Placówka Sanepidu w Rybniku, która do niedawna wściekle kopciła, od kilku dni ogrzewana jest praktycznie bez dymu. To dzięki wizycie ekipy "Rybnik bez dymu", która podjęła się naprawy sytuacji. Efekty to zaprzestanie kopcenia oraz znaczne oszczędności opału.
Zły przykład z góry
Odkąd w Rybniku zaczęto zauważać wszechobecny syf, budynek Sanepidu stał się najbardziej jaskrawym przykładem wściekłego kopcenia. Absurdu sytuacji dodawała fakt, że na szkodę zdrowia publicznego działała instytucja powołana do ochrony zdrowia publicznego.
Sanepid nękany był wizytami Straży Miejskiej, która jednak nic wskórać nie mogła, bo kopcenie węglem jest legalne. Tak, kopcone było dobrym, uczciwym węglem! Nie żadnymi oponami, śmieciami czy mułem węglowym - jak można było podejrzewać patrząc z zewnątrz. Przyczyną był niewłaściwy sposób obsługi kotła.
Dyrekcja placówki dostrzegała w całej sytuacji problem, zwłaszcza że w Internecie zaczęły się pojawiać zdjęcia ich kopcącego komina, co nie wpływało dobrze na wizerunek instytucji. Niewiele jednak dało się zrobić. Zawezwany fachowiec stwierdził, że w kotłowni stoi kocioł dolnego spalania (sic!), w którym trzeba palić na dole, czyli rozpalać na ruszcie. A więc wszystko jest prawidłowo i tak być musi. Jak komuś nie pasuje, to pewnie jest element napływowy z blokowisk, niezahartowany od urodzenia na tak wysokie stężenia węgla w powietrzu.
Kotłowe rewolucje
Działacze akcji "Rybnik bez dymu" zaoferowali dyrekcji Sanepidu pomoc w pozbyciu się dzikiego smrodu i zmniejszeniu zużycia opału.
Na miejscu w kotłowni ekipa zidentyfikowała źródło problemu: kocioł górnego spalania o mocy 115kW wyposażony w dmuchawę. Wstępnie odłączona została dmuchawa, a kocioł zasypano standardową porcją węgla i rozpalono od góry. Dzień później zainstalowano doprowadzenie powietrza wtórnego.
Kocioł pracując na naturalnym ciągu nie tylko przestał wściekle kopcić, ale wręcz trudne stało się dostrzeżenie jakiegokolwiek dymu z komina, a czas palenia tej samej porcji węgla wydłużył się o połowę. Po kilku dniach palenia od góry okazało się, że kocioł robi tę samą robotę co przedtem lecz zużycie węgla jest o 1/3 mniejsze. Przy ogólnym zużyciu węgla rzędu 30 ton na sezon owe 30% to niemałe pieniądze.
Pogratulować chopom z Rybnika świetnej roboty i efektów! Dzięki ich zaangażowaniu powietrze w Rybniku będzie czystsze o kilka ton węgla.
Najważniejsze, że obsługa kotłowni oraz dyrekcja Sanepidu zobaczyli i uwierzyli, że to działa i w skali zimy dałoby kilka tysięcy złotych oszczędności, co powinno motywować do trzymania się tego sposobu palenia.
O sprawie można także przeczytać na portalu rybnik.com.pl.
Zamiast walczyć z dymem - pomóż palaczowi
Sytuacja świetnie obrazuje problem, z jakim boryka się mnóstwo ludzi, u których w piwnicy wylądował turbogórniak. Mimo, że kupują uczciwy opał i palą zgodnie ze wszelkimi wskazaniami instrukcji obsługi, to najczęściej zalecany przez fabrykę sposób palenia i prymitywny sterownik kotła powodują, że olbrzymia część opału ląduje w atmosferze pod postacią brunatno-czarnych kłębów gryzącego dymu.
Człowiek nie wie, co robi źle, bo przecież kupuje dobry, drogi węgiel, a kopci jakby palił oponami. Sąsiedzi będą na niego nasyłać Straż Miejską, ale ta nic nie zdziała, bo kopcenie węglem jest legalne. Sytuacja wydaje się patowa. Sąsiedzi takiego delikwenta znienawidzą, a on sam - nie widząc wyjścia poza podpięciem się do gazu, na który go nie stać - będzie atakował każdego, kto przyjdzie z pretensjami o kopcenie. Bo nie widzi innego wyjścia.
Rozwiązaniem jest nauka właściwego palenia: czy to od góry, czy tzw. sposobem kroczącym. Niekoniecznie trzeba pozbywać się nadmuchu, ale w większości przypadków jest on zbędny i powoduje problemy. W tak prosty sposób można okiełznać każdy kocioł górnego spalania.