O smogu – między negacją a histerią

Rok temu zaczął w Polsce istnieć temat smogu – nagle, jak za przełożeniem czarodziejskiej wajchy, wskoczył na czołówki mediów. Pora wyprostować najczęściej powtarzające się bzdury lub manipulacje na tematy okołosmogowe – zarówno negujące jego istnienie lub skutki, jak i nakręcające nadmierną histerię.

Żeby nie było nieporozumień, zaznaczę otwartym tekstem: smog jest, to jest problem (nawet gdyby nie szkodził wcale, to po prostu jest uciążliwy i jest też niepotrzebną stratą pieniędzy) i trzeba z nim walczyć na wszelkie rozsądne sposoby – czyli takie, co nie czynią więcej szkody, niż pożytku. A ten tekst jest próbą poszukiwania rozsądku właśnie, pośród nieraz propagandy i owczego pędu.

Czy smog w ogóle istnieje?

Siwo, że oko wykol, siekierę można zawiesić – takie ogólne pojęcie o smogu wpoiły (przynajmniej mnie) lata edukacji. Smog to było coś, co występuje w Chinach i Indiach a w Polsce – co najwyżej na Śląsku, między hutą a kopalnią.

Więc jak to jest, że nagle zaczęto mówić o smogu właściwie w całym kraju, w słoneczne dni z przejrzystym powietrzem i w dodatku obwinia się o jego produkcję głównie ogrzewanie domów kiedy przecież huta i elektrownia dymi ostro? Jeśli to wszystko prawda, to tak źle nie jest przecież od wczoraj – jak mogliśmy tyle lat tego nie zauważać?

Po kolei:

  • Definicja smogu zawsze była dość luźna, to coś jak termin „choroba”, w którym mieści się zarówno biegunka jak i nowotwór. W rozumieniu smogu właśnie przesuwamy się w kierunku biegunki… momentami nawet dosłownie. To do pewnego stopnia uzasadnione, bo kiedy jest siwo, to już konkretny dramat (patrz dalej: „Gdzie zaczyna się smog?”).
  • Mamy wdrukowane w głowach, że to huta i kopalnia najgorzej trują a nasz malutki piecyk ledwo tam pyka. Niestety na przestrzeni ostatnich dekad bardzo wiele zmieniło się na lepsze w przemyśle i transporcie a w domowych kotłowniach – bywa, że się nawet pogorszyło. Stąd faktycznie kopcenie z domowych kominów jest teraz znacznym a miejscami nawet głównym sprawcą syfu w powietrzu (zależnie też od rodzaju zanieczyszczenia). To mówią oficjalne dane pomiarowe państwowego monitoringu.
  • W moim odczuciu 10-15 lat temu sytuacja była podobna, ale dym traktowało się jako naturalny element zimy. Jak komuś się smród nie podobał, to najwyżej klął sobie pod nosem zza firanki. Teraz zauważanie i piętnowanie dymu i smrodu zaczyna być masowe. Dlaczego akurat teraz? Cóż, chyba rację mają ci, co za przyczynę wskazują wzrost dobrobytu – przynajmniej część z nas nie musi już martwić się, jak związać koniec z końcem, dlatego zaczyna przywiązywać wagę do zdrowia i estetyki otoczenia, tj. spraw, którymi nie zaprząta sobie głowy ten, komu ledwo wystarcza na ogrzanie budynku zimą.

Niech zostanie tak, jak było?

Najłatwiej na to wszystko powiedzieć: panie, idź pan, mój dom moja twierdza, 30 lat tak palę i następne 30 lat też tak będę. Nie będziesz – wywiozą cię… nas! … na taczkach. W tym (2017) roku uchwalono szereg uchwał antysmogowych, w tym zakaz palenia węglem i częściowo drewnem we Wrocławiu. Pyk – i jest. Nikogo nie obchodzi, kto skąd na to weźmie pieniądze a ludzie nawet o tym nie wiedzą.

My, ogrzewający węglem i drewnem, powinniśmy być pierwszym i największym ruchem antysmogowym. Ale nie takim, co by żył z walczenia ze smogiem – raczej: nie doprowadzałby do jego powstawania, spalając większość trucizn w zarodku.

Kto tak naprawdę lubi wędzić się w duszącym smrodzie? Raczej traktujemy to jako zło konieczne „by było tanio”. Problem w tym, że to nie jest tanio – z dymem wyrzucamy kominem min. 30% paliwa, nie zdając sobie z tego sprawy! Nie mamy absolutnie żadnego interesu w tym, by nasze kominy mogły sobie kopcić. Mamy wszelki interes w tym, by spalać węgiel i drewno jak najczyściej, bo tak jest i taniej, i wygodniej a – patrząc przyszłościowo, i to w horyzoncie raczej 10 niż 50 lat – to jedyna droga, by węgiel i drewno w ogóle mogły być stosowane.

Gdzie zaczyna się smog?

Na przestrzeni ostatnich lat niepostrzeżenie definicja smogu jest rozciągana:

  • kiedyś smog to było ekstremalnie wysokie zanieczyszczenie, takie że czubka własnego nosa nie widać;
  • potem smogiem zaczęto nazywać każde przekroczenie obowiązujących norm – dlatego też bywa, że o smogu trąbi się przy pięknej słonecznej pogodzie gdy poziom zanieczyszczenia przekroczy normę, ale nie na tyle, by był dostrzegalny gołym okiem;
  • ostatnio pod smog podciągane bywa już zanieczyszczenie powyżej norm nieoficjalnych, ostrzejszych niż te obowiązujące;
  • kolejnym i ostatnim krokiem będzie nazywanie smogiem każdego niezerowego poziomu zanieczyszczenia powietrza – już teraz często powtarzane jest, że „nie ma bezpiecznego poziomu zanieczyszczenia powietrza”, co nie do końca jest prawdą; nie zbadano tego, gdyż nie ma na świecie miejsc, gdzie byłoby ono aż tak niskie.
  • na poziomie zwykłych ludzi coraz częściej każdy dym z komina nazywa się smogiem. Tak nas wałkują media, w których temat smogu już prawie zawsze ilustruje się fotką kopcącego domowego komina.

Punkt trzeci świetnie obrazują działania rodzimego Greenpeace-u, który zaczął ostatnio trąbić o fatalnej jakości powietrza w okolicy przedszkoli. Ta akcja to majstersztyk, ma trafiać w czuły punkt głównie młodych wykształconych z wielkich miast. Zawiera sprytną manipulację: zwykły człowiek zrozumie z niej, że powietrze w okolicach wszystkich przedszkoli w Polsce, nawet nad samym Bałtykiem, „nie spełnia norm”. To ma zasiać niepokój, bo kto nie chce jak najlepiej dla własnego dziecka?

Zrzut z uwagasmog.pl

Na powyższym obrazku widać, że mowa jest o „normie WHO”. Dostępny na stronie szczegółowy raport wyjaśnia, że gdyby trzymać się obowiązującej normy dla pyłu PM10, na obszarach z jej przekroczeniami znalazłoby się 62% przedszkoli. Mało dramatyzmu a przecież „pył zawsze szkodzi i drobniejszy tym bardziej”, więc za normę przyjęto dużo ostrzejsze nieoficjalne zalecenia WHO co do pyłu PM2.5 na poziomie 10µg/m3 średniorocznie. Tym sposobem wszystkie przedszkola w kraju znajdują się na obszarach, gdzie ten poziom jest przekroczony – poziom, nie norma, bo to zalecenie WHO, a nie obowiązujące prawo.

Laik nie odróżnia normy od zaleceń i może nie wiedzieć, co to WHO. On ma wejść, sprawdzić przedszkole gdzie posyła dzieci, zrozumieć że „powietrze szkodzi jego dziecku” – i jak następnym razem dostanie prośbę o podpisanie petycji, by tu czy tam zakazali wungla czy drewna – z chęcią ją podpisać i przesłać znajomym.

Wszyscy umrzemy – ale raczej nie na raka od smogu

Są tacy, co na widok dymu z komina sąsiada, rezerwują już termin do onkologa – bo taką histerię napompowano przez wyolbrzymianie skutków smogu w mediach. Tak to już działa, że poddajemy się bezwiednie narracji, która rzadko przedstawia pełny obraz rzeczywistości we właściwych proporcjach. Trzeba nieco wysiłku, by krytycznie spojrzeć szerzej.

To, że coś jest rakotwórcze, nie oznacza jeszcze, że masowo powoduje nowotwory. Meteoryt, jeśli w cię uderzy, jest śmiercionośny, ale znacznie łatwiej zginąć od zderzenia z pospolitym samochodem. A jednak gdyby media zaczęły systematycznie powtarzać, że w Polsce spada najwięcej meteorytów w Europie, to zaraz na ulicach pojawiliby się ludzie z betonowymi parasolkami antymeteorytowymi, oraz sklepy z takim towarem.

Zanieczyszczenie powietrza ma potwierdzone działanie rakotwórcze, ale nie jest bynajmniej w czołówce przyczyn nowotworów. Jakie są główne przyczyny nowotworów?

  • palenie tytoniu
  • otyłość (zwłaszcza brzuszna)
  • alkohol
  • pewne zakażenia wirusowe
  • nadmierna ekspozycja na promieniowanie słoneczne i UV (solaria)

Pogromcy rakotwórczego benzo-a-pirenu! Jak tam u was z unikaniem rakotwórczego alkoholu? 🙂 Szczytem hipokryzji, czy raczej dyletanctwa, byłoby na pewno ściganie kopcącego sąsiada przez kogoś, kto sam na co dzień pali papierosy…

Ale: dzieci takie wrażliwe, co z nimi? Czy jak sąsiad rozpala to mojemu dziecku rak wyrasta? Nie. I na 90-kilka procent nie wyrośnie także później, gdyż ponad 90% przypadków raka płuc związane jest z paleniem tytoniu, czyli wdychaniem dymu bardzo podobnego do tego z kominów, tylko że w dużo wyższych stężeniach. Nowotwory, w szczególności płuc, to – na ile jako medyczny niefachowiec potrafiłem się doinformować – rzecz u dzieci skrajnie rzadka. Jeśli masz lepsze dane – śmiało, daj znać.

Częstotliwość występowania raka płuc w grupach wiekowych. Źródło: onkologia.org.pl

Dla myślących zerojedynkowo: nie mówię w tym momencie, żeby się w ogóle nie przejmować syfem, który wdychasz ty i twoja progenitura, ale żeby w tym przejmowaniu się znać umiar – ani nie ignorować, ani nie histeryzować. To, że raka nie będzie to nie oznacza, że cierpiącym na przewlekłe choroby płuc nie żyje się odczuwalnie ciężej w brudnym powietrzu albo że do częstych i przewlekłych „przeziębień” twojej rodziny zimą nie dokłada się to, co sąsiad zwozi po nocach, rąbie i pakuje do pieca. Może warto z nim po męsku porozmawiać, czy naprawdę jest mu to konieczne do przeżycia?

„Gorzej niż w Pekinie”

Temat zanieczyszczenia powietrza jest dość techniczny: jakieś pyły, benzo-cośtam, miligramy, mikrogramy, średnie takie i inne… Nic dziwnego, że wielu się gubi. Tylko dziwnym trafem w wyniku tych błędów problem jest raczej wyolbrzymiany niż pomniejszany.

Najczęstsze chyba „niezrozumienie” technicznej strony smogu to traktowanie odczytów chwilowych normą średniodobową. Ten błąd powtarza większość „smogowych” aplikacji a nierzadko różne gazety wyborcze.

Oficjalna aplikacja Powietrze Kraków także nieprawidłowo używa normy dobowej

Skutkiem tego gdy tylko chwilowy odczyt przekracza normę dobową, internet zalewają posty ze zrzutami z aplikacji w alarmujących kolorach – „700% normy!!”. Na koniec dnia najczęściej okazuje się, że średnia dobowa była daleka od tak nagłaśnianych wartości maksymalnych albo i w ogóle nie przekroczyła normy (sporadycznie kosmiczne wartości to efekt awarii stacji pomiarowej, wtedy błędne odczyty są kasowane). Ale o tym już nikt nie mówi. Jak jest dobrze – to jest cicho.

Inna sprawa to kreatywne porównywanie się do najgorszych. Chyba każdemu obiło się o uszy minionej zimy, że w jakimś mieście w Polsce było „gorzej niż w Pekinie”. Chwytliwy nagłówek, obrazek – i jest news-petarda. Nikt przecież nie będzie dociekał technicznych detali z których wynika, że to porównywanie mrówki ze słoniem:

  • albo porównuje się rodzime rekordowe wartości chwilowe z tamtejszymi średnimi dobowymi (typowymi lub jednymi z niższych),
  • albo z obu miejsc bierze się średnie dobowe, ale u nas są to wartości rekordowo wysokie, natomiast tam – jedne z niższych.
  • albo nie wspomina się, że to, co tam jest codziennością, u nas zdarza się raz na kilka lat przy zbiegu wielu niekorzystnych czynników.

Taki wykres swego czasu opublikował krakowski pełnomocnik ds. smogu za co rzecz jasna został zgrillowany, bo śmiał studzić rozsądkiem tak pięknie rozgrzane histeryczne nastroje.

Indeks jakości powietrza – mówi, jak jest

Aby podać możliwie rzetelną i powszechnie zrozumiałą informację o chwilowej jakości powietrza wolną od w/w nieporozumień i przeinaczeń, wymyślono coś takiego jak indeksy jakości powietrza. W formie obrazkowej, opisowej, kolorowej lub liczbowej w ramach określonej skali obrazują one stan powietrza w danym momencie. Nie wymagają specjalistycznej ani nawet elementarnej wiedzy o tym, co w powietrzu fruwa.

W Polsce oficjalnie stosowany jest Polski Indeks Jakości Powietrza, zdefiniowany rozporządzeniem Ministra Środowiska w 2012 roku. O tę skalę oparta jest wizualna prezentacja danych na stronach GIOŚ. Strony zagraniczne zazwyczaj korzystają z zupełnie inaczej wyliczanych indeksów, gdyż każdy kraj może mieć swój własny, dostosowany do lokalnej specyfiki. Dla miast europejskich opracowano wspólny indeks CAQI. Korzysta z niego np. Airly.

Polski indeks jakości powietrza na stronach GIOŚ

Czy naprawdę do 50 tysięcy Polaków umiera na skutek smogu?

Smog – nie dość, że jest mimo ładnej pogody, nie dość, że nie z huty a z domowych kominów, to jeszcze ludzi ma ponoć zabijać, i to od razu 40-50 tysięcy rocznie. Liczba ta pochodzi od Światowej Organizacji Zdrowia. Czy to jest prawda? Jak to zostało policzone? Czy to dużo? Jak mogliśmy tego przez tyle lat nie zauważać?

Dość dobrze tłumaczy ten wbrew pozorom zawiły temat… zagraniczny Greenpeace. To nie jest tak, że tyle rzeczywistych osób umarło i w karcie zgonu mieli wpisane „zanieczyszczenie powietrza”. Smog nie jest nigdy jedyną ani główną przyczyną śmierci. Raczej – skraca życie wszystkim, proporcjonalnie do tego, ile się wdycha, choć w stopniu jednostkowo ledwo zauważalnym. Stąd trafniej byłoby przedstawiać jego wpływ jako utracony czas życia.

„Liczba zgonów” to tak naprawdę ta sama informacja – przeliczenie utraconego czasu życia każdego z nas na „pełnowartościową” liczbę żywotów ludzkich. Jest to pewne uproszczenie, przemawiające do wyobraźni, acz ryzykowne, bo łatwo je podważyć twierdząc, że jeśli nie umiera się li tylko od smogu, to smog w ogóle „nie działa”.

Skąd wiemy, że w czystym powietrzu żylibyśmy dłużej? Jak to się mierzy? Ano zestawia się rzeczywiste dane o długości życia, częstości występowania chorób w miejscach świata o bardzo różnym stopniu zanieczyszczenia powietrza. Przepuszczając to przez stosowne narzędzia statystyczne otrzymuje się zależności między poziomem zanieczyszczenia a długością i jakością życia. Zależność ta jest ewidentna: w syfie żyje się krócej i gorzej, chorując więcej i ciężej. Smog źle wpływa na zdrowie, ALE nie jest to żadna z najistotniejszych przyczyn chorób i przedwczesnej śmierci.

Wpływ smogu jest mało spektakularny, odległy w czasie i przez to łatwy do zlekceważenia, nawet pomijając żarciki o statystycznie trójnogich psach. Podobnie jak wpływ na zdrowie czy to nadmiaru soli, cukru, czy nawet o wiele bardziej szkodliwego palenia tytoniu. Świadomość przychodzi zwykle wraz z problemami zdrowotnymi. Nie trzeba przekonywać do smogu kogoś, kto odczuwa jakość powietrza na własnych płucach, bez żadnej „apki”.

Ale – gdyby te liczby potraktować na moment dosłownie – czy 40-50 tysięcy osób to dużo? Co roku w Polsce umiera ok. 380 tys. osób tak więc smog odpowiadałby za 13% wszystkich zgonów. Dużo, mało?

W styczniu 2017 od wielkiego smogu umarło 10 tysięcy osób więcej niż zwykle?

Wedle wstępnych danych GUS w styczniu 2017 zmarło o ok. 10 tysięcy osób więcej niż w tym samym miesiącu lat poprzednich. Kiedy po raz pierwszy pojawiły się te dane, próbowano to podciągnąć choć w części pod skutki styczniowego smogu. Rzeczywistość jest jednak dużo bardziej złożona. Do tak dużej liczby zgonów w styczniu 2017 przyczyniła się kumulacja kilku czynników:

  • wyjątkowo niskie temperatury
  • wyjątkowo duże zanieczyszczenie powietrza przy mroźnej i bezwietrznej pogodzie
  • wyjątkowo wysoka zachorowalność na infekcje górnych dróg oddechowych, w tym grypę

Niemniej to jest właśnie przykład sytuacji, gdzie wpływ smogu – choć zwykle nie natychmiast morderczy – mógł być dla wielu z tych 10 tysięcy osób kroplą przelewającą kielich i ostatnim gwoździem do trumny. Z pewnością nie bez wpływu było niedogrzanie budynków, ale jak to wpływa na śmiertelność – nikt u nas nie liczy.

Ale przecież Wielki Smog w Londynie ludzi zabijał na ulicach

Papugi powtarzają mantrę o wielkim smogu w Londynie, który natychmiast zabił ładnych kilka tysięcy osób i dlatego w końcu wzięto i zakazano tam wungla i to jak nożem uciął rozwiązało wszystkie problemy. Brakuje w tym opisie jednego detalu – szalenie istotnego: „wielki smog londyński” nie jest porównywalny z dzisiejszym nawet najgorszym smogiem w Polsce, był on smogiem siarkowym i dlatego był natychmiastowo zabójczy.

Wysokie stężenia związków siarki w powietrzu są dalece bardziej groźne od nawet kilkunastokrotnych przekroczeń norm zapylenia, ponieważ w płucach, w kontakcie z wilgocią powstaje kwas siarkowy, natychmiast poważnie uszkadzający drogi oddechowe.

W Polsce współcześnie nic podobnego nie ma miejsca. Emisje związków siarki czy to z przemysłu, czy z ogrzewania domów, nie są problemem. To nie umniejsza skali naszego syfu, ale tamta sytuacja to zupełnie co innego – tak jak różnią się jamnik i rottweiler, mimo że oba to psy. Ale: patrz punkt wyżej – ekstremalne jak na nasze warunki zanieczyszczenie powietrza, choć nijak mu będzie do smogu londyńskiego, może powodować liczne zgony osób już chorych a przez to wrażliwszych.

Gdzie zaczyna się obłęd w walce ze smogiem?

W temacie smogu narracja idzie taka, jakoby nic nie było ważniejsze od zdrowia ludzi (najlepiej dzieci!), więc w walce ze smogiem nie liczą się koszty i ofiary (zwłaszcza gdy „ktoś inny” je ponosi). Tymczasem to nieprawda – istnieje coś równoważnego zdrowiu ludzi: zdrowie ludzi. Granica walki ze smogiem jest tam, gdzie jej skutki spowodują szkody na czyimś zdrowiu. Te skutki biorą się ze wzrostu kosztów ogrzewania.

Niestety w Polsce nikogo to jak na razie nie obchodzi. Kolejne uchwały antysmogowe mniej lub bardziej obciążają ludzi kosztami wymiany instalacji grzewczej a potem wyższymi rachunkami za ogrzewanie. Nikt nie analizuje, czy to wypali, czy ludzie te koszty udźwigną, bo uchwały najczęściej nakręcają kuci na cztery kopyta doświadczeni zieloni lobbyści (nie wiedzieć czemu zwani w tym procesie „stroną społeczną”), których to zupełnie nie interesuje. Natomiast zwykli ludzie, których się kosztami obciąży, o niczym nie wiedzą albo nie mają siły głosu, bo nie są nijak zorganizowani.

Ostatnio temat ubóstwa energetycznego trafił nawet do exposé premiera Morawieckiego. To duży postęp, bo rok temu pojęcie to w ogóle nie istniało. Teraz premier mówi o chęci likwidacji ubóstwa energetycznego – tak jakby nie rozumiał istoty i skali problemu, bo zlikwidować ubóstwa energetycznego nie udaje się od dekad w krajach o wiele od nas bogatszych.

O niezrozumieniu tematu najlepiej świadczą czyny: najpierw, wówczas jeszcze minister, Morawiecki podpisuje rozporządzenie podnoszące kilkukrotnie ceny kotłów na węgiel i drewno, by potem obiecywać rozwiązywanie problemu, który tym sposobem dramatycznie pogłębił (choć skutki dopiero nadejdą, bo jesteśmy wciąż na etapie wyprzedaży „zapasów magazynowych”).

Skąd się wzięły „kopciuchy”

Śmieci albo „zły opał” – taki przeważnie będzie wyrok postronnego obserwatora na właściciela wściekle kopcącego komina. Tymczasem wbrew pozorom w większości przypadków (zapytaj dowolnej Straży Miejskiej) operator kotła jest najmniej winny syfu, jaki produkuje, gdyż pali legalnym paliwem w sposób zalecany w instrukcji przez producenta – kopcenie to jest sposób pracy, jaki producent jego kotła przewidział jako prawidłowy, przy zachowaniu wszelkiej staranności i najlepszym nawet paliwie!

Tak kopcą kotły nabyte w legalnym obrocie, zasilanie nawet najdroższym węglem lub drewnem i eksploatowane zgodnie z DTR. To jest dramat, że aby tego uniknąć, trzeba często na własne ryzyko palić wbrew zaleceniom producenta.

Termin „kopciuch” zaczął być używany na określenie kotła niespełniającego żadnych norm emisji bądź po prostu każdego kotła zasypowego (wedle pojęcia osób się nim posługujących, jak coś jest nieautomatyczne, to na pewno kopci). Ba – teraz wszystko poniżej 5. klasy bywa tak tytułowane.

Wiele z tych dzisiejszych „kopciuchów”, które w codziennej eksploatacji faktycznie kopcą jak wściekłe, ma kwity z laboratorium wedle których spełnia normy emisji, naklejkę „kocioł ekologiczny” a nawet gdzieniegdzie można było na taki sprzęt wyrwać swego czasu dotację z tytułu ograniczania „niskiej emisji” (sic!). Mimo że fabrycznie przewidziano w nich spalanie przeciwprądowe, które z definicji powoduje kopcenie na każdym rodzaju węgla i drewna.

Dziś „kopciuch”. A wczoraj…

Jak to możliwe? Prosta rzecz. Taki kocioł osiągał emisje w granicach jakichś (łagodniejszych jeszcze wtedy, ale nie aż tak bardzo) norm tylko w laboratorium, gdzie badany był w trakcie pracy na pełnej mocy. Po zainstalowaniu w kotłowni rzadko kiedy miał okazję pracować w takich warunkach, więc i emitował dalece więcej niż na badaniach.

Kto za to powinien zawisnąć?

  • Laboratorium? Przecież ono tylko realizowało badania wedle obowiązujących norm (jak by się dobrze przyjrzeć, to nawet starało się wymuszać jakieś standardy w czasach, gdy żadne normy nie obowiązywały).
  • Producent „kopciucha”? Przecież wyprodukował wyrób, który przeszedł badania. Nie jego wina, że jest użytkowany w warunkach dalekich od tych, w jakich był zbadany.
  • Urzędnik rozdający dotacje? Przecież on ma kwit z laboratorium wedle którego ten kocioł jest „ekologiczny”.
  • Szary palacz? Przecież on wstawił kocioł tak jak instrukcja zezwalała. Nigdzie nie było napisane, że powinien go pędzić na pełnej mocy a nawet jakby było trzeba, to nie zmieści mu się do kotłowni beczka na tonę wody, która by to umożliwiła.

To jest majstersztyk: jest syf, wszyscy są umoczeni, ale nikt nie jest winny i nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności.

A tu ciekawostka w drugą stronę: zasypowy kocioł miałowy (spalający współprądowo czyli rozpalany od góry), który w 2004 roku spełniał w zasadzie kryteria emisyjne obecnej klasy 5., która pojawiła się dopiero 8 lat później. Trzeba brać poprawkę na być może inne wtedy standardy pomiarów, ale i tak jest to interesujący przypadek.

Maski antysmogowe – źle użyte lekarstwo może zaszkodzić bardziej niż choroba

Osoba (optymalnie: dziecko) z nienawistnym spojrzeniem i krzywo założoną zbyt dużą jednorazową budowlaną maską przeciwpyłową – to klisza wykorzystywana w wielu antysmogowych tematach. Jednocześnie, chyba wbrew zamiarowi używających tej fotki, obrazuje on ich dyletanctwo (względnie: takie zdjęcia ilustracyjne grafik zdobył).

Idealny przykłada fatalnie dobranej maski: jednorazowa, za duża, źle przylegająca, z kiepskim odprowadzaniem zużytego powietrza…

Maski antysmogowe stały się modnym elementem garderoby nie tylko wielkomiejskich hipsterów na ostrych kołach. Czy ich stosowanie jest uzasadnione? Czy może dać tylko pozytywne efekty? Tak to jest tylko u Disney’a.

Trudno o lepsze źródło informacji na ten temat niż Państwowy Zakład Higieny. PZH w tym z pozoru nieatrakcyjnym artykuliku wskazuje, czym powinna się charakteryzować dobra maska antysmogowa:

  • daje się tak dopasować, że stale i ściśle przylega do twarzy;
  • ma wymienne filtry, skuteczne w odpowiednim stopniu i na takie frakcje pyłów, jakie występują w powietrzu – tu potrzebna będzie umiejętność czytania ze zrozumieniem, gdyż bywa, że sprzedawcy piszą o maskach certyfikowanych nawet i przez PZH, ale pod względem np. „bezpieczeństwa użytkowania” a nie skuteczności;
  • nie może nadmiernie utrudniać oddychania – bo skutki niedotlenienia są poważniejsze niż wdychania najgorszego nawet smogu;
  • musi skutecznie odprowadzać dwutlenek węgla i wilgoć – inaczej będzie pogarszać jakość wdychanego powietrza

Źle dobrana maska antysmogowa może albo nie dawać żadnego (poza wizerunkowym) efektu, albo wręcz powodować groźne w skutkach niedotlenienie. Dlatego PZH podkreśla, że osoby cierpiące na choroby płuc muszą skonsultować zamiar i wybór maski antysmogowej ze swoim lekarzem, aby upewnić się, że sobie nie zaszkodzą.

Maska może też nie działać jak należy sama z siebie. Sprawą zajął się UOKiK i opublikował listę takich wadliwych masek.

Sens stosowania masek PZH pozostawia indywidualnej ocenie. Na pewno dobrze dobrana i właściwie użytkowana maska daje pozytywny efekt zdrowotny, gdyż obniża ilość pyłów dostających się do płuc. Na ile ten efekt jest istotny dla zdrowia, zależy od aktualnego stanu powietrza – im gorzej, tym maska więcej daje.

40 thoughts on “O smogu – między negacją a histerią

  1. Przemek

    hmm jest taka firma co wywala w atmosferę bardzo dużo oparów kwasu siarkowego przy ocynkowaniu i na dodatek ma certyfikat ekologicznej firmy ale co tam bogatemu wolno truc bo ma kasę opary nie widać tylko dużo rdzy na konstrukcji i na hali ale co tam to takie małe trucie nikt tego nie zauważy .Ale z komina to pewnie zatruwasz całe osedla bo chociaż nie widać ale palisz węglem to co ze na piecu pisze ze ekologiczny i przebadany w instytucji przeróbki wegla w Zabrzu i ma małą emisję to było 3 lata temu teraz to kopciuch bo ma tylko 4 klasę .

    Odpowiedz
      1. karol

        Hmmm…. Rok 2040, wchodzimy na stronę antysmogowców i czytamy, że klasa 5 ECO to straszne kopciuchy, które odpowiadają za większość nowotworów, poronienia i koklusz, a jedynym słusznym rozwiązaniem jest kocioł klasy 10 ECO HIPER MEGA SUPER+++, który nie dość, że nie wydala spalin, to jeszcze je pobiera przez komin i zamienia na papier toaletowy, 4 warstwowy xD
        Sorki za sarkazm, ale do tego zmierzamy.

      2. karol

        Odlot! Widzę, że poczuli wiatr w żaglach i jak będą przeginać to się to obróci przeciwko nim…

      3. Wojciech Treter Autor wpisu

        To akurat jest z czasów konsultacji wrocławskiego zakazu, gdzie mocno się gotowali, gdy śmiałem zabierać głos, więc wiadra pomyj od razu w ruch poszły 😉

      4. karol

        I ten punkt:
        „7. Czy na taką dużą zmianę nas stać?
        Tak – tylko trzeba przekierować politykę (priorytety budżetowe) miasta”. Czemu miasta? Oddaj swoje 500+ na walkę ze smogiem, a jak nie pobierasz to wnieś tyle miesięcznie do budżetu z własnej kasy w ramach solidarności społecznej, bo powietrze najważniejsze! Z pustego to i Morawiecki nie wydrukuje….
        I jeszcze w pkt 8 to Twoja niby wina – niech się dorzucą albo zdecydują – powietrze albo rok później do lekarza, albo brak drogi lokalnej, albo nam latarnie wyłączą o 22-giej. Coś za coś!
        (sorka, ze sam pod sobą, ale już tamto posłałem)

      5. Wojciech Treter Autor wpisu

        To jest taki gatunek ludzi: pokrzyczeć, niech miasto czy tam rząd DA. W efekcie wszystkim nie da i oberwą zwykli ludzie, ale wizerunkowo to lepiej wygląda niż by ludziom mówić: wybulicie z własnych kieszeni.
        Zakaz przyklepany, więc upojeni krwią zapadli w zimowe leża. Tymczasem ja ostrzę kosę…

      6. karol

        Prawda to jest taka, że wystarczy przejechać się na wieś. Kilka dni temu jechałem sobie i widzę z daleka żółty dym, aż droga żółta. Wjechałem w ten dym, niby filtry kabinowe w samochodzie, a czuję tę siarę. I tyle z tego będzie! A jak zaczną cisnąć wieś o tę klasę piątą z funkcją ECO i jeszcze mandaty dowalać to pojadą na widłach razem z obornikiem! Tak to się skończy! A ten śmieszny rząd zamiast walczyć z EU o sądy to powinien walczyć o polskie piece właśnie, bo za kilka lat jak boom siądzie i przyjdzie krach, a przyjdzie na 100%, to część ludzi po prostu pomarznie od tych norm albo oponami będzie palić nie przejmując się unijnymi ECO wytycznymi. We wszystkim potrzebny jest rozsądek, a tutaj komuś go zabrakło.

  2. szamot

    Niedułgu to i kotły 5 czy n tej klasy będą kopciuchami.
    Ludzie chodzi o pieniądze.
    Wymyślają normy i n klasy potem zarabia laboratorium,producent (bo drogo sprzedaje,bo dotacje dają).
    A kotły nawet podajnikowe jak w kotłowni kopciły i sadze produkowały tak ,,ekologiczną,, sadze produkują i kopcą ,,ekologicznym dymem,, no bo kocioł musi być 20 kw bo Panie zamarzniesz w termosie o powierzchni 100m2 , a producent mniejszych nie produkuje bo po co jak duże się sprzedają i jeszcze podobno trudniej spełnić 5 klase w małym kotle?
    Ciekawe niby dla czego?

    Odpowiedz
    1. karol

      Od razu proponuję zamontować piec klasy 8 – wrzucasz 10 kg węgla, po 12 godzinach wyjmujesz 20 kg, w domu masz przy okazji 23 stopnie, a i komin niepotrzebny, bo nic nie leci 🙂 To jedyny, słuszny piec, który zostanie uznany przez smogoterrorystów 🙂

      Odpowiedz
      1. karol

        No jak nie zostanie, jak wkładam 10 kg węgla, a po 12 godzinach wyciągam 20 kg węgla z pieca bez komina i w domu mam 23 stopnie? Toż to perpetuum mobile w wersji 2.0 lub piec klasy ósmej w myśl filozofii smogoterrorystów! Tego to nawet Ferdek Kiepski nie przewidział w swej pomysłowości, a tego smogoterroryści oczekują 🙂
        https://www.ipla.tv/Swiat-wedlug-kiepskich-odcinek-31/vod-24178

  3. karol

    To niech wprowadzą specjalną taryfę energetyczną, dedykowaną do celów grzewczych i będziemy grzać się „prundem”, bo zaraz i gaz zacznie przeszkadzać. Albo w lewo, albo w prawo, a nie jakieś stanie w rozkroku, wymyślanie chorych norm i przerzucanie kosztów na obywateli. Kilowaty to kilowaty, niezależnie od sposobu ich uzyskania, tylko niech koszt będzie porównywalny z węglem. Zakazać spalania węgla w ogóle, ale wprowadzić dedykowaną taryfę i po problemie. Kopalnia ma pracę, elektrownia ma pracę, wszyscy mają czyste powietrze. Szczególnie, że marzą im się samochody elektryczne, a jakoś nie marzą o elektrycznych piecach CO.

    Odpowiedz
    1. Wojciech Treter Autor wpisu

      A wiesz, że zużycie węgla i drewna przeliczając na węgiel to jakieś 16 mln ton rocznie? Żeby dostarczyć ekwiwalent w prądzie, trzeba by zbudować 2-4 nowych elektrowni wielkości Bełchatowa (zależy czy jedziemy na grzałkach, czy raczej na pompach ciepła). A potem rozbudować sieć przesyłową od elektrowni do najmniejszej dziury żeby to wszystko udźwignęła. A potem sprzedawać ten prąd poniżej kosztów produkcji (a gdzie koszty budowy elektrowni i sieci?) – bo (niestety linka zgubiłem, ale) jak pisali gdzieś parę tygodni temu, według firm energetycznych wszystko, co miałoby być tańsze od obecnej nocnej taryfy, będzie dla nich stratą, czyli ktoś musiałby dokładać do interesu.

      Odpowiedz
      1. karol

        Wiem o tym, ale kto bogatym wyznawcom czystego powietrza zabroni, prawda? Antysmogowcy się zrzucą i zapłacą, bo pompę ciepła stawiają jako wzór o zerowej emisji(ciekawe skąd się bierze prąd do jej zasilania). Co do zużycia – wg statystyk w 2015 na domowe cele grzewcze poszło 9099 tys. ton paliw stałych, co przekłada się na 232477 TJ co przekłada się na 64,5 TWh. Bełchatów rocznie produkuje 27-28 TWh, no ale grzejemy tylko przez pół roku, więc półrocznie produkują ok. 14 TWh, co oznacza konieczność wybudowania 4 elektrowni by zapewnić zapotrzebowanie, a już teraz Polska ma z tym problem z tego co w telewizorni mówią. No tak orientacyjnie i na kolanie licząc.

        Więc może antysmogowcy niech usiądą na d… i się uspokoją, bo nie od razu da się rozwiązać ten problem, nie każdego też stać na takie zmiany, szczególnie, że niektórych nawet na węgiel nie stać, a jak czytam ten ich portal to oni najchętniej zakazaliby pieców, samochodów benzynowych, palenia papierosów, a elektrownie węglowe i elektrociepłownie pozamykać.
        To, co mogliby zrobić na już i teraz to wspierać Twoją kampanię palenia od góry, bo to naprawdę działa i widzę to na swojej ulicy, z czasem nastąpi wymiana pieców na lepsze(przecież kopciuch musi się kiedyś popsuć), gazociąg zacznie docierać do większej ilości odbiorców, powstają różne pomysły na elektrofiltry montowane na komin – może i w tej dziedzinie nastąpi postęp.

  4. Jack

    Głównym źródłem smogu na naszej planecie są izopren i terpeny emitowane przez drzewa, trawy, zboża i inne rośliny. Na jedną cząsteczkę smogu pochodzącego z działalności człowieka na Ziemi przypada 10 cząsteczek smogu pochodzącego z emisji węglowodorów przez rośliny. Warto zapamiętać ten stosunek – 1:10.
    Rośliny emitują 1150 Tg węgla rocznie w postaci BVOC (biogenic volatile organic compounds), z czego 35% przypada na izopren. Cała działalność człowieka odpowiada za emisję 1/10 tej ilości, czyli tzw. VOC – volatile organic compounds (benzyna, formaldehyd, elektrownie na paliwa kopalne, magazynowanie paliw, rozpuszczalniki itp.). Mikroskopijny udział w tej 1/10 przypada na kotły na paliwa stałe. Takie są fakty i nie da się przed nimi uciec opowiadając ludziom kłamstwa o szczególnej i istotnej roli kotłów c.o. w emisji smogu.

    Sharkey, TD, Wiber­ley, AE & Dono­hue, AR 2008, ‘Iso­prene emis­sion from plants: why and how’, Annals of Botany
    https://academic.oup.com/aob/article/101/1/5/91716

    Esti­mates of glob­al ter­res­tri­al iso­prene emis­sions using MEGAN (Mod­el of Emis­sions of Gas­es and Aerosols from Nature) A. Guenther1, T. Karl1, P. Harley1, C. Wiedinmyer1, P. I. Palmer2, and C. Geron3
    https://www.atmos-chem-phys.net/6/3181/2006/

    Grace, F 2003, Here we go again!, CBS News, Viewed 2 Octo­ber 2016, http://www.cbsnews.com/news/here-we-go-again-544188/.

    Har­ling, A, Mil­ton, M, Brookes, C, Cor­bel, M 2015, Mea­sur­ing the impact of trace emis­sions from trees on air qual­i­ty and cli­mate, Nation­al Phys­i­cal Lab­o­ra­to­ry, Viewed 2 Octo­ber 2016, http://www.npl.co.uk/upload/pdf/measuring_harling.pdf.

    Jenkin, ME & Clemit­shaw, KC 2000, ‘Ozone and oth­er sec­ondary pho­to­chem­i­cal pol­lu­tants: chem­i­cal process­es gov­ern­ing their for­ma­tion in the plan­e­tary bound­ary lay­er’, Atmos­pher­ic Envi­ron­ment, vol. 34, pp. 2499–2527.

    Pio, CA & Valente, AA 1998, ‘Atmos­pher­ic flux­es and con­cen­tra­tions of monoter­penes in resin-tapped pine forests’, Atmos­pher­ic Envi­ron­ment, vol. 32, pp. 683–691.

    Odpowiedz
  5. ciuset

    Czy kotły stałopalne zgodne z dyrektywą ekoprojektu kopcą?
    Czy w dalekiej przyszłości problem niskiej emisji się poprawi poprzez wymianę zepsutych kotłów na kotły zgodne z ecodesign?

    Odpowiedz
    1. Wojciech Treter Autor wpisu

      Prawidłowo użytkowane – nijak nie powinny.
      Poprawi się tylko jeśli pojawią się takie sporo tańsze niż 10 tys. lub zarobki dorównają do takich cen.

      Odpowiedz
      1. ciuset

        A dotacje nie wystarczą? (Za wyjątkiem skrajnego ubóstwa energetycznego.)
        Np. z Urzędu Marszałkowskiego w Małopolsce:
        Dofinansowanie do nowych urządzeń grzewczych będzie wynosiło:

        550 zł/kW dla zapotrzebowania do 10 kW (łącznie) mocy wyznaczonej w wyniku przeprowadzonej oceny energetycznej;
        500 zł/kW dla zapotrzebowania powyżej 10 kW do 15 kW (łącznie) mocy wyznaczonej w wyniku przeprowadzonej oceny energetycznej;
        450 zł/kW dla zapotrzebowania powyżej 15 kW do 20 kW (łącznie) mocy wyznaczonej w wyniku przeprowadzonej oceny energetycznej;
        400 zł/kW dla zapotrzebowania powyżej 20 kW mocy wyznaczonej w wyniku przeprowadzonej oceny energetycznej.
        Możliwa wysokość dofinansowania:

        nie więcej niż 8 tys. zł/kocioł w przypadku budynku jednorodzinnego;
        nie więcej niż 10 tys. zł/kocioł w przypadku budynku wielorodzinnego, dla którego jest wprowadzane wspólne źródło ciepła dla więcej niż jednego lokalu.
        W przypadku konieczności poniesienia kosztów na instalacje wewnętrzną niezbędną do prawidłowego funkcjonowania urządzenia istnieje możliwość zwiększenia limitu środków dofinansowania:

        maksymalnie do 6 tys. zł w przypadku budynku jednorodzinnego;
        do wielokrotności 6 tys. zł zgodnej z liczbą odrębnych lokali mieszkalnych w budynku wielorodzinnym i nie więcej niż 80 zł/m2 ogrzewanej powierzchn

      2. Wojciech Treter Autor wpisu

        To może zróbmy eko-chleb za 50zł i dotacje na 85% kosztów eko-chleba?

        Nie, nie wystarczą, bo… ich nie wystarcza, to jest listek figowy, bo gdyby chcieć tak wszystkim sponsorować, to się budżet każdego jednego św. Mikołaja wysypie.
        Poza tym sam sobie przeczytaj: max. 8 tys na kocioł to od biedy pokrywa koszt samego kotła a modernizacja komina to dalsze przynajmniej kilka tysięcy. I nie trzeba „skrajnego ubóstwa energetycznego” żeby nie mieć kilku tysięcy luźnych. Najgorzej gdy dotacja jest w systemie „zapłać a potem ci zwrócimy”.

      3. ciuset

        Fakt nie starczy dla wszystkich (500 000 kotłów do wymiany w Małopolsce), ale te kilka tysięcy i tak by trzeba było kiedyś wydać na kocioł, jak się zepsuje, może mniej (kocioł z rusztem 2500-4000 zł) a z 5000-7000 do przeróbek by trzeba wyłożyć do dostosowania kotłowni do nowego kotła ecodesign.
        Problem będzie i tak, bo nie są już produkowane kotły inne niż obecna 5 klasa a cena kotła z ecodesign jest podobna do 5.
        Co ludzie , jak nie będzie już dotacji? I nie będzie ludzi stać na kocioł choćby w 5 klasie?
        Jest jakaś alternatywa?
        Edukacja ludzi jest ważna, ale trzeba sprawę stawiać jasno, jesteśmy w UE i obowiązują dyrektywy. Ludzie muszą wiedzieć co ich czeka za kilka lub kilkanaście lat. Bo nie wierzę że obecne kotły wytrzymają więcej.

        P.S. Inną sprawą jest, że na tym zarobią wszyscy z branży grzewczej (wykonawcy, sprzedawcy, producenci, audytorzy, laboratoria)
        Wszystkiemu winna jest UE, a nie producenci itp.

      4. Wojciech Treter Autor wpisu

        Alternatywą jest „czarny rynek” czyli obrót garażowy, bo jak nie możesz zaspokoić podstawowej potrzeby fizjologicznej (ciepło) legalnie, to i tak sposób znajdziesz.
        A prawidłowo powinno to wyglądać tak, jak już nieraz pisałem: mądry minister przed wydaniem rozporządzenia zrobiłby rozpoznanie, jaka będzie jego „siła rażenia”. Zauważyłby, że ceny kotłów wzrosną 3-4-krotnie, ponad dwie średnie krajowe. Włosy by mu na głowie dęba stanęły, bo wiedziałby, co to oznacza. Zleciłby opracowanie programu „Kocioł+” podobnego do tego, w ramach którego w latach 90. zaimportowano do Polski kotły retortowe. Zaprojektoway w ramach tego programu kocioł spełniałby 5. klasę i ecodesign, ale miałby większość zalet „kopciucha”: trwałość, taniość, uniwersalność paliw – bo zostałby opracowany z myślą o coraz trudniejszych polskich węglach. Następnie projekt zostałby upubliczniony do wykorzystania dla wszystkich firm kotlarskich.

      5. ciuset

        Czarny rynek zostanie zmiażdżony przez legalną konkurencję jestem tego pewny. Będą kary i nie takie jak teraz max. 5000 zł dla zwykłego zjadacza chleba.
        Prędzej import spoza UE?
        Ma zostać powołany minister do walki ze smogiem, nie jestem pewny czy będzie chciał coś poprawić na przyszłość dla ludzi.
        Tutaj branża na Twój ciekawy pomysł się nie zgodzi. Kasa!

        Program „Kocioł+” wyobrażam sobie już konsultacje społeczne i wysłuchanie publiczne na komisji, zaproszeni sami producenci i eksperci przeciwko tej idei

      6. ciuset

        Słyszałem że producenci zrezygnowali z innego sposobu obejścia problemu.
        Np. Kocioł tylko do grzania ciepłej wody użytkowej itp.

      7. Wojciech Treter Autor wpisu

        Mechanizmu nie znam, widzę tylko to, co na stronie producenta jest.

      8. karol

        Pokażcie mi dofinansowanie na Mazowszu 🙂 Poza tym – dostaniesz jednorazową kasę do pieca, a później radź se sam. Potrzebna jest edukacja w tym zakresie, a tego brakuje, bo za kilka lat wrócą kopciuchy i opony zaczną płonąć. Nie jest sztuką dofinansować piec na koszt EU – sztuką jest realna zmiana mentalności w kwestii ogrzewania, a to nie będzie proste przy tak zaporowych cenach.

    1. Wojciech Treter Autor wpisu

      To jest do pewnego stopnia klisza. Wiele takich zdjęć ilustracyjnych jak się chwilę zastanowić to nie ma sensu nijak.

      Odpowiedz
  6. Jack

    „A dotac­je nie wystar­czą?”

    Fakty:
    1) 40%-50% Polaków nie posiada żadnych oszczędności, a więc dotacje i dopłaty nie wchodzą w rachubę. Trzeba ludziom dać pieniądze do ręki na inwestycję i pokrycie wyższych kosztów ogrzewania.
    2) Mediana wynagrodzenia w Polsce to 2500 zł netto w sektorze przedsiębiorstw (bez mikroprzedsiębiorstw, gdzie wynagrodzenia są niższe ze względu na niską produktywność). Dominanta wynagrodzenia wynosi 1500 zł netto.
    3) Liczba emerytów i rencistów w 2017 wyniosła 9 mln ludzi (30% wyborców). Median świadczenia emerytalnego to 1600 zł netto, dominanta to około 1350 zł netto. Mediana wieku w Polsce w 2017 przekroczyła już 40 lat.
    4) 3,5 mln domów jednorodzinnych, czyli 70% wszystkich domów jednorodzinnych w Polsce wybudowano przed 1989 rokiem. Domy te nie posiadają żadnego lub prawie żadnego ocieplenia.
    Szacuje się, że modernizacja tych domów, ich ocieplenie i wymiana ogrzewania na kocioł 5 klasy wraz z koniecznym wkładem kominowym i przebudową komina będzie kosztować od 50 tys. do 100 tys. zł na dom. Państwo musiałoby więc wyłożyć 350 mld złotych na ograniczenie niskiej emisji tylko w domach jednorodzinnych. Te 350 mld zł są nie do dobycia, bo Polacy nigdy nie zgodzą się na aż tak wysokie podwyżki podatków.
    5) Polska jest szybko starzejącym się krajem. Liczba emerytów i rencistów będzie szybko rosła, a ich miesięczne świadczenia będą maleć i wg analiz ekonomicznych wyniosą 800-1000 zł netto dla większości emerytów. Koszty ogrzewania sieciowego i gazowego będą rosnąć (do końca 2022 muszą w Polsce zostać uwolnione ceny gazu dla gospodarstw domowych, a to spowoduje znaczny wzrost kosztów ogrzewania gazowego). Kilkanaście milionów emerytów i rencistów z bieda świadczeniami zacznie szybko uciekać od ogrzewania sieciowego i gazowego i wracać do tanich i wysokoemisyjnych źródeł ogrzewania (piece kaflowe, tanie kotły, węgiel, drewno, stare meble). Ponadto ta najważniejsza grupa wyborców nigdy nie zgodzi się, żeby ich podatki zamiast na emerytury i służbę zdrowia przeznaczane były na dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych, dopłaty dla właścicieli farm wiatrowych, czy drogie ogrzewanie gazowe lub sieciowe. Zmiany demograficzne w Polsce przekreślają wszelkie możliwości ograniczenia niskiej emisji.

    Odpowiedz
  7. szamot

    To trzeba oprocować kocioł,który czysto spala opony w 5klasie ecodesing i niech płoną opony a kopcenia nie będzie.
    Dlaczego nie obracowanego jeszcze taniego kotła 5klasy niewybrednego w stosunku do paliwa i nie kopcącego?
    Odpowiedź
    Bo chodzi o biznes i pieniądze.

    Odpowiedz
  8. szamot

    Jack pier**lisz od rzeczy.
    Albo jesteś twardo betownowym dziadem albo producentem kopciucha i cię boli,że nie będziesz mógł produkować kopcióchów.
    Nawet jak by doszło do tego co mówisz to może wręście ruszyła by produkcja kotłów 5 klasy na każdy opał nawet stare meble.

    Odpowiedz
  9. moraviak

    Najnowsze wiadomości z zagranicy ! Chcę tylko powiedzieć że w kraju Slezko -Moravskim ( odpowiednik naszego województwa ). jest dofinansowanie do wymiany kotła na kocioł podajnikowy piątej generacji . Dotacja ta wynosi 80- 90 % kosztu inwestycji. Wnioski o dotację są składane przez internet do urzędu w Ostravie. Brak jakichkolwiek kolejek. Wykorzystano dotychczas 70% kwoty dotacji. Prosi się o składanie wniosków np. w TV regionalnej bo zostało jeszcze 30% kwoty dotacji. Kwota dotacji została wyznaczona z budżetu państwa.
    Co na to polski rząd? Pewnie kupi nowe armaty.

    Odpowiedz
  10. B52

    gdzie powstał smog smog powstał w głowach czerwonej szarańczy mieszkającej w blokach i myślącej że ciepło jest z rurki a prąd jest z gniazdka i to jest ekologiczne a ko tego niema niech porośnie futrem

    Odpowiedz
  11. Andrzej

    Artykuł choć rzeczowy i pisany ze zdrowym rozsądkiem to coraz mniej aktualny. Nie ma sensu pisać jak palić mniej emisyjnie w kopciuchu, po co? Skoro weszły „ekoprojekty” ekofaszystów i dni tych kotłów są policzone maks do 2022. To już nic nie zmieni… Winnym smogu jest użytkownik no bo kto inny? Hipokryzja na całego. Kupił piec kilka lat temu legalnie, a za chwilę będzie przestępcą jeśli w nim napali. Już widzę tych ludzi ze wsi, którzy w kokosy nie opływają i głównie palą drewnem oraz węglem, jak instalują pompę ciepła czy inny wynalazek. Co to kogo obchodzi najwyżej wzrośnie liczba zgonów w czasie mrozów. Nie byli eko to niech giną …. dla takich miejsca widać nie ma. Auta z euro 2,3,4 też będą za chwilę przeznaczone na utylizacje. Zezłomuj stary kup nowy elektryczny. Nie stać Cię? Nie będziesz jeździł

    Odpowiedz
  12. No12live

    Słowo „ekologia” stało się wytrychem dla UE do pobierania podatków. Koszt 1 MWh w elektrowniach w Polsce to już ponad 50 proc. to kara za emisję CO2. Podobnie jest z nowymi autami gdzie producenci płacą kary oczywiście przerzucane jak w każdym przypadku na konsumenta końcowego. Teraz na wokandę idzie plastik i produkcja wędlin. Włodarzom w Uni brakuje kasy na bunga bunga hulaj dusza, więc trzeba lobbystom dać szanse na przekonanie do ich racji za symboliczne srebrniki.
    Tak w ogóle świetny artykuł, który niesie dość uniwersalne w ostatnich czasach przesłanie (propo choćby pseudo pandemi), że jak się pokazuje jak mantrę spreparowane dane w masmediach to lud uwierzy we wszystko. Należy szukać prawdy a nie oczekiwać, że dostaniemy ją w TV.
    Przy okazji chciałem Panie Wojciechu podziękować za prowadzenie portalu, gdyż trafiłem tutaj jakieś 6 lat temu i dzięki wiedzy tu zawartej kupiłem piec MPM Ds 10 kW. Nie kopcę, nie zużywam dużo opału i przy okazji nie płynę z .uwnem w jedną stronę tylko uświadamiam pompiarzy, gazomaniaków, że można czysto i bez dymu palić węglem. Mam taki charakter, że jak mi ładny pan minister z przyszytą Polską flagą na piersi każe iść w tylko jedną słuszną stronę to ja idę w drugą. Do tej pory się nie zawiodłem na takiej filozofii i dlatego mam słabość do takich jak Pan „płaskoziemców” i trzymam kciuki. Może w końcu Naród się obudzi i wyśle kosmitów gdzie ich miejsce.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *