Miesięczne archiwum: Listopad 2016

Wszystkie piece w Małopolsce do wymiany do 2023 roku!

Zaktualizowano: 3 lutego 2018

Projekt uchwały antysmogowej dla Województwa Małopolskiego przewiduje obowiązkową wymianę wszystkich kotłów, pieców i kominków w Małopolsce na spełniające wymogi 5. klasy – tj. głównie na kotły retortowe, te najczystsze a zarazem najdroższe, już teraz kosztujące około i ponad 10000zł. Najgorsze jest to, że znów może się skończyć jak w Krakowie – dotkliwa i kosztowna dla ludzi zmiana może zostać przemycona po cichu.

Zobacz pełny i aktualny przegląd uchwał antysmogowych w całym kraju

Uchwałę przygotowuje Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego. Trwają konsultacje społeczne projektu uchwały. Na stronach Urzędu można znaleźć jej projekt, uzasadnienie oraz informacje o możliwości składania uwag. Ponadto 23 listopada o godz. 16:00 w siedzibie Muzeum Lotnictwa Polskiego przy al. Jana Pawła II 39 w Krakowie odbędzie się spotkanie konsultacyjne. Każdy może i powinien wyrazić swoje zdanie. Na tym polegają konsultacje społeczne, by poznać pełne spektrum opinii ludzi na dany temat.

Żeby było jasne: działania antysmogowe są konieczne, zwłaszcza w Małopolsce. Ale nie mogą się odbywać na dziko, kosztem wyłącznie jednej grupy społecznej i bez zabezpieczenia najuboższym możliwości wymiany źródła ciepła oraz środków na późniejsze zwiększone koszty ogrzewania (a tak będzie na pewno w przypadku kotłów węglowych gdy ekogroszek nagle znajdzie kilkaset tysięcy nowych nabywców).

Poniżej wstępne wnioski z lektury uzasadnienia projektu. W skrócie: będzie to impreza kosztująca nas kilka miliardów, o wiele droższa niż krakowski zakaz a większość Małopolan będzie zmuszona wyjąć jakieś ~20 tysięcy z własnych kieszeni. Mimo tych wydatków jakość powietrza w 2023 roku niekoniecznie będzie mieścić się w normach.

Lepsze niż zakaz czyli sojusz antysmogowo-kotlarski

Uchwała wymuszająca wymianę kotłów to majstersztyk. Nie wiem, czy przemyślany, czy przypadkowy, ale jednak. Ucieszą się z niej zarówno urzędnicy, działacze antysmogowi jak i kotlarze, a zabuli za to zwykły Kowalski, który głosu nie ma, bo nawet nie dowie się zawczasu, że jakaś uchwała jest w planach.

Z całkowitym zakazem walczyłoby na pewno lobby kotlarskie. Tymczasem obowiązkowa wymiana na 5. klasę jest ucieleśnieniem ich mokrych snów z ostatnich dekad, więc we wszystkich firmach kotlarskich wystrzelą korki od szampanów, bo przez najbliższych kilka lat nie będą się mogli wyrobić z zamówieniami na najdroższe kotły.

Popłaczesz a potem zapłacisz

Do wymiany w całej Małopolsce będzie min. 540 tysięcy urządzeń grzewczych. Zgodnie z dołączoną do projektu analizą, koszt całej operacji wyniesie co najmniej 3 miliardy złotych (od s. 183 w/w dokumentu). Niestety nie podano, skąd te pieniądze się wezmą. Dołączono długą listę różnych programów dopłat bez wskazania ich budżetów, z czego większość w ogóle nie dotyczy domowych kotłowni lub ich budżety są skromniutkie. Musi się to skończyć drenażem naszych kieszeni, bo nie ma ani nie będzie dotacji tak hojnych, by pokryć całe zapotrzebowanie. Gdyby takie były, to wymieniono by wszystkie kotły w kilka lat i byłoby po sprawie bez potrzeby takich uchwał. Dotacji też nie przynosi św. Mikołaj, one również pochodzą z Pani, Pana, społeczeństwa kieszeni.

Kto najbardziej dostanie po d.? Najbiedniejszy rzecz jasna! Bo dotacje biorą najpierw ci zamożniejsi i bardziej ogarnięci. System przeważnie działa tak, że najpierw wydaje się swoje pieniądze (dobre kilkanaście tysięcy) a potem ubiega o zwrot z urzędu. Kto ma taką kwotę pod ręką, ten skorzysta. Kto nie ma, ten zostanie z całym wydatkiem sam. Na szczęście w Krakowie wymyślono rozliczenie bezgotówkowe, czyli urząd wprost płaci wykonawcy i nie trzeba wykładać pieniędzy samemu. Jednak wciąż pozostaje problem skromnych budżetów wszystkich istniejących programów dopłat, dalece nielicujących z potrzebami.

Efekty różnych wariantów przymusowej wymiany kotłów

W uzasadnieniu projektu zmian znalazły się wyniki symulacji efektów różnych wariantów działań:

  • braku wymiany kotłów (jedynie zakaz mułu/fotu i wymóg 5. klasy wobec nowych kotłów od czerwca 2017)
  • całkowitego zakazu spalania paliw stałych w całej Małopolsce
  • wymiany wszystkich kotłów na 3. klasę
  • wymiany wszystkich kotłów na 4. klasę
  • wymiany wszystkich kotłów na 5. klasę

Jeśli o klasach kotłów pierwszy raz słyszysz, ten artykuł powinien nieco wyjaśnić co to jest i po co.

Wpływ w/w działań na stężenia zanieczyszczeń w Małopolsce w 2023 roku przedstawia się następująco:

  • pyły PM10 będą mieścić się w normie w każdym przypadku, nawet jeśli nic nie zostanie zrobione poza zakazem mułów i flotów
  • pyły PM2.5 zmieszczą się w normie tylko gdy wymienione zostaną wszystkie kotły co najmniej na 4. klasę
  • przekroczenia normy benzo-a-pirenu będą nadal występować w każdym wariancie poza całkowitym zakazem (który jest tu brany jednie jako punkt odniesienia), ale nie będą to już przekroczenia kilkukrotne jak dotąd, lecz w zakresie 100-200% normy (te wyższe poziomy to Nowy Sącz, Nowy Targ oraz efekty napływu ze Śląska w zachodnich gminach Małopolski).

Nietrudno przewidzieć, że w takim zestawieniu najkorzystniej wypadnie wymiana wszystkich kotłów na 5. klasę. Przypomina to starą taktykę kupiecką, by skłonić klienta do zakupu danego towaru przedstawiając mu go jako wybór pośredni między towarem absurdalnie drogim a towarem tanim, ale kiepskim.

W symulacji wzięto pod uwagę wyłącznie emisję z ogrzewania domów, przyjmując że pozostała emisja (np. transport) do 2023 roku pozostanie na stałym poziomie, co jest naiwnością, skoro dane za lata ubiegłe oraz prognozy wskazują na stały wzrost natężenia ruchu samochodowego.

Jakie problemy dostrzegamy

Dla alarmów smogowych ważny jest tylko stan powietrza, a koszty jego poprawy mogą być dowolne, bo ponosi je kto inny. Przez lata olewano temat, a teraz wskazówka intensywności działań z zera wystrzela na drugi koniec skali – w totalną szajbę i ucięcie nabrzmiałego problemu maczetą. W krajach cywilizowanych regulacje wprowadza się stopniowo. Nawet Czechy zaczęły od wymogu jakiejkolwiek "klasowości" kotłów, a u nas najpierw nic 'niedasie' zrobić, po czym nagle się da, i to na pełny regulator.

Uważamy, że przymusowa wymiana wszystkich kotłów w zaproponowanej formie ma wiele braków, które spowodują, że przy ogromnym obciążeniu jednej, nie najzamożniejszej zresztą, grupy społecznej kosztami poprawy stanu powietrza, nie ma pewności osiągnięcia stanu bez przekroczeń norm zanieczyszczeń, ponieważ brak jest nawet elementarnych możliwości kontroli nad procesem wymiany kotłów i późniejszą kulturą ich pracy.

Tak czy inaczej niebawem na rynku pozostaną tylko kotły 5. klasy – jeśli nie za sprawą rządowego rozporządzenia od 2018 roku, to załatwi to unijna dyrektywa Ecodesign w 2020 roku. To jest słuszny kierunek, kotły powinny się stawać bardziej efektywne i czystsze. Mimo że dziś kotły 5. klasy to głównie patologicznie przepłacone kotły retortowe, z czasem na pewno zobaczymy kotły zasypowe 5. klasy, bo będzie na nie zapotrzebowanie. Obecnie ich nie ma, bo programy dopłat stosują naiwne podejście oraz domniemanie winy – skoro do kotła mieści się kalosz, to delikwent na pewno będzie kalosze spalał, a jak jest podajnik, to na pewno odpadów tam nie doda.

  • Koszty wymiany kotłów są niedoszacowane – kwoty podane w opracowaniu (średnio ~9 tys. za kocioł 5. klasy) wystarczają co najwyżej na sam kocioł, a zmiany w instalacji i robocizna potrafią pochłonąć drugie tyle. Co więcej są to ceny mniej więcej odpowiadające obecnej sytuacji. Zwiększony popyt oraz dotacje na pewno nie wpłyną na spadek cen. W analizie wzięto nawet pod uwagę zagrożenie, że rodzimy światek kotlarski może nie wyrobić się z zamówieniami, ale nie drążono tematu głębiej.
  • Efekt ekologiczny jest przeszacowany – zakłada się naiwnie, że kotły 5. klasy będą pracowały w zakresie 30-100% mocy, gdzie mają najlepsze osiągi. Tymczasem praktyka doboru mocy kotłów w tym kraju wygląda tragicznie (można to sprawdzić w pierwszym lepszym sklepie z kotłami), dlatego duża część kotłów 5. klasy nie będzie na co dzień osiągała parametrów choćby zbliżonych do 5. klasy, bowiem będą pracować w zakresie do 30% mocy, gdzie "osiągami" nikt nie chce się chwalić. Czyli wybulimy jak za 5. klasę, a dostaniemy coś dużo poniżej.
  • Kosztami poprawy jakości powietrza obciąża się wyłącznie użytkowników paliw stałych, którzy przeważnie nie używają ich z miłości, lecz z braku innej możliwości. Tymczasem wobec ruchu samochodowego Program Ochrony Powietrza przewiduje co najwyżej apele o przesiadanie się do komunikacji zbiorowej i wspomina coś o kontrolach spalin, ale nie np. o konkretnych ograniczeniach ruchu w miastach w dni z fatalną jakością powietrza.
  • Projekt uchwały jest oderwany od rzeczywistości – nie tylko finansowo, ale i technicznie. Nikt nie zadaje sobie trudu np. oszacowania mocy produkcyjnych polskiego kotlarstwa piątoklasowego czy możliwości technicznych (i kosztów!) zastąpienia różnego rodzaju urządzeń ich odpowiednikami spełniającymi wymogi 5. klasy. Weźmy np. murowane wiejskie piece kuchenne, dla których odpowiedniki funkcjonalne w 5. klasie albo nie istnieją, albo musiałyby być o wiele droższe niż kotły węglowe 5. klasy, a to na ich przybliżonym koszcie oparta jest analiza.

Jakie rozwiązania proponujemy

Projekt uchwały to urzędowe druciarstwo spełniające interesy wyłącznie lobby antysmogowego, którego te regulacje nie zabolą. Z jednej strony z zawartej w uzasadnieniu analizy SWOT wyziera m.in. brak pieniędzy na zabezpieczenie osób, których nie będzie stać na wymianę całej kotłowni. Z drugiej strony planuje się szastanie pieniędzmi Małopolan na przymusową wymianę kotłów po której nie ma dobrych możliwości kontroli trwałości efektu. Nie wiemy, czy moce przerobowe rodzimego kotlarstwa będą wystarczające, czym i za ile da się zastąpić bardziej niekonwencjonalne urządzenia grzewcze – ale hej, zróbmy uchwałę antysmogową, ja z synowcem na czele i jakoś to będzie!

Dotrzymanie norm jakości powietrza w 2023 roku po wymianie wszystkich kotłów na 5. klasę także jest patykiem na wodzie pisane. Symulacje oparto bowiem na danych za rok 2015, który – jak sami autorzy opracowania zaznaczyli – był dość łaskawy meteorologicznie gdy chodzi o warunki do powstawania smogu. Tymczasem w wielu miejscach województwa stężenia benzo-a-pirenu, z którego mieszczeniem się w normie jest największy problem, po wymianie i tak będą przekraczane lub znajdą się na granicy normy nawet po wydaniu min. 3 miliardów na kotły 5. klasy. W analizie przyjęto, że do 2023 roku emisja z transportu się nie zmieni, co zakrawa co najmniej na naiwność. Jest więc sporo niepewności, czy mimo ogromnego wysiłku finansowego osiągniemy w ogóle efekty zbliżone do pożądanych.

Nie wzięto rzecz jasna pod uwagę żadnych alternatywnych działań poza przymusową wymianą kotłów. Tym, co powinno być uruchomione już kilkanaście lat temu, jest oczywiście porządna kampania ucząca ludzi prawidłowego obchodzenia się z piecami i kotłami. Na to wciąż nie jest za późno, ale odpowiedni ludzie na odpowiednich miejscach dbają o swoje interesy i do tego nie dopuszczą.

Zakaz palenia mułem i flotem choćby od zaraz

Muł i flot to paliwa, które szczególnie trudno jest spalić bez kopcenia.

Wymóg 5. klasy dla nowo instalowanych kotłów choćby od zaraz

Skoro i tak czeka nas to w perspektywie 2-4 lat, to nie ma przeszkód, aby wprowadzić taki przepis najszybciej jak się da. Powinno to wymusić pojawienie się tańszych kotłów 5. klasy skoro innych nie będzie się dało oficjalnie sprzedać. Choć może to też pójść za daleko i być może zobaczymy kotły górnego spalania z kwitami 5. klasy...

Doraźne oraz długofalowe wsparcie dla najuboższych

Tylko naiwni mogą się łudzić, że dekretem zniosą ubóstwo, a taki zamiar prezentuje ten projekt uchwały antysmogowej. Mało kto chce pamiętać, że w Polsce połowa ludzi zarabia poniżej 2400zł netto miesięcznie a 75-90% dochodu rozporządzalnego przeznacza się na wydatki bieżące. Jak to się ma do ok. 20 tysięcy, jakie w najlepszym razie trzeba wydać na wstawienie sobie kotła 5. klasy?

Bez porządnego wsparcia w kosztach inwestycji oraz późniejszej pomocy w ponoszeniu wyższych kosztów ogrzewania przez najuboższych taka operacja nie może dać trwałego efektu, bo ludzie spalą cokolwiek w czymkolwiek gdy będzie szło o przetrwanie zimy.

Przed przymusową wymianą: realne działania podnoszące kulturę palenia

Jest wiele możliwych działań mniejszego kalibru niż przymusowa wymiana kotłów i pieców, które mogą dać poprawę mniejszym kosztem:

  • obowiązkowe okresowe kontrole kominiarskie
  • możliwość karania za uporczywe i intensywne kopcenie, nie tylko za spalanie odpadów
  • kształcenie domowych palaczy, by potrafili palić jak najefektywniej czyli zarazem jak najczyściej

Takie działania powinny być podejmowane już kilka-kilkanaście lat temu, ale czasu nie cofniemy. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby z okresu do 2023 roku wygospodarować 2-3 lata i w tym czasie przeprowadzić intensywną kampanię pokazującą ludziom techniki efektywnego palenia. Jeśli po tym czasie będą widoczne efekty – to świetnie, a jeśli nie – to wtedy idziemy w obowiązkową wymianę. Przykład Województwa Śląskiego pokazuje, że taka kampania może być tania jak barszcz (raptem ~400 tys. na dwa lata). Niechby nawet kosztowała dziesięć razy tyle, wciąż będzie to kilka rzędów wielkości mniej niż koszt przymusowej wymiany.

Edukacja to w Europie pierwszy krok – wystarczy popatrzeć, w jak wielu miejscach na Zachodzie promuje się rozpalanie od góry i dobre praktyki w obsłudze pieców (na pewno to nie jest kompletna lista). A tutaj: niemiecko-duńska kampania "Clean Heat" pokazująca jak poprawnie spalać drewno, finansowana z programu LIFE – tego samego, z którego w Małopolsce finansuje się "ekodoradców", którzy doradzają jak wziąć kredyt i wymienić piec, ale już nie nauczą cię jak w nim poprawnie palić. U nas środowiska antysmogowe niestety urwały się z choinki. Ich nie obchodzi czym i jak będziesz palić, czy w domu będziesz miał ciepło a w lodówce cokolwiek poza światłem – masz wartą milion willę na przedmieściach, Passata na podjeździe, więc cię stać na gaz, a jak cię nie stać, to sprzedaj willę i zamieszkaj w kawalerce.

Wymóg audytu energetycznego przy zakupie kotła 5. klasy na dotację

Wystarczy pójść do pierwszego lepszego sklepu lub specjalisty montującego kotły, powiedzieć, że właśnie zbudowało się stumetrowy domek z 20cm styropianu na ścianie i trójszybowymi oknami, by usłyszeć:

No, to tak ze 20kW Panu potrzeba.

A jak się zapytasz, czemu 20kW, skoro taką moc to miał stary piec w gierkowskim domu rodzinnym, a projektant wyliczył zapotrzebowanie 4kW, w najlepszym razie usłyszysz:

Panie, ja każdemu 20kW montuję i jeszcze nikt nie narzekał.

W najgorszym razie od razu wylecisz za drzwi za podważanie 30-letniego doświadczenia specjalisty 🙂

Dobór mocy kotłów w Polsce to totalny szamanizm uprawiany bez elementarnej wiedzy i wyobraźni. Zapotrzebowanie na ciepło (szczytowe!) nowych domów do 200mkw. nie przekracza 10kW (dzesięciu kilowatów!). Tymczasem póki co najmniejszy kocioł 5. klasy ma moc 14kW a zdecydowana większość – 20-25kW. Taki kocioł w nowym domu nigdy nie będzie pracował w zakresie parametrów 5. klasy! Trudno w ogóle nazwać pracą grzanie 20-kilowatowym kotłem z mocą 1-2kW. To jak jazda samochodem w korku na pierwszym biegu.

Dokładanie publicznych pieniędzy do zakupu przewymiarowanego kotła jest wyrzucaniem ich w błoto. Stąd minimum przyzwoitości powinno stanowić wymaganie przedstawienia audytu energetycznego i dobór kotła o mocy odpowiadającej wynikom tego audytu, aby pracował on w zakresie mocy, gdzie osiągnie najlepsze parametry emisyjne, za które w końcu słono się płaci.

Podobnej skali działania obniżające emisję ze źródeł innych niż ogrzewanie

Gdyby podobnie radykalne środki, co wobec ogrzewania domów, zastosować do transportu, to należałoby usunąć z ulic wszystko, co nie spełnia normy EURO 5 i pozamykać centra najbardziej zanieczyszczonych miast dla ruchu samochodowego. To dopiero byłby wrzask! Natomiast szaraków można kopać jak się chce a oni zauważą to dopiero jak im podeszwa zostawi odcisk, bo nikt normalny nie śledzi projektów jakichś tam uchwał. Idę o zakład, że mnóstwo ludzi nie odróżnia nawet marszałka województwa od wojewody.

Wszyscy powinni ponosić koszty poprawy jakości powietrza proporcjonalnie do ich wkładu w jego zanieczyszczanie. Tymczasem najcięższe baty zbierają ludzie ogrzewający domy węglem i drewnem, podczas gdy transportu nie rusza się właściwie wcale. Nie trzeba od nowa wymyślać koła, wystarczy zgapić rozwiązania stosowane na zachodzie, np.:

  • ograniczenia wjazdu samochodów do miast w dni z najgorszą jakością powietrza
  • stałe strefy z zakazem wjazdu dla najbardziej kopcących pojazdów
  • zakaz palenia "rekreacyjnego" w kominkach gdy prognozowane są warunki sprzyjające powstawaniu smogu.