Prośba do Krakowskiego Alarmu Smogowego

Zaktualizowano: 13 września 2018

W publikacjach na temat wyników badań rozpalania od góry Krakowski Alarm Smogowy rozmija się z prawdą, tj. z samymi wynikami tychże badań. W interpretacji faktów mamy prawo się różnić, ale w tej sprawie fakty zostały przedstawione wybiórczo i niekompletnie, a więc nieprawdziwie. Tak być nie może. Dlatego proszę o korektę tych publikacji do stanu zgodnego z wynikami badań oraz udostępnienie pełnych wyników.

O co chodzi

Nieco ponad rok temu Krakowski Alarm Smogowy opublikował wnioski z badań efektów rozpalania od góry zleconych w Zabrzu. Publikacje wyglądały tak:

Przekaz rozszedł się po różnych miejscach (nie chce mi się szukać wszystkich):

Problem z tymi badaniami jest taki, że nie opublikowano ich wyników, ale opowiadanie z drugiej ręki, doprawione wybranymi kawałkami danych z badań. Wszystkie powyższe artykuły są opracowane na podstawie albo wprost linkują „skrót” autorstwa kogoś z Krakowskiego Alarmu Smogowego:

Pełnego raportu nie było i nie ma. Opublikowałem go chyba tylko ja, prawie rok po publikacjach KAS. Jego zdobycie możliwe było dzięki temu, że badania zostały wykonane za publiczne pieniądze. Jako takie, stanowią więc informację publiczną, którą na prośbę każdego obywatela instytucja korzystająca z publicznych pieniędzy zobowiązana jest udostępnić. Prawo dostępu do informacji publicznej to ciekawe narzędzie, które umożliwia wydobycie od publicznych instytucji różnych danych, także tych, które one nie zawsze są chętne ujawniać, choć są do tego zobowiązane prawem. Informacje o tym, jak korzystać z dostępu do informacji publicznej oraz porady w sprawach tego dotyczących świadczy Sieć Obywatelska Watchdog Polska.

Czyli jeszcze raz:

Tutaj nie będę wszystkiego powtarzał, skupię się na najważniejszych problemach.

Co jest nie tak

Konfrontując treść w/w artykułów z pełnym raportem z badań zauważam następujące nieścisłości co do przedstawienia faktów.

Znaczące różnice dostrzeżono także w poziomach emisji niewidzialnego, bardzo szkodliwego dla zdrowia, bo rakotwórczego benzo(a)pirenu. Te wzrastały nawet kilkukrotnie. A w czasie spalania drewna w kotle komorowym wzrost był 20-krotny.

Dostrzeżono różnice, ale tylko te in plus. Nie dostrzeżono, co wynika z pełnego raportu, że średni spadek emisji b(a)p z prób ze spalaniem węgla wyniósł 25%. I to tylko z powodu ewidentnie felernej próby z kotłem miałowym. Średni spadek emisji b(a)p przy rozpalaniu od góry węgla z pominięciem tej próby to 70%. Widać, jak mocno jedna próba zaważyła na ogólnym wyniku (a każdy kocioł na danej metodzie i paliwie przebadano tylko raz). W przypadku tego kotła miałowego można przypuszczać, że wzrost emisji b(a)p ma przyczynę w błędach obsługi – ten kocioł rozpalany od góry spełni w tym instytucie ówczesne normy emisji. Emisję b(a)p miał wtedy dużo niższą. Tak więc bardzo możliwe, że w tym badaniu to nie problem związany z konstrukcją albo techniką palenia jako taką, ale z przebiegiem tej pojedynczej próby wpłynął na taki wynik.

20-krotny wzrost emisji b(a)p wystąpił w kotle, który nie jest przystosowany do spalania drewna, którego to faktu w ogóle nie wzięto pod uwagę, zrzucając całą winę na technikę palenia.

eksperci IChPW wskazują też na duże niebezpieczeństwo wybuchu i szybsze zużycie używanego w ten sposób kotła

Zakres badania nie obejmował kwestii "wybuchów" ani trwałości urządzenia zależnie od metody palenia. Mówiąc o "wybuchu" trzeba rozróżnić dwie sytuacje:

  • Wybuch kotła (rozerwanie płaszcza wodnego) – jest możliwy wyłącznie w instalacji grzewczej wykonanej niezgodnie z normami, bo tylko tam może dojść do niekontrolowanego wzrostu ciśnienia wody w kotle.
  • Wybuchowy zapłon gazów w kotle jest związany z odcinaniem dopływu powietrza do paleniska i ponownym jego otwieraniem, kiedy palące się gazy najpierw gasną a potem znów dochodzi do ich zapłonu. Taki cykl pracy występuje w każdym kotle zasypowym, niezależnie od metody palenia.

Na 10 przeprowadzonych prób, jedynie w trzech przypadkach stężenia pyłu były znacznie mniejsze przy „górnym” spalaniu niż zasypie na żar (różnica większa niż 50%), podobne stężenia (różnica mniejsza niż 50%) odnotowano w sześciu przypadkach, a w jednym przypadku stężenia pyłu przy „górnym” spalaniu były znacznie wyższe niż przy zasypie na żar.

Powyższy fragment jest w pełni prawdziwy – a jednak przekłamuje wyniki badań. To jak w tym żarcie: ja i pies mamy średnio po trzy nogi. Dane z pełnego raportu pokazują wyraźnie:

  • we wszystkich próbach z węglem odnotowano wyraźne spadki emisji – średnio o 50% mniej pyłów i 25% mniej b(a)p,
  • w próbach z drewnem emisja pyłów spadła o kilka procent, ale emisja b(a)p wzrosła kilkukrotnie.

Jedno z drugim zostało wymieszane, bez słowa o kwestii fundamentalnej: drewno było spalane w kotłach, których producenci nie przewidzieli do spalania drewna. To tak jakby zbadać emisję auta benzynowego zalanego olejem napędowym – i zapomnieć o tym wspomnieć, że na efekty badania mogło mieć wpływ paliwo nieprzewidziane przez producenta.

Granica między dobrymi a kiepskimi wynikami przebiega przez rodzaj paliwa. Tego zarówno IChPW jak i KAS nie zauważają: wszystkie przebadane urządzenia są fabrycznie przeznaczone do spalania węgla. Żadne nie jest przystosowane do spalania drewna jako paliwa podstawowego, w większości nie jest ono dopuszczone nawet jako paliwo zastępcze. Przyczyną tak wysokich emisji jest niedopalanie gazów z drewna, których jest znacznie więcej niż w węglu, a najwidoczniej kotły z kiepskimi wynikami nie podają dość powietrza tam gdzie trzeba. Więcej o tym pisałem w komentarzu do wyników tych badań.

Powinno się ją więc stosować jedynie w tych urządzeniach, które są do tego przystosowane i testy potwierdziły, że taka metoda palenia w nich jest bezpieczna. Tymczasem promujący ją często zachęcają do „domowych” przeróbek urządzeń grzewczych lub ignorowania instrukcji obsługi urządzeń. Takie przeróbki – jak zwracają uwagę eksperci zajmujący się spalaniem węgla – mogą grozić wybuchem lub zaczadzeniem.

To prawda, większość kotłów do niedawna sprzedawanych nie ma w instrukcji ani słowa o rozpalaniu od góry. Część już instrukcji nie ma, bo poszła na rozpałkę. Część nigdy jej nie miała. Dlatego kto chce przestać kopcić i oszczędzić opał – często musi w tym jednym punkcie postąpić wbrew instrukcji, która nakazuje dosłownie rozpalić na ruszcie po czym napchać kocioł do pełna.

Co najdziwniejsze, podobnego problemu z paleniem "wbrew instrukcji" nie ma np. w Niemczech. Tam instytut badający spalanie biomasy zaleca rozpalanie od góry. To niekoniecznie oznacza, że tamtejsza nauka jest lepszego sortu, bardziej skłonna do naprawiania świata. Może po prostu dostali na to dobry pieniądz. Co nie zmienia faktu, że tam się dało. U nas – nie.

Producent kotła mógł nie wiedzieć, że da się w nim palić lepiej. Wiedzieli ci, co te kotły badali i dopuszczali na rynek – i mając je w laboratoriach, nic z tym nie zrobili. Oczywiście są czyści: działali według ówczesnych norm. Więcej robić nie musieli, bo i tak mieli płacone. To naturalne, że teraz nie będą firmować palenia wbrew instrukcjom, bo po co (za darmo) brać na siebie choćby potencjalne ryzyko, że komuś coś nie wyjdzie i może mieć pretensje. Jest tyle różnych modeli kotłów, od garażowych ulepów poczynając, że gdzieś coś komuś może nie pójść. Wchodzenie w takie coś (za darmo) byłoby kiepskie biznesowo. A co dopiero gdyby promocja palenia od góry podcinała potencjalnie znacznie bardziej dochodowy sposób na szybkie zmniejszenie smogu, który Instytut od kilku lat promuje:

Węgiel bezdymny. Zanim będą widoczne efekty rozwiązań długofalowych

Jak już przy ekspertach jesteśmy: początkowo myślałem, że cały ten ton przekazu na temat badań to licentia poetica KAS natomiast oryginalny raport IChPW jest na poziomie, jakiego należałoby oczekiwać od takiej instytucji. Niestety, spora część nienaukowych "kwiatków" zawarta jest w oryginalnym dokumencie autorstwa pracowników Instytutu:

  • Gdyby nawet posadzić do tego dokumentu totalnego węglowego laika, bez trudu zauważy, jakie nastawienie do sprawy mają autorzy raportu i jaką tezę w nim od początku forsują.
  • Nie ma słowa o tym, że średni spadek emisji pyłów dla prób na węglu to aż 50% a b(a)p 25%, i to mimo kiepskiej próby z kotłem miałowym (której przyczyny też nie zostały słowem poruszone, a powinny zważywszy że jest to jedyny w zestawieniu kocioł, dla którego producent zalecił rozpalanie od góry oraz został on przebadany w tym samym Instytucie, spełniając normy emisji z wynikami dużo lepszymi niż w tym badaniu).
  • Nie ma słowa o fakcie, że drewno spalane jest w urządzeniach do tego paliwa fabrycznie nieprzeznaczonych i nieprzystosowanych – tak jakby to w ogóle nie było istotne.
  • Trudność z osiągnięciem mocy nominalnej w przypadku palenia od góry została zauważona i skomentowana. Taki sam problem, gdy wystąpił w przypadku palenia od dołu, został przemilczany.

Ktokolwiek ma pojęcie o standardach pracy naukowej, ten z samodzielnej lektury pełnego raportu wyciągnie najlepsze wnioski.

Moja prośba

Proszę Krakowski Alarm Smogowy o:

  • opublikowanie pełnego raportu z badań w w/w artykułach, w tym na stronach Małopolskiego Urzędu Marszałkowskiego,
  • korektę wymienionych powyżej stwierdzeń w w/w artykułach, które nie mają pokrycia lub są niezgodne z treścią raportu.

2 myśli nt. „Prośba do Krakowskiego Alarmu Smogowego

  1. Jack

    "Proszę Krakows­ki Alarm Smogowy o..."

    Mam pewne wątpliwości, co do tego, że prośba zostanie spełniona. Wiele tego rodzaju ekoorganizacji prowadzi celową politykę manipulacji i ewidentnych kłamstw. Jest to skutek zależności członków i pracowników tych organizacji od sponsorów i określonych grup interesów często pochodzących z zagranicy. Weźmy na przykład Greenpeace Polska. Wystarczy sprawdzić regon tej organizacji czyli 01564419000000 i widzimy skład zarządu i rady nadzorującej, czyli faktycznych mocodawców i spiritus movens działań Greenpeace Polska:

    https://pbs.twimg.com/media/De63f7fXkAAyPWV.jpg:small

    Przypuszczam, że żadna z tych osób nie ma polskiego obywatelstwa i raczej nie posługuje się biegle językiem polskim. Widać wyraźnie, że we władzach Greenpeace Polska dominuje język niemiecki. Co ciekawe, niektóre z tych osób mogą mieć powiązania z rosyjskim biznesem.

    Odpowiedz
    1. Wojciech Treter Autor wpisu

      Ja też nie mam pewności, ale zacząć od grzecznej prośby mogę. Jak by nie było jest to oferta promocyjna.

      O Greenpeace mi nawet nie wspominaj, bo nie tyle mnie sam Greenpeace nerwuje, co ci, którzy tę informację o niemieckim zarządzie wyciągają. W wiele miejsc pisałem, gdzie się z Greenpeace Polen podśmiewali. Liczyłem, że skoro tak ich nie lubią, to z chęcią zrobią coś im naprzeciw (tj. poruszą temat konsultacji norm jakości węgla, gdzie Greenpace był aktywny). A guzik! Zero zainteresowania. Dziecinada.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.