Nawet średnio uważny obserwator widzi, że od dłuższej chwili w rankingu kotłów nie widać ruchów, nie przybywają nowe sztuki. Ba, nawet przesyłane propozycje czy opinie wpadają gdzieś jak kamień w wodę. Czas ogłosić decyzję, która i tak nabrzmiewała od jakiegoś czasu, a ostatnio doszedł decydujący czynnik, przez który postanowiłem ranking w obecnej formie właściwie zaorać.
Główna przyczyna jest prosta: nakład sił potrzebny na utrzymanie rankingu, o rozwoju nie mówiąc, przerasta moje jednoosobowe możliwości.
- Utrzymanie rankingu jako-tako aktualnego to już mnóstwo pracy.
- Każdy kolejny kocioł to coraz więcej pracy.
- Przeglądanie opinii o kotłach również wymaga czasu, ponieważ wymyśliłem system, w którym każdą z opinii weryfikuję ręcznie, ale nie jest ona widoczna publicznie, lecz „ręcznie” wyciągam „średnią” z nich wszystkich.
- Podobnie przeglądanie propozycji do rankingu i dodawanie nowych kotłów – to proces ultrapracochłonny, ponieważ nieraz nawet podstawowe dane trzeba dosłownie wyszarpywać od producenta. Z kilkunastoma największymi firmami było najłatwiej, ale czym dalej w las, tym gorzej.
Chcąc należycie rozwijać ranking, musiałbym zajmować się tylko nim. Wiem, że nawet tak prosta rzecz jak zebranie podstawowych informacji o większej liczbie kotłów w jednym miejscu, jest dla wielu osób szalenie pomocna przy zakupie. Ale nie jest to najważniejsza z gałęzi mej działalności. Uważam, że nie ma sensu robić ludziom nadziei wywieszając nieaktualny i niepełny ćwierćprodukt, na którego należyte utrzymanie nie mam mocy przerobowych.
Po drugie: rozporządzenie emisyjne dla domowych kotłów wycięło z rynku 3/4 zawartości rankingu. Nawet jeśli spora część starych pudeł uchowa się jako podgrzewacze wody kranowej na słomę i pestki, to nie chcę legitymizować tych kombinacji.
Po trzecie: w związku z powyższym na rynku pozostają prawie same kotły retortowe za 8-10 tysięcy. Te urządzenia najczęściej nie są warte tych pieniędzy – ale alternatyw brak, bo kotlarstwo przespało czas na rozwinięcie tanich i czystych konstrukcji, a teraz też im się nie spieszy, bo przecież ludzie dostają dopłaty na to, co jest.
Dotarło do mnie (czemu tak późno), że nie chcę nakręcać biznesu branżuni, której odpowiedzialność społeczna oscyluje w okolicach zera. Najpierw przez lata zarabiali sprzedając kopcące pudła, bo „takie były normy” a teraz zarobią drugi raz – sprzedając jeszcze droższe „nowoczesne” urządzenia pod szyldem likwidacji problemu, który sami wywołali. Jednocześnie, choć działając społecznie staramy się minimalizować syf produkowany przez te kopcące pudła, nigdy nie mieliśmy ze strony ich producentów (poza nielicznymi chwalebnymi wyjątkami) żadnego sensownego wsparcia, nieraz nawet moralnego. Mało tego: zdarzają się przypadki, że kotlarze kopią nas nie gorzej niż zielone oszołomy, o czym boleśnie przekonałem się kilka dni temu w rozmowie z jedną z firm. Ten kopniak przelał czarę goryczy.
Więc jak będzie? W rankingu pozostają tylko kotły do 5000zł spełniające obowiązujące wymogi emisyjne (5. klasa). Czyli na obecną chwilę ze trzy sztuki kotłów zasypowych. Trudno.Ostatecznie ograniczenia cenowego nie ma. W rankingu zostają spełniające 5. klasę emisji: kotły zasypowe oraz te z podajnikowych, które nie mają szalonych wymagań względem paliwa (wyleciały te, które w DTR miały paliwo „> 28MJ”).