Portalowi Czyste Ogrzewanie stuknęło właśnie pięć lat. Z małej stronki w internecie wyrósł niemały ruch społeczny, dzięki któremu o czystszym paleniu robi się coraz głośniej, mimo że niewielu większych graczy sprawie pomaga a nie brak takich, co przeszkadzają. Jak na skalę naszych możliwości i zasobów – wskóraliśmy niemało.
Dobra czy zła zmiana – zawsze pod górkę
O samych początkach pisałem trzy lata temu. Z prostej stronki wyrósł portalik, który w 2017 roku odwiedziło 968 tysięcy użytkowników.
Ogromnie wiele się przez te pięć lat nauczyłem tzw. życia. Pamiętam moje początkowe naiwne złudzenia: przecież tyle jest tych wszystkich ekologicznych organizacji, więc pewnie wystarczy zanieść im informację, że spalanie węgla i drewna w ogóle nie musi być uciążliwe – chwycą to z pocałowaniem rączki i rozniosą po kraju a ja nie będę musiał się nad tym pocić. Oj, jakże się myliłem... 🙂
Wszelka zmiana zawsze idzie z oporem – nieważne, czy na lepsze, czy na gorsze. Bo nawyki, bo lenistwo, bo interesiki, układy itd. A już w ogóle dramatem jest próba zmiany "podstawowych praw przyrody". To jest zupełnie normalne, że trzeba walić głową w ścianę, wylatywać drzwiami a wracać oknem, powtarzać po dziesięć razy to samo, by nagle za jedenastym razem z niewiadomych przyczyny zobaczyć efekty. Tak to po prostu działa i trzeba się z tym pogodzić, uparcie przeć naprzód – albo odwiesić na kołek i legnąć na kanapie. Gdybym to wszystko na początku wiedział, to bym pewnie nie zaczynał 😉
Siła w nas!
Niedawno dziesięć lat stuknęło wątkowi Last Rico na forum Muratora. To tam wielu z nas (i ja) zaczynało. To Last Rico należy się największy szacunek za poruszenie a potem stałe napędzanie tematu – dzielenie się ogromną wiedzą w sposób przystępny, by drugiemu pomóc, a nie udowodnić swoją wyższość. Ten styl starałem się naśladować i wygląda na to, że działa, bo często ludzie piszą, że tu w końcu znaleźli prosto opisane podstawowe sprawy. Kto by pomyślał, że można pisać o spalaniu węgla i drewna a przez pięć lat nie użyć ani razu słowa "karbonizat"?
Złośliwiec mógłby stwierdzić, że przez ten czas nic się nie zmieniło: dym i smród na poziomie chodnika jak był, tak jest. Bynajmniej – zmieniło się ogromnie dużo: dziesięć lat temu NIKT o paleniu od góry nie słyszał, pięć lat temu – mało kto i to głównie w internecie, teraz – w internecie informacji jest pełno i pomału przelewa się to do świata offline.
To jest zasługa każdego, kto przekazał dalej informację o poprawnym paleniu, m.in:
- spamował znajomych na Facebooku postami o hajcowaniu wunglem,
- podrzucił sąsiadowi ulotkę a może i porozmawiał,
- chodził i męczył lokalnych urzędników, aż zainteresowali się tematem (tak zorganizowano wiele pokazów palenia!),
- wysłuchał szaraka, co przychodzi do urzędu z jakąś dziwną nowością, że niby bez dymu można palić,
- rozdawał ulotki swoim klientom, czy to w sklepie z kotłami, składzie węgla, czy osiedlowym spożywczaku,
- słuchając głosu swoich klientów naprawił instrukcję obsługi swoich wyrobów, by znalazła się tam też możliwość rozpalania od góry.
To najbardziej oddolny z możliwych ruchów społecznych, od poziomu sąsiad – sąsiadowi, totalnie spontaniczny, bez żadnej organizacji, budżetu, wsparcia z Unii Europejskiej. Po prostu:
- sprawdzam...
- działa!
- podaję dalej, bo chcę, by innym też było lepiej
To jest schemat ciągle u nas rzadko spotykany. Nic dziwnego, że często ludzie mają problem, jak nas zaszufladkować: czy oni sprzedają opał, piece, rozpałkę, kominy?
Kłody pod nogami, noże w plecach
Niestety także podłość ludzka nie zna granic. Jest trochę osób i organizacji, które metodycznie kopią pod nami dołki i, gdzie tylko mogą, obrabiają plecy za plecami. Ich interesy, wpływy, ideologia, racja najmojsza są dla nich ważniejsze niż zwalczanie smogu, ponieważ z pełną premedytacją wdeptują w błoto sposób na poprawę sytuacji.
Wydaje się logiczne, że lepiej spalać węgiel bez dymu niż kopcić a tymczasem dla zielonych ideologów węgiel spalany bez dymu to jest największy koszmar! Oni walczą, by węgiel likwidować, ograniczać, podnosić koszty, utrwalać kopcenie – bo syf jest najdoskonalszym argumentem zwalczającym węgiel. Cholernie trudno będzie ludzi nakręcić ludzi przeciw węglowi kiedy nie będzie go widać ani czuć.
Dlatego właśnie liczne organizacje z nazwy zwalczające smog – utrwalają kopcenie, bo w braku dymu widzą – konkurencję? zagrożenie? Z pewnością w tym momencie w powietrzu byłoby mniej syfu niż jest, bo więcej ludzi wiedziałoby i potrafiło lepiej palić, gdyby nie czarny PR i krecia robota Polskiego Alarmu Smogowego. Rozsiedli się panowie na włościach, mianowali nie wiedzieć z czyjego nadania ekspertami i zapobiegawczo wygryzają "konkurencję".
Jednym z celów prowadzonej na Śląsku kampanii "Gmina z dobrą energią" jest obrzydzenie ludziom pomysłu czystszego palenia. W oparciu m.in. o:
powszechnie znaną opinię w przedmiotowej sprawie dysponującego znacznie większą wiedzą i autorytetem w kwestii bezpiecznej oraz ekologicznej eksploatacji urządzeń grzewczych Krakowskiego Alarmu Smogowego
jak napisał mi swego czasu dyrektor Subregionu Zachodniego Województwa Śląskiego. Uśmiałem się bardziej niż koń byłby w stanie. Kampanię prowadzi firma Planergia, z którą od zarania dziejów dobrze żyliśmy, a potem widocznie układy się pozmieniały i ... no cóż.
Kolejny przykład: paszkwil Dolnośląskiego Alarmu Smogowego jaki przyrządzili w trakcie konsultacji projektu zakazu wungla i drewna we Wrocławiu, gdy najwidoczniej zagotowali się na wieść, że jakiś śmieć śmiał śmieć zabrać im monopol na głos w sprawie 😉
Promotorzy górnego spalania z portalu Czyste Ogrzewanie malują się na bezinteresownych obrońców biednych. Jednocześnie prowadzą rozbudowaną kampanię, pokazy spalania w całym kraju, umieszczają w sieci reklamowane treści i nie ukrywają, że są wśród nich osoby powiązane z branżą węglową.
Nie miejmy ich za idiotów, bo nie chwalą się orzeczeniami o niepełnosprawności w rozumieniu tekstu pisanego – najwyraźniej łżą w pełni świadomie. Nie są to ich pierwsze osiągnięcia na tym polu. Po pierwszym pokazie palenia we Wrocławiu w styczniu 2017 również wytrwale ryli i kopali, by zdusić zainteresowanie tematem ze strony rad osiedli.
Już na starcie podkładamy się tym, że musimy mówić i działać wbrew zdaniu osób z tytułami naukowymi oraz wbrew jednemu zapisowi instrukcji obsługi sporej części kotłów. Z naukowcami i instrukcjami nie zgadzają się zazwyczaj różnej maści oszołomy. Innej drogi działania niestety nie ma – ani nie zmienimy wszystkich instrukcji, ani nie zdobędziemy pochwały autorytetów dla nieprzestrzegania instrukcji. Czy instrukcja jest jakimś bożkiem? Nie, jest tylko wymówką – w Europie dało się informować o poprawnym paleniu, wystarczyły chęci.
Wobec tego partyzancko próbujemy opróżniać to szambo, które przez lata inni napełniali biorąc za to pieniądze a teraz nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności.
Uchwały antysmogowe
Na ile jako pojedynczy szarak byłem w stanie, starałem się nagłaśniać fakt prowadzenia prac nad uchwałami antysmogowymi w różnych regionach. Zazwyczaj strasznie z tym krucho było, chyba więcej bym osiągnął krzycząc przez okno. Ale też momentami było widać, że podnoszone chyba tylko przeze mnie wątki jakimiś pokrętnymi drogami trafiały gdzie trzeba.
Media to jest jakaś nadzwyczajna kasta, nikt nigdy nie zaszczycił mnie odpowiedzią nawet typu "spadaj na drzewo". Co dopiero mówić, by wzięto pod uwagę moje argumenty i je opublikowano, nie – temat uchwał jako takich w ogóle nie był poruszany lub robiono to z rzadka i powierzchownie, w stylu "uchwała jako jedyny sposób by somsiad przestał kopcić".
Nie od dziś twierdzę, że tzw. lobby węglowe na poziomie domowych kotłowni nie istnieje (mimo to idioci dalej będą imputować, kto to nas nie sponsoruje) lub ma zasięg tylko dookoła komina kopalni. Prace nad wrocławskimi uchwałami ostatecznie to wykazały. Nie było komu "bronić" węgla – prócz nielicznych użytkowników nowoczesnych kotłów, zszokowanych że po tak dotkliwym wydatku przyjdzie im wyrzucić drogi kocioł i jeszcze bardziej podkręcić rachunki... Natomiast kominkarze stanęli na wysokości zadania i kominki spod zakazu wyłączono.
Przykład wrocławskiego zakazu po raz kolejny uwypuklił i wyznaczył nowe poziomy znanych patologii procesu podejmowania uchwał antysmogowych:
- arbitralnie przyjęto założenie: likwidujemy paliwa stałe, nieważne komu to potrzebne, nieważne jakie będą koszty i czy to faktycznie niezbędne – jesteśmy tacy nowocześni i kto nam podskoczy?
- tzw. stroną społeczną w pracach nad projektem uchwał byli więc wyłącznie zieloni
- zieloni byli też de facto jedyną aktywną, zorganizowaną i świadomą grupą biorącą udział w konsultacjach społecznych,
- na spotkaniach – mimo skąpej informacji w mediach – bywało sporo zwykłych ludzi, ale nic nie byli w stanie zmienić, karmieni urzędowym happytalkiem rozmijającym się z ich pytaniami a finalnie w większości zignorowani (wszak konsultacje społeczne nie są wiążące),
- i tak ostatecznie zakaz przyklepano, wyjmując spod niego kominki, które okazały się mieć swoje skuteczne lobby.
Tak samo może się zdarzyć wszędzie indziej – zieloni, gdy już osiągnęli uchwały wojewódzkie, mogą cisnąć na zaostrzanie np. dla poszczególnych miast. To jest zwykle marne kilka tysięcy ludzi – ale za to dobrze zorganizowanych, wspartych narracyjnie przez zakumplowane media.
My nie mamy jak dotrzeć do ludzi, których uchwały kopną, a ci ludzie nie są świadomi, co się święci i nieprzywykli, że trzeba zabierać głos. Efekty są do przewidzenia.
Co ze zbiórką na badania rozpalania od góry?
Jak wygląda stan zbiórki – każdy widzi (~3800zł z założonego "na oko" celu 18000zł). Wielkie dzięki za każdą jedną wpłatę! Duch w narodzie jest, ale możliwości nie są z gumy. Co dalej? Problemów tu jest kilka a rozbieżność między tymi dwiema kwotami wcale nie jest największym z nich:
- Alarmów i innych zielonych niczym nie przekonamy jeśli sami nie zmądrzeją – dalej będą szerzyć kłamliwą propagandę niezależnie od faktów. Swoją narrację ograniczają nie tylko do swoich badań, ale wręcz tylko do jednego wykresiku z najgorszym przypadkiem. Istnienie jakichkolwiek innych badań po nich spływa.
- Ministerstwo Środowiska zaleciło w końcu rozpalanie od góry – choć nieśmiało, ale jednak. Jak widać nic to nie zmienia.
- Wstępnie przewidziana docelowa kwota 18 tys. zł to i tak byłoby mało dla przeprowadzenia badań podobnych w skali do tego, co Krakowski Alarm zafundował sobie z pieniędzy publicznych.
- Aby jakościowo przebić istniejące badania, należałoby przebadać dużą próbę różnych kotłów w rzeczywistych kotłowniach, w czasie pracy pod ręką i okiem ich codziennych operatorów. Na pewno skala poprawy byłaby bardzo różna, ale nie widzę i nie znam choćby teoretycznej możliwości, by zmiana z kopcenia na palenie bliskie bezdymnemu mogła pogarszać emisję.
Wobec powyższego odwieszam temat badań na kołek. Jeśli nie zasponsoruje tego szejk arabski, to sami nie wydolimy nijak. Oczywiście sprawdzaliśmy inne możliwe źródła finansowania typu WFOŚ, jednak pod żaden ich kranik z gotówką się to nie kwalifikowało. Zebrane pieniądze na razie leżą na koncie zbiórki. Raczej nie mam planów ni powodów ulotnić się z nimi do Argentyny.