razi zwłaszcza to, że nie sprzedaje ich tylko margines garażowych spawaczy – zupełnie jawnie oferują je największe firmy na rynku, członkowie Polskiej Izby Ekologii, które jednocześnie drugą ręką przytulają dotacje na „walkę ze smogiem”. Opisywałem tę patologię w lutym b.r. i od tamtej pory skala zjawiska na pewno nie zmalała, jeśli nie urosła.
To lepsze niż łódzkie pogotowie
Kotlarstwo węglowe to branża-perpetuum mobile: zarabia na walce z problemem, który sama tworzy – najpierw sprzedaje ludziom kopcące pudła a potem państwo dopłaca jej, żeby sprzedała ludziom kotły niekopcące w miejsce kopcących. Nie chodzi mi tu o naturalną wymianę starych urządzeń na nowocześniejsze. Mimo burzy w temacie zanieczyszczenia powietrza, te dwie rzeczy wciąż dzieją się równocześnie i nikt w tym problemu nie widzi!
Jedna i ta sama firma od frontu wystrojona w eko-piórka wciąga nosem dotacje na eko-kotły – a od zaplecza, kto wi i rozumi, ten znajdzie pudło jak z dziadkowej piwnicy, tylko (mryg, mryg porozumiewaczo) na biomasę niedrzewną, nie na węgiel przecież. A w instrukcji oczywiście najczęściej napisane będzie: podpalaj od dołu.
Coś takiego jak społeczna odpowiedzialność biznesu w branży kotlarskiej NIE JEST ZNANE.
Co jest w tym najlepsze (z punktu widzenia oddychających powietrzem – najgrosze): ta patologia jest totalnie bezkarna. Nie tylko wszystko to dzieje się jak na razie legalnie, ale również odium za syf w powietrzu spada nie tam, gdzie powinno: na użytkowników, zamiast na producentów kopcących pudeł.
- W aferze dieslowskiej pomyje leciały na producentów aut – nie na kierowców.
- Natomiast bluzgi za kopcący komin spadają na głowę właściciela tegoż komina, który Bogu ducha winien (jeśli nie pali odpadów). On może mieć najlepsze intencje, postępować zgodnie z wszelkimi prawidłami – i kopcić jak transatlantyk.
Od frontu ekologia, od zaplecza syf
Jest sobie taka organizacja: Polska Izba Ekologii. Jest to izba gospodarcza skupiająca firmy z różnych branż, w jakiś sposób z „ekologią” związane. Przybudówką Polskiej Izby Ekologii jest Platforma Producentów Urządzeń Grzewczych na Paliwa Stałe. Mamy tam producentów kotłów węglowych, którzy od lat uchodzili za (lub farbowali się na) swego rodzaju „elitę”. Zawsze zabierali głos w sprawie norm emisji dla kotłów i norm jakości paliw. Kotły zasypowe produkowali jakoby z łaski i gdyby tylko mogli, to by je z oferty wyrzucili, ale nie mogli, bo ludzie o nie pytali. Teraz nie tyle mogli, co powinni byli je wyrzucić – a jednak przefarbowali je tak, by wpasować się w luki w rozporządzeniu – i dalej je sprzedają.
Spośród 10 członków Platformy produkujących całe kotły (a nie tylko podzespoły), kopcące pudła na pewno sprzedaje nadal sześciu:
- Defro
- Kołton
- Heiztechnik
- Rakoczy
- Drew-Met (aczkolwiek dział „biomasą niedrzewną ostatnio zniknął i teraz stare pudła są „tylko na eksport”, ale internet jeszcze pamięta, że niedawno dostępny był Drew-Met BIO MJ-1)
- Zębiec – tu jest pełen repertuar: kocioł na biomasę niedrzewną, podgrzewacz CWU, a także – innowacja! – wymiana „korpusu wodnego”, co też może wyglądać na kolejną furtkę dla obejścia przepisów, bo nigdy wcześniej coś takiego nie funkcjonowało na dużą skalę; jak zresztą można mówić o wymianie korpusu w kotle zasypowym typu Zębiec KWK? Przecież korpus wodny to de facto cały kocioł!
Oczywiście jest też multum firm spoza Izby i Platformy, które robią dokładnie to samo.
Spośród członków Platformy, wybiegów najprawdopodobniej nie stosują:
- Kotłospaw – tu sobie wyjaśniliśmy bezpośrednio, że firma takich wybiegów nie stosuje i ma w ofercie wyłącznie 5. klasę (po zawartości internetu trudno było to jednoznacznie stwierdzić, dlatego pierwotnie napisałem, że nie ma co do tego pewności)
- Galmet
- Protech
- Greń
Tak działają najgrubsze ryby w tym akwenie. Bez skrępowania sprzedają ludziom urządzenia, których w myśl niemal wszystkich uchwał antysmogowych nie można już legalnie zainstalować a za kilka lat trzeba będzie wyrzucić. Świetnie – wtedy zarobią po raz kolejny! Przez moment zastanawiałem się, czy to nie jest sprawa np. dla UOKiK, ale to musiało być chwilowe zaćmienie, jakbym tej branży nie znał. Tu zawsze wszystko jest dziwnym trafem tak poukładane, że nikt za nic nie odpowiada, no chyba że szary klient:
- bo nie wie, że jest jakaś uchwała antysmogowa,
- że są jakieś klasy kotłów,
- nie czytał tabliczki znamionowej, gdzie przecież jest jak wół napisane, że to nie kocioł na węgiel czy drewno (choć wygląda identycznie), ale na „biomasę niedrzewną”, a sprzedawca się nie zająknął o niczym.
Sprzedaż starych pudeł na „biomasę niedrzewną” z punktu widzenia prawa jest 100% legalna. Problem jest co najwyżej natury moralnej i wizerunkowej – żadna z tych kategorii jak widać kotlarstwa się nie ima.
Takie podejście to także wycinka drzewa, na którym się siedzi – kolejny dowód, że ta branża nie jest poważna i zależy jej wyłącznie na hajsie. Czy on spływa spod szyldu ekologii, czy wiąże się z dalszym ładowaniem w powietrze syfu, to im jest dosyć obojętne.
Doszczelnienie rozporządzenia nadal w drodze
Projekt doszczelniający felerne rozporządzenie jest ciągle w drodze. Musiał przebić się przez niezliczone konsultacje międzyurzędowe a na końcu czekać będzie jeszcze na błogosławieństwo Brukseli. Na stronach sejmowych można zobaczyć treść zmian. Generalnie idą one w słusznym kierunku. Widać, że w końcu wziął się za to ktoś z odpowiednią wiedzą dziedzinową.
Niemniej nawet gdy te zmiany wejdą w życie i najszerzej otwarte furtki do sprzedaży starych pudeł zostaną zablokowane, zaraz zapewne znajdą się inne (ot choćby wyżej wspomniana innowacja: „wymiana korpusu wodnego” istniejącego kotła).
Skoro jest popyt na tanie ciepło, to i będzie podaż. Nie ma w tym nic złego. Problem natomiast w tym, że ten popyt próbuje się wciąż zaspokajać starymi kopcącymi nieefektywnymi pudłami, zamiast rozwijać nowoczesne konstrukcje, które jednocześnie będą czyste, względnie tanie, spalą normalne paliwa i dadzą tanie ciepło – czyli naturalnie wyprą starocie. Niestety branża jak widać nie ma motywacji do rozwoju w tym segmencie. Państwo również nie rozumie problemu i nie widzi potrzeby wsparcia rozwoju tanich i czystych kotłów.
Tymczasem w lepszym świecie…
Da się spalać węgiel małoemisyjnie w urządzeniu prostym i tanim – dowodzą tego piece opracowywane dla tzw. trzeciego świata, np. ten dla Kirgistanu, który nie ma się czego wstydzić w zestawieniu z polskimi kotłami za 10 tysięcy.
Kilka dni temu w USA po raz kolejny odbył się konkurs na najlepsze projekty nowoczesnych pieców na drewno (będzie o tym nieco więcej pisane jeszcze). Od 2013 roku na podobnej imprezie zbierają się co roku wyjadacze z branży, ale i osoby pozornie z innych orbit – jak np. studenci inżynierii kosmicznej.
I to mnie najbardziej zadziwia, jakim cudem osoby z innych bajek interesują się tematem. Owszem, spalanie drewna/węgla jest cholernie interesujące (i też nie mniej skomplikowane jak budowa promu kosmicznego) – ale bardzo trudno jest kogoś w to wciągnąć, przebić ten beton stereotypowego myślenia, że to tylko blaszana skrzynia na kamienie/kłody, która musi dymić.
Czy u nas byłoby z kim i dla kogo coś podobnego zorganizować? Nie wiem.