Po latach braku działań nagle z kilku stron rozpoczęły się zakusy, aby unormować rynek kotłów węglowych. Krakowski Alarm Smogowy w przesadnej euforii wieszczy koniec ery kopciuchów, co na tę chwilę jest twierdzeniem mocno na wyrost. Ale przypomnijmy sobie, czy aby w 2013 roku zakaz dla węgla i drewna w Krakowie nie wyglądał nierealnie, a jednak przeszedł, podczas gdy 99% zainteresowanych nie wiedziało, że cokolwiek się dzieje?
W sprzedaży tylko 5. klasa
Na dniach pojawił się projekt rozporządzenia Ministerstwa Rozwoju ustalający minimalne wymagania emisyjne dla kotłów wprowadzanych do sprzedaży. Wymagania te są na poziomie 5. klasy. Projekt jest teraz na etapie konsultacji społecznych – znaczy to, że każdy może napisać do Ministerstwa Rozwoju, co o tym myśli.
Rozporządzenie miałoby wejść w życie od 2018 roku. Nawet jeśli nie wejdzie, to w 2020-22 roku nastanie europejska dyrektywa ecodesign, która przyniesie podobne skutki, czyli usunie z oficjalnego obrotu wszystko poniżej 5. klasy.
Obowiązkowa wymiana?
Lokalne uchwały antysmogowe są obecnie opracowywane w trzech województwach:
- małopolskim
- śląskim
- dolnośląskim
Propozycje uchwał powinny pojawić się w nadchodzącym sezonie grzewczym. W Małopolsce analizowane są efekty różnych wariantów, ale bardzo możliwe, że skończy się na obowiązkowej wymianie wszystkich kotłów w województwie na kotły 5. klasy w horyzoncie kilku lat, np. do 2023 roku.
Lobby podzielone
Mogłoby się wydawać, że na utrzymaniu obecnego stanu wolnej amerykanki najbardziej powinno zależeć producentom kotłów węglowych.
Bynajmniej. A na pewno nie wszystkim. Owszem, znaczna część lokalnych klepaczy żyje wyłącznie lub głównie z tanich pudeł (mówi się, że stanowią one ~3/4 rocznej sprzedaży w Polsce). Producenci kotlarskich limuzyn również drugą ręką klepią tanie pudła, bo ze sprzedaży kotłów za 6-10 tysięcy by się nie utrzymali. To właśnie ci drudzy będą w pierwszym szeregu entuzjastów takich regulacji, bo za regulacjami popłynie do nich szersze grono klientów a za uchwałami antysmogowymi – rzeka pieniędzy na wymianę kotłów. Takie firmy będzie wtedy bez trudu stać na odpiłowanie śmierdzącej gałęzi produkcji. Ale reszta będzie musiała się dostosować.
Kiedy zobaczymy górniaka 5. klasy?
Tanie i proste kotły stanowią obecnie większość sprzedaży. Oraz większość popytu, o czym niektórzy zapominają, naiwnie sądząc, że wystarczy przestawić wajchę i stare pudła znikną. Z oficjalnego obrotu - tak, ale nie znaczy to, że zniknie popyt na nie. Zejście handlu nienormowanymi kotłami do podziemia to żaden problem, zwłaszcza że od zawsze wiele małych firemek miało zasięg gminno-powiatowy.
Otwartym pozostaje pytanie, jakimi sposobami branża sobie z problemem regulacji poradzi w oficjalnym obrocie. Bo że sobie poradzi, to jest więcej niż pewne. Na 100% nie zostaniemy wyłącznie z kotłami retortowymi 5. klasy za 10 tysięcy zasilanymi ekogroszkiem za 1000zł/t (tak tak, paliwo to będzie tym droższe, im więcej będzie nań klientów). Jest tu pole dla rozwoju kotłów dolnego spalania, które w krajach cywilizowanych osiągają parametry 5. klasy.
Nie sądzę jednak, by normy na dobre wykosiły z rynku kotły górnego spalania. Choć górniak w 5. klasie teraz wydaje się mżonką, to nie takie akrobacje świat widział. Potencjał do poprawy jego osiągów – przynajmniej w laboratorium – jest spory:
- w DTR zostanie zapisana konieczność pracy z buforem ciepła
- oraz ograniczy się dozwolony zakres paliw do najlepszego węgla orzecha
- i nakaże palić wyłącznie od góry
- a wymiennik rozbuduje się do pięciu półek z lasem zawirowywaczy
Odtąd w marketach zamiast nienormowanych blaszanych pudełek za 2000zł będą stały normowane blaszane pudełka za 2500zł. Na papierze wszystko będzie w porządku – a w kotłowni jak zwykle.
- - -
foto: Barry Skeates