Miesięczne archiwum: czerwiec 2018

Gdzie się podziały tanie kotły węglowe?

Z początkiem lipca najwyższa dotąd półka z kotłami na węgiel i drewno staje się jedyną – półka dolna i średnia zostają wycięte z rynku przez normy emisyjne. Teraz najtańszy kocioł w najbliższym sklepie będzie przynajmniej TRZY RAZY DROŻSZY niż rok temu a do wyboru będą niemal wyłącznie kotły podajnikowe.

Co się dzieje

Przyjęte we wrześniu ubiegłego roku rozporządzenie (tu pełny tekst) wprowadza wymóg, by nowo sprzedawane i instalowane kotły spełniały kryteria emisyjne 5. klasy (czyli najwyższe, jakie obecnie istnieją). Dodatkowo kotły automatyczne nie mogą posiadać rusztu awaryjnego ani opcji jego zamontowania.

Same normy emisyjne od dawna były potrzebne i spodziewane. Jednak wprowadzenie ich teraz i wobec takiej a nie innej sytuacji zastanej (z czego ona wynika, o tym za chwilę) spowodowało amputację dużej części rynku. Gdyby to dotyczyło masła albo benzyny – mielibyśmy wojnę domową. W tym przypadku raczej nie należy się spodziewać zamieszek na ulicach.

Może przynajmniej rozporządzenie odniesie zamierzony skutek i do kotłowni nie będą już trafiać nowe kopcące pudła? Nie sądzę. Szybko zaczęto wykorzystywać sposoby jego obejścia, które są zresztą trywialne i można by się zastanawiać, kto i po co wpadł na pomysł, by kocioł na węgiel czy drewno musiał spalać czysto a kocioł na słomę był z norm zwolniony.
Możliwości finansowe osób kupujących kotły węglowe nie wzrosły tak szybko jak ceny kotłów – a przecież ogrzać dom trzeba. Rynek kotłów zawsze był w dużej mierze lokalny i okołogarażowy, więc należy się spodziewać rozrostu szarej strefy. Dalej będzie sprzedawane to samo pudło w podobnej niskiej cenie, ale teraz półlegalnie, jako podgrzewacz wody kranowej, kocioł na pestki śliwy albo kasa pancerna.

Ile teraz kosztują najtańsze kotły węglowe

Najniższe ceny, jakie udało mi się znaleźć filtrując internet:

  • Najtańszy kocioł podajnikowy w 5. klasieokoło 6600zł, przy czym jest to jakościowe minimum przyzwoitości, na poziomie mniej więcej kotłów marketowych (w marketach o dziwo na razie nic tańszego). Jeśli chcesz jakichkolwiek „bajerów” typu lepsze podzespoły i wykonanie, sterownik z kontrolą nad wieloma różnymi rzeczami i z podpięciem do internetu – takie kotły to rejony 8-10 tysięcy zł, bliżej tej górnej granicy niż dolnej.
  • Najtańszy kocioł zasypowy w 5. klasieokoło 4000zł, przy czym kotłów zasypowych na rynku zostało raptem kilka sztuk (dlaczego – wyjaśnię za chwilę).
    Ponadto aby być w zgodzie z uchwałami antysmogowymi należy kocioł zasypowy podpiąć pod bufor ciepła. Taka beczka z 1-2 tonami wody zajmuje miejsce i potrafi kosztować dalsze parę tysięcy. Część producentów „hakuje” normy pozwalając na symboliczny zbiornik (300l), ale inni wymagają min. 1500l pod groźbą utraty gwarancji. Niestety to drugie podejście jest poprawniejsze technicznie, bo wtedy bufor spełnia swoją rolę. Ale dodatkowy koszt i miejsce to problem.

Poniższy obrazek ma kilka miesięcy, ale mocno się nie zdezaktualizował. Kotły 5. klasy niespecjalnie tanieją. Wręcz powiedziałbym (na podstawie obserwacji cen kotłów z rankingu), że ceny się utrzymują a część idzie w górę. Prędzej zamiast spadków cen pojawiają się tańsze, uboższe modele. To wszystko skutek płynących szerokim strumieniem pieniędzy z gminnych dotacji na wymianę kotłów.

Czy czyste kotły muszą być tak drogie?

Może dla laika to się wyda oczywiste: zazwyczaj wszystko, co ekologiczne i nowoczesne – jest do bólu drogie. Ale spalanie węgla i drewna nawet czyściej od najostrzejszych obecnych norm nie wymaga technologii z NASA. Czyste kotły są drogie, bo od lat utrwala się stan rzeczy, w którym nie ma motywacji dla rozwoju tanich i czystych kotłów. Tanie może być brudne a czyste może być drogie – i do niedawna oba się świetnie sprzedawały.

Patologia, której żniwo obecnie zbieramy, była hodowana od przynajmniej kilkunastu lat. W tym czasie:

  • jakieś 3/4 sprzedaży nowych kotłów stanowiły te najprostsze i najtańsze, brudne i śmierdzące, traktowane jako zło konieczne, ale chętnie kupowane – bo dlaczego nie, skoro były w zasięgu portfeli a ponadto ludzie od urodzenia przywykli, że piec kopci i dla nich to nie wada, tylko prawo natury,
  • resztę stanowiły kotły automatyczne, czyste ale drogie, które dotowano,
  • narracja światka nauki głosiła, że kotły zasypowe muszą wymrzeć, tam się już nic nowego nie da wymyślić, a przyszłością są tylko kotły automatyczne na najlepszej jakości paliwa (co oznacza: najdroższe – ale tego nikt nie dodawał).

Skoro czyste kotły się intensywnie dotuje, to ich ceny nie muszą a nawet nie powinny spadać. Skoro tanie kotły się sprzedają świetnie, to po co próbować zrobić cokolwiek, by one nie kopciły jak wściekłe – przecież to ludziom nie przeszkadza, skoro je kupują!

I tak się to turlało latami. Czasem dochodziły z góry pomruki o wprowadzeniu jakichś norm, ale szybko cichły, bo w branży przeważał opór. Pojawiła się norma EN 303-5:2012, Czesi czy Niemcy zaczęli ją stopniowo wprowadzać, a u nas radośnie zwlekano z czymkolwiek. Aż w końcu dłużej zwlekać się nie dało – bo oto pomruki niezadowolenia zaczęły dochodzić od ludu (który niespodziewanie odkrył, że ten dym i smród, którym całe życie oddychał to się nazywa smog i tego w cywilizowanych krajach nie ma), ale co gorsza także z Brukseli.

Rządowi pozostało tylko zacisnąć zęby i dziabnąć hodowany latami wrzód. I tak zrobiono. W parę miesięcy od braku norm przeszliśmy do norm najostrzejszych. Całość wraz z kończącym się właśnie okresem wyprzedaży zapasów magazynowych zajęła niecały rok, podczas gdy w normalnych krajach ten proces rozumnie rozłożono na kilka lat.
Wśród kotlarzy popłoch: KTO BY SIĘ SPODZIEWAŁ, ŻE KIEDYŚ BĘDĄ JAKIEKOLWIEK NORMY?! W poprzednie wakacje laboratoria fedrowały na trzy zmiany żeby nadążyć z przebadaniem kotłów, które miały ambicje pozostać na rynku. Ambicje i możliwości, ponieważ realne szanse na przejście badań spośród istniejących konstrukcji miały prawie wyłącznie kotły automatyczne (a i tak nie wszystkie przeszły gładko).

Tanie śmierdziele musiały pójść pod nóż. Zastępstwa dla nich nie było i nadal nie ma. Są całe cztery modele kotłów zasypowych w 5. klasie, plus jeszcze parę podchodzi do lądowania, plus do jesieni coś jeszcze z laboratoriów z pewnością wyjedzie, bo rynek nie znosi próżni.
Taki stan rzeczy wynika stąd, że gdy tanie i brudne kotły musiały z obiegu wypaść, to producenci dopiero zaczęli myśleć o czymś tanim i czystym. A od myślenia do produktu droga daleeekaaa. A specjalnej motywacji do tego myślenia nie ma, skoro trwają złote żniwa na dotowanych kotłach za ~10 tys. zł.

Powyżej znamienny nagłówek i fragment artykułu z kwietnia 2017 pokazujący podejście wielu stron węglowego światka – z których największy kontakt z rzeczywistością wykazuje przedstawicielka Polskiej Grupy Górniczej:

Wydaje się, że przyszłością dającą szansę węglowi i naszemu społeczeństwu w zakresie ekonomicznego ogrzewania budynków, jest przyjmowanie rozwiązań najtańszych kotłów pracujących na najtańszych paliwach, ale spełniających normy emisyjne

Jak żyć

Kto jedzie palić opony i krzyczeć pod Sejmem? Las rąk widzę… Tedy każdy sam będzie musiał wybrać, co w tej sytuacji począć:

  • albo kupuje turbodrogi normowany kocioł,
  • albo jednego z nielicznych normowanych zasypowców ale ze świadomością, że trzeba będzie dodać bufor (jeśli nie od razu to gdy uchwały antysmogowe zaczną tego wymagać),
  • albo starocia, który teraz się nazywa podgrzewacz CWU na łupiny kokosa – licząc się z tym, że co prawda legalnie go kupi, ale gdy przyjdzie uchwała antysmogowa, to i tak będzie go musiał wymienić na normowane cacko.

Żeby ten bordello ugasić, konieczne byłoby tylko i aż: racjonalne zarządzanie. W tej chwili przelewa się miliony z naszych (publicznych) pieniędzy do kieszeni kotlarstwa, dotując kotły za ~10 tys. i nikt nawet nie pyta, czy to tak być musi. Gdyby zainwestować raz we wspomagany odgórnie rozwój techniczny tanich i czystych kotłów na węgiel i drewno, w wyniku czego udostępniono by gotowe projekty nowoczesnych i czystych urządzeń każdemu zainteresowanemu producentowi, ceny nowoczesnych i czystych urządzeń musiałyby spaść. Tak już raz zrobiono w połowie lat 90. XX w. i skutkiem tego w Polsce pojawiły się kotły retortowe.

Postulowałem takie działanie w petycji do ministerstw. Niestety – po odpowiedzi wnoszę brak zainteresowania. Prawdopodobnie łatwiej byłoby uzyskać wsparcie dla budowy łazika marsjańskiego niż czystego kotła na drewno / węgiel.