Książek na temat palenia drewnem, a tym bardziej węglem, prawie się nie spotyka. Zdziwiłem się więc widząc na księgarnianej półce „Porąb i spal” Larsa Myttinga. Na co dzień bliżej mi do węgla, więc wziąłem ją głównie z ciekawości ile i jak napisane zostało o spalaniu oraz by – jeśli podtytuł nie kłamie – dowiedzieć się czegoś nowego o drewnie. Faktycznie, książka zawiera praktyczne informacje o paleniu drewnem, ale jest czymś więcej niż poradnikiem. Autor sprzedaje swoją pasję do palenia drewnem jako podstawy prostego stylu życia, opartego o naturalne zasoby zdobywane własnymi rękami, do którego zawsze coś nas podświadomie ciągnie.
Trochę poradnika
Książka przekazuje dużo przydatnej wiedzy o każdym kolejnym etapie, jaki trzeba przejść, by drzewo w lesie zamienić w opał gotowy do wrzucenia do pieca. Rodzaje siekier, marki pilarek, gatunki drzew i ich właściwości, technika obalania, cięcia, rąbania i układania różnych rodzajów stosów, budowa drewutni, wreszcie przebieg spalania drewna i obsługa pieca. To tylko pobieżna lista tematów poruszanych w „Porąb i spal”. Aż dziwne, że taki ładunek informacji autor aplikuje czytelnikowi prawie bezboleśnie (większość z tych rzeczy w szczegółach była dla mnie nowa). Duża w tym zasługa umiejętnego dawkowania technicznych detali z przystępnym ich wyjaśnieniem i braku hermetycznego słownictwa.
Najbardziej zapadły mi w pamięć rewolucyjne (jak dla mnie) informacje o suszeniu drewna. Oficjalna narracja głosi, że różne gatunki drewna trzeba suszyć na opał od 1,5 roku do nieco ponad 2 lat. Natomiast autor pisze – powołując się na norweskie ludowe zasady – że da się wysuszyć drewno w parę miesięcy, a dokładniej między Wielkanocą a letnim przesileniem. Potrzeba tylko ściąć drzewo późną zimą (gdy nie nabrało jeszcze soków), od razu pociąć, porąbać i ułożyć w prawidłowy, przewiewny stos. Resztę załatwi wiatr oraz względnie niska wilgotność powietrza wiosną.
Informacje o spalaniu drewna są ogólne, ale poruszają to, co istotne. Jest mowa o współczesnych piecach z czystym spalaniem (czyli m.in. powietrzem wtórnym), problemie przewymiarowania pieców w energooszczędnych domach, co nieco o sterowaniu pracą pieca raczej przez ilość paliwa a nie dławienie dopływu powietrza i narzekanie, że ludzie chyba używają instrukcji nowoczesnych pieców na pierwszą rozpałkę.
Jest też mowa o paleniu od góry. Co istotne, autor podaje, że metodę tę od 2010 roku promuje Sintef – norweska instytucja badawcza z dziedziny spalania różnych rzeczy. Jest o tym mowa w poradniku opracowanym m.in. przez ów instytut w ramach takiego jednego unijnego projektu. Można? Można! Rozpalać od góry zaleca też znany norweski producent pieców, firma Jøtul. Tam najwidoczniej czystsze powietrze i oszczędności opału są po drodze z interesami producentów pieców. W rodzimym kotlarstwie – jakby mniej. Natomiast Ministerstwo Środowiska ma czas na odpowiedź na naszą petycję do 13 lipca.
Trochę gawędy
„Porąb i spal” to norweska książka, która przetłumaczona na kilkanaście języków rozeszła się jak dotąd na świecie w ćwierć milionie egzemplarzy. Czerstwy poradnik o machaniu siekierą zapewne nie zyskałby takiej popularności. Książka wciąga dzięki umiejętnie wplecionym między techniczne rozdziały historiom ludzi, których życie kręci się wokół drewna. To nie żadni herosi przemysłu drzewnego, lecz zwykli ludzie ogrzewający domy drewnem, może lekko na tym punkcie stuknięci, bo odnajdujący przyjemność w pracy w lesie, rąbaniu klocków, układaniu stosów, patrzeniu jak schną a potem zimą zamieniają się w ciepło będące nagrodą za dobrze wykonaną robotę.
Autor wprowadza czytelnika nie tylko w technikę, ale w całą norweską kulturę drewna: jak zmieniało się wykorzystanie tego paliwa na tle dziejowych przemian w jego ojczyźnie, opowiada o historii firm produkujących siekiery, pilarki czy piece. Ta opowieść wciąga nie tylko dzięki jego pisarskim umiejętnościom warsztatowym – sam także jest drzewnym świrem.
Nawet jeśli kogoś drewno średnio rusza i nie ma z nim do czynienia w sensie opałowym, to bardzo pociągająca jest ta wizja życia prostego, w zgodzie z rytmem przyrody, w oparciu o jej zasoby i pracę własnych rąk. Może dlatego, że jest to dla nas wizja, a nie codzienność. Gdyby każdy musiał być drwalem, dla większości byłaby to po prostu katorżnicza praca. A tak możemy sobie poczytać o tym, jak dobrze jest obalać drzewa w mroźny zimowy dzień, zarazem bezpiecznie grzejąc sobie nogi pompą ciepła. Obrazek poniżej trochę a propos.
Wyfedruj i spal?
Dostrzegam niszę rynkową dla podobnej książki – o typach i sortymentach węgla, historii kopalń i właściwościach ich urobku, o ludziach co roku zwożących do piwniczki kilka ton opału na zimę, którzy na oko bezbłędnie rozpoznają z której kopalni jest opał a w kotłowni spędzają więcej czasu niż przed telewizorem, regulując powietrze wtórne wedle koloru płomieni. Tylko kto by to czytał? Niby węgiel też był drewnem (paręset milionów lat temu) a jednak nie ma w sobie takiej oczywistej magii jak świeże polana. Co gorsza, brudzi i śmierdzi, więc trzeba mieć jeszcze bardziej nierówno pod sufitem, by znajdować w jego szuflowaniu coś więcej niż przykry obowiązek.
Skoro już przy książkach jesteśmy… Jakiś czas temu na głównej stronie wisiał anons, że w przygotowaniu mam poradnik o obsłudze kotła węglowego, który pewnie spuchnie do rozmiarów książki. Lecz niestety na razie nic z tego nie wyszło. To bardziej pracochłonne niż się wydawało, zwłaszcza że trochę materiałów trzeba dopisać a poza tym do formatu ebooka nie można zastosować prostego kopiuj-wklej z artykułów pisanych z myślą o internecie. Dlatego najpierw uzupełniam dział „Jak palić„, ot choćby ostatnio pojawił się dokładniejszy opis regulacji klapek, szybrów, miarkowników i sterowników w kotłach zasypowych. Oraz wykańczam nową, bardziej rozbudowaną techniczne wersję rankingu kotłów, co też trochę pracy wymaga. Potem będzie czas popracować konkretniej nad poradnikiem.