Z początkiem lipca najwyższa dotąd półka z kotłami na węgiel i drewno staje się jedyną – półka dolna i średnia zostają wycięte z rynku przez normy emisyjne. Teraz najtańszy kocioł w najbliższym sklepie będzie przynajmniej TRZY RAZY DROŻSZY niż rok temu a do wyboru będą niemal wyłącznie kotły podajnikowe.
Co się dzieje
Przyjęte we wrześniu ubiegłego roku rozporządzenie (tu pełny tekst) wprowadza wymóg, by nowo sprzedawane i instalowane kotły spełniały kryteria emisyjne 5. klasy (czyli najwyższe, jakie obecnie istnieją). Dodatkowo kotły automatyczne nie mogą posiadać rusztu awaryjnego ani opcji jego zamontowania.
Same normy emisyjne od dawna były potrzebne i spodziewane. Jednak wprowadzenie ich teraz i wobec takiej a nie innej sytuacji zastanej (z czego ona wynika, o tym za chwilę) spowodowało amputację dużej części rynku. Gdyby to dotyczyło masła albo benzyny – mielibyśmy wojnę domową. W tym przypadku raczej nie należy się spodziewać zamieszek na ulicach.
Może przynajmniej rozporządzenie odniesie zamierzony skutek i do kotłowni nie będą już trafiać nowe kopcące pudła? Nie sądzę. Szybko zaczęto wykorzystywać sposoby jego obejścia, które są zresztą trywialne i można by się zastanawiać, kto i po co wpadł na pomysł, by kocioł na węgiel czy drewno musiał spalać czysto a kocioł na słomę był z norm zwolniony.
Możliwości finansowe osób kupujących kotły węglowe nie wzrosły tak szybko jak ceny kotłów – a przecież ogrzać dom trzeba. Rynek kotłów zawsze był w dużej mierze lokalny i okołogarażowy, więc należy się spodziewać rozrostu szarej strefy. Dalej będzie sprzedawane to samo pudło w podobnej niskiej cenie, ale teraz półlegalnie, jako podgrzewacz wody kranowej, kocioł na pestki śliwy albo kasa pancerna.
Ile teraz kosztują najtańsze kotły węglowe
Najniższe ceny, jakie udało mi się znaleźć filtrując internet:
- Najtańszy kocioł podajnikowy w 5. klasie – około 6600zł, przy czym jest to jakościowe minimum przyzwoitości, na poziomie mniej więcej kotłów marketowych (w marketach o dziwo na razie nic tańszego). Jeśli chcesz jakichkolwiek „bajerów” typu lepsze podzespoły i wykonanie, sterownik z kontrolą nad wieloma różnymi rzeczami i z podpięciem do internetu – takie kotły to rejony 8-10 tysięcy zł, bliżej tej górnej granicy niż dolnej.
- Najtańszy kocioł zasypowy w 5. klasie – około 4000zł, przy czym kotłów zasypowych na rynku zostało raptem kilka sztuk (dlaczego – wyjaśnię za chwilę).
Ponadto aby być w zgodzie z uchwałami antysmogowymi należy kocioł zasypowy podpiąć pod bufor ciepła. Taka beczka z 1-2 tonami wody zajmuje miejsce i potrafi kosztować dalsze parę tysięcy. Część producentów „hakuje” normy pozwalając na symboliczny zbiornik (300l), ale inni wymagają min. 1500l pod groźbą utraty gwarancji. Niestety to drugie podejście jest poprawniejsze technicznie, bo wtedy bufor spełnia swoją rolę. Ale dodatkowy koszt i miejsce to problem.
Poniższy obrazek ma kilka miesięcy, ale mocno się nie zdezaktualizował. Kotły 5. klasy niespecjalnie tanieją. Wręcz powiedziałbym (na podstawie obserwacji cen kotłów z rankingu), że ceny się utrzymują a część idzie w górę. Prędzej zamiast spadków cen pojawiają się tańsze, uboższe modele. To wszystko skutek płynących szerokim strumieniem pieniędzy z gminnych dotacji na wymianę kotłów.
Czy czyste kotły muszą być tak drogie?
Może dla laika to się wyda oczywiste: zazwyczaj wszystko, co ekologiczne i nowoczesne – jest do bólu drogie. Ale spalanie węgla i drewna nawet czyściej od najostrzejszych obecnych norm nie wymaga technologii z NASA. Czyste kotły są drogie, bo od lat utrwala się stan rzeczy, w którym nie ma motywacji dla rozwoju tanich i czystych kotłów. Tanie może być brudne a czyste może być drogie – i do niedawna oba się świetnie sprzedawały.
Patologia, której żniwo obecnie zbieramy, była hodowana od przynajmniej kilkunastu lat. W tym czasie:
- jakieś 3/4 sprzedaży nowych kotłów stanowiły te najprostsze i najtańsze, brudne i śmierdzące, traktowane jako zło konieczne, ale chętnie kupowane – bo dlaczego nie, skoro były w zasięgu portfeli a ponadto ludzie od urodzenia przywykli, że piec kopci i dla nich to nie wada, tylko prawo natury,
- resztę stanowiły kotły automatyczne, czyste ale drogie, które dotowano,
- narracja światka nauki głosiła, że kotły zasypowe muszą wymrzeć, tam się już nic nowego nie da wymyślić, a przyszłością są tylko kotły automatyczne na najlepszej jakości paliwa (co oznacza: najdroższe – ale tego nikt nie dodawał).
Skoro czyste kotły się intensywnie dotuje, to ich ceny nie muszą a nawet nie powinny spadać. Skoro tanie kotły się sprzedają świetnie, to po co próbować zrobić cokolwiek, by one nie kopciły jak wściekłe – przecież to ludziom nie przeszkadza, skoro je kupują!
I tak się to turlało latami. Czasem dochodziły z góry pomruki o wprowadzeniu jakichś norm, ale szybko cichły, bo w branży przeważał opór. Pojawiła się norma EN 303-5:2012, Czesi czy Niemcy zaczęli ją stopniowo wprowadzać, a u nas radośnie zwlekano z czymkolwiek. Aż w końcu dłużej zwlekać się nie dało – bo oto pomruki niezadowolenia zaczęły dochodzić od ludu (który niespodziewanie odkrył, że ten dym i smród, którym całe życie oddychał to się nazywa smog i tego w cywilizowanych krajach nie ma), ale co gorsza także z Brukseli.
Rządowi pozostało tylko zacisnąć zęby i dziabnąć hodowany latami wrzód. I tak zrobiono. W parę miesięcy od braku norm przeszliśmy do norm najostrzejszych. Całość wraz z kończącym się właśnie okresem wyprzedaży zapasów magazynowych zajęła niecały rok, podczas gdy w normalnych krajach ten proces rozumnie rozłożono na kilka lat.
Wśród kotlarzy popłoch: KTO BY SIĘ SPODZIEWAŁ, ŻE KIEDYŚ BĘDĄ JAKIEKOLWIEK NORMY?! W poprzednie wakacje laboratoria fedrowały na trzy zmiany żeby nadążyć z przebadaniem kotłów, które miały ambicje pozostać na rynku. Ambicje i możliwości, ponieważ realne szanse na przejście badań spośród istniejących konstrukcji miały prawie wyłącznie kotły automatyczne (a i tak nie wszystkie przeszły gładko).
Tanie śmierdziele musiały pójść pod nóż. Zastępstwa dla nich nie było i nadal nie ma. Są całe cztery modele kotłów zasypowych w 5. klasie, plus jeszcze parę podchodzi do lądowania, plus do jesieni coś jeszcze z laboratoriów z pewnością wyjedzie, bo rynek nie znosi próżni.
Taki stan rzeczy wynika stąd, że gdy tanie i brudne kotły musiały z obiegu wypaść, to producenci dopiero zaczęli myśleć o czymś tanim i czystym. A od myślenia do produktu droga daleeekaaa. A specjalnej motywacji do tego myślenia nie ma, skoro trwają złote żniwa na dotowanych kotłach za ~10 tys. zł.
Powyżej znamienny nagłówek i fragment artykułu z kwietnia 2017 pokazujący podejście wielu stron węglowego światka – z których największy kontakt z rzeczywistością wykazuje przedstawicielka Polskiej Grupy Górniczej:
Wydaje się, że przyszłością dającą szansę węglowi i naszemu społeczeństwu w zakresie ekonomicznego ogrzewania budynków, jest przyjmowanie rozwiązań najtańszych kotłów pracujących na najtańszych paliwach, ale spełniających normy emisyjne
Jak żyć
Kto jedzie palić opony i krzyczeć pod Sejmem? Las rąk widzę… Tedy każdy sam będzie musiał wybrać, co w tej sytuacji począć:
- albo kupuje turbodrogi normowany kocioł,
- albo jednego z nielicznych normowanych zasypowców ale ze świadomością, że trzeba będzie dodać bufor (jeśli nie od razu to gdy uchwały antysmogowe zaczną tego wymagać),
- albo starocia, który teraz się nazywa podgrzewacz CWU na łupiny kokosa – licząc się z tym, że co prawda legalnie go kupi, ale gdy przyjdzie uchwała antysmogowa, to i tak będzie go musiał wymienić na normowane cacko.
Żeby ten bordello ugasić, konieczne byłoby tylko i aż: racjonalne zarządzanie. W tej chwili przelewa się miliony z naszych (publicznych) pieniędzy do kieszeni kotlarstwa, dotując kotły za ~10 tys. i nikt nawet nie pyta, czy to tak być musi. Gdyby zainwestować raz we wspomagany odgórnie rozwój techniczny tanich i czystych kotłów na węgiel i drewno, w wyniku czego udostępniono by gotowe projekty nowoczesnych i czystych urządzeń każdemu zainteresowanemu producentowi, ceny nowoczesnych i czystych urządzeń musiałyby spaść. Tak już raz zrobiono w połowie lat 90. XX w. i skutkiem tego w Polsce pojawiły się kotły retortowe.
Postulowałem takie działanie w petycji do ministerstw. Niestety – po odpowiedzi wnoszę brak zainteresowania. Prawdopodobnie łatwiej byłoby uzyskać wsparcie dla budowy łazika marsjańskiego niż czystego kotła na drewno / węgiel.
Rzeczywiście, osoby, które z własnego doświadczenia znają temat palenia węglem i drewnem, rozumieją absurd proponowanych rozwiązań. Tylko że odnoszę wrażenie, że nadal wśród palących dominuje podejście z „Misia”: „jak pali się węglem, to musi dymić, takie jest odwieczne prawo natury” (plus do tego jeszcze argument: „nie stać mnie na gaz”). A dla niepalących to wina „węgla złej jakości” i spalania śmieci. Tym bardziej podziwiam Pana za wytrwałość w działaniu w tym temacie, bo patrząc na to, do czego zmierzamy, można zwątpić i popaść w rezygnację.
A dlaczego miałoby być inaczej? Utrwalonych przez lata stereotypów nie zmienia się w parę lat, szczególnie gdy do dyspozycji jest naparstek, a do przelania – ocean.
„Może przynajmniej rozporządzenie odniesie zamierzony skutek i do kotłowni nie będą już trafiać nowe kopcące pudła? Nie sądzę.”
To bardzo słuszna uwaga. W Polsce życie i zdrowie około 20 mln ludzi zależy od dostępu do tanich kotłów zasypowych (tyle mniej więcej osób używa kotłów bezklasowych oraz kotłów 3. i 4. klasy). A tu jedne wybory za pasem i drugie wybory w 2019. Gdyby tanie i uniwersalne kotły zasypowe zniknęły z rynku to PIS także zniknąłby z rynku (politycznego). Tu pojawia się jednak ogromny problem na przyszłość. Polacy nie zapłacą 15 tysięcy zł za nowe systemy ogrzewania (kocioł + bufor + konieczny ceramiczny wkład kominowy) to zaś oznaczać będzie radykalizowanie się nastrojów społecznych i antyunijnych (coraz bardziej rosnące koszty dla gospodarstw domowych). Ponieważ ponad 70% Polaków mieszka poza dużymi miastami (miasta powyżej 100 tys. mieszkańców) i to oni decydują o wynikach wyborów politycznych to lepiej byłoby dla wszystkich żeby cała ta kwestia związana z kotłami, smogiem itp. została jak najszybciej zamieciona pod dywan.
Chyba niezdrowie, ale dam ci szansę. Możesz mnie przekonać w jaki sposób zdrowie zależy od posiadania kopcącego pudełka.
Chyba, że masz na myśli jeszcze tych zdrowych, którzy w związku z problemami od strony układu krążenia lub oddechowego z powodu smrodu zdrowia nie utracili. Makrofagi z cząsteczkami sadzy badacze znajdują w łożysku (popłodzie). Na zdrowie.
Z twojej niemądrej narracji można też wysnuć wniosek, że kopcące pudła ratują życie.
Życie kolego skoro o nim mówisz z kotłem retortowym i instalacją reagującą na warunki pogodowe z zaworem mieszającym jest takie, że ograniczasz czas kontaktu z kotłownią względem kopcących pudełek pracujących najczęściej w grawitacji do minimum. Masz to życie wbrew temu co twierdzisz a nie etat palacza. Masz dom ogrzewany, a nie odgrzewany. Zyskujesz stosunkowo precyzyjnie sterowaną instalację. (Pracuje u mnie siłownik mieszacza od 10 lat. Dziś SM4.6 kosztuje niecałe 300zł.)
Za węgiel w pierwszym sezonie z kotłem retortowym zapłaciłem 330zł/t z dowozem. Teraz 770zł/t. Śląsk.
W pierwszym sezonie zużyłem go jeśli nie mniej, to na pewno nie więcej. Zyskałem na pewno na komforcie cieplnym, więc gdybym się godził na ustępstwa od strony komfortu wyszłoby go mniej.
I jeszcze…
Czy 70% mieszkańców mieszkających w miastach poniżej 100 000 ogrzewa TYLKO domy jednorodzinne? Jaka część z 70% mieszkańców mieszkających poza miastami powyżej 100 000 jak sam twierdzisz ma gdzieś czym będą palić w domach jednorodzinnych w tym sensie, że nie będą musieli dopłacać z budżetu do wymiany źródła ciepła oraz fakt postulatów konieczności wymiany nie będzie dla nich stanowił żadnego bodźca do wyjścia z domu? Może po prostu chcą uniknąć SMRODU w listopadzie przy wyborach? Wpływ smrodu na dworze na wyjście z domu min. na wybory samorządowe mogłoby stanowić dla socjologa ciekawe zagadnienie badawcze. Innymi słowy nie wiem na jaką okoliczność rzucasz jakimiś cyframi i sugerujesz swoje 70% jako realną siłę wyborczą? Załóż partię, na sztandarach umieść hasła opowiadają się za ratującymi życie kopcącymi pudełkami i brakiem konieczności ich wymiany! Zgodnie z twoją nie! logiką otrzymasz 70% głosów w nadchodzących wyborach. Proste? To już wiesz co robić.
Poniżej memento dla wszystkich polityków każdego szczebla administracyjnego, którzy mają niewielki kontakt z rzeczywistością:
https://pbs.twimg.com/media/DgNLDbwW0AAN8Zn.jpg:small
Mówię ci załóż partię, na sztandarach umieść hasła opowiadają się za ratującymi życie kopcącymi pudełkami i brakiem konieczności ich wymiany! Dodaj, że wychłostasz publicznie na pręgierzu twórców uchwał antysmogowych, zielonych ekoterrorystów wtrącisz do lochu.
Proszę nie zapominać o kotłach zgazowujących paliwa (w praktyce na drewno), które również mają 5 klasę i ekodesign, a np w takiej Małopolsce nie będą dopuszczone kotły zasypowe, za wyjątkiem właśnie zgazowujących.
A więc cóż z tego że się pojawią kolejne do tych 4 nielicznych, w Małopolsce lokalna uchwała antysmogowa nie zostanie raczej „zmiękczona”
Pozdrawiam.
Zmiękłaby gdyby było komu drążyć temat. Z jakiej niby paki akurat kotły zgazowujące zostały dopuszczone? Bo twórcom się wydawało, że to są eleganckie i fajne kotły dla kulturalnych ludzi, którzy tam kalosza nie wepchną? Czym się różni kocioł zgazowujący drewno od kotła dolnego spalania na drewno – gdy oba spełniają tę samą normę emisji? Gdzie jest definicja „kotła zgazowującego”? Założę się, że gdyby podrążyć, to kocioł dolnego spalania trzeba uznać za zgazowujący lub ten zapis jest nielegalny. Ale drążyć nie ma komu, prawie wszyscy klepią automaty i ziścił się ich sen złoty.
Ja od „zarania dziejów” palę w domu koksem, mam polski kocioł z Dozametu z 12letnią gwarancją i nie mam ani potrzeby ani ochoty tego wymieniać z prostej przyczyny – to świetnie działa, rozpalam raz w sezonie – koks żarzy się bez przerwy od jesieni aż do wiosny, do piwnicy wystarczy pójść 1-2 razy na dobę, i oczywiście nie ma żadnego smogu, bo w koksie nie ma smoły! A przy tym wydajność energetyczna koksu jest wyraźnie wyższa niż węgla, bez względy na intensywność palenia.
Koks produkuje się z węgla. Co prawda powinien to być węgiel specjalnego gatunku, tzw. koksujący, ale ze „zwykłego” też da się go wytworzyć – taki produkt nazywa się „błękitnym węglem”, gdyż płonie błękitnym, gazowym płomieniem, a nie żółto-czarnym kopciem.
Powstaje zatem pytanie – dlaczego produkcja koksu w Polsce maleje, kurczy się jego dostępność, a ceny wciąż rosną? Szczerze mówiąc mam przykre wrażenie, że wszystkim decydentom najbardziej by odpowiadało wymuszenie na Polakach ogrzewania domów gazem. O ile takie wymuszanie jest praktykowane w dużych miastach (vide Wrocław), o tyle Polska powiatowa i gminna jeszcze przez dziesiątki lat będzie używać drewna i węgla. I ględzenie o smogu czy najróżniejsze uchwały i ustawy niczego w tym stanie rzeczy nie zmienią. Swojego gazu mamy mało, import z Rosji jest ryzykowny a z USA drogi, dlatego nikomu nawet nie przychodzi do głowy, żeby prowadzić instalacje gazu ziemnego „rurowego” do każdej wsi.
A to wszystko znaczy, że jeszcze przez dziesięciolecia będzie tak jak jest i jak wcześniej było. Polak potrafi – jak ze sklepów znikną klasyczne kotły c.o., to i tak będą produkowane (i sprzedawane) przez lokalne firmy. Chyba że rzeczywiście kotły dolnego spalania wyraźnie potanieją, a nieżyciowe, absurdalne przepisy zostaną skorygowane. Tu mechanizm jest prosty – jeśli urzędnicy utrudniają życie obywatelom, to obywatele się ich przy najbliższej okazji (czyli przy wyborach) pozbędą. Vox populi – vox Dei.
Też mam Camino, ale koksu on nie widział od 2009. Pomijając wszystkie inne problemy, koks jest absurdalnie drogi. Owszem, palenie na okrągło, czysto i wygodnie – rekompensuje to, ale pieniądz wyłożyć trzeba.
Przez chwilę JSW czyniła jakieś podrygi w temacie koksu pod kątem „eko” http://cieplownieielektrocieplownie.pl/wp-content/uploads/2017/05/JSWKOKS_T.Szeszko.pdf ale efektów nie widać. W sumie dziwne, że nie powstają nowoczesne kotły na koks. Wydawałoby się, że to po powinna być wręcz najłatwiejsza sprawa, skoro koks bez specjalnych starań bardzo czysto się spala. Mimo to nie wystarczy napchać do Camino koksu by spełnić obecne normy (jest o tym pod w/w linkiem trochę).
Ja do kotła na pellet przykładałem się już na początku 2017 ale nie udało mi się uzbierać i kupiłem dopiero rok później. Moja żona była temu przeciwna i reszta dalszej rodziny pukała się w głowę mówiąć że węgiel to węgiel a trocinami domu nie ogrzeje. Więc zakupiłem kocioł na pellet ale wersję z dodatkowym rusztem wodnym ( na wypadek w razie czego) pellet spalam już od ubiegłego roku 2018 w międzyczasie weszła ustawa, nie zwracałem na nią uwagi bo nie starałem się o dotację, coś tam było w gminie ale dla wybranych i to droga przez mękę i machnalem ręką. Rzeczywiście mój kocioł nie ma żadnej klasy przez to że ma drugi ruszt bo taka sama konstrukcja zmniejszymi srodkowymi drzwiami bez rusztu wodnego jest w 5 klasie. Na kotle napis kocioł do podgrzewania cwu. Z praktycznego punktu widzenia niczym nie różnię się od tego właściciela domu co pali kotłem 5 klasy bo to ten sam kocioł ta sama konstrukcja, ten sam palnik a górny ruszt jest w ogóle nie używany. Sam kocioł firmy tekla kosztował 11 tys plus montaż. Zastanawiam się co dalej czy ktoś jakiś urzędnik za jakiś czas każe mi go wymienić….?
Skoro klasy nie ma to tak, będzie podlegał wymianie zgodnie z uchwałą „antysmogową” jaka na danym obszarze jest (jeśli jest).
Artykuł z 20.09.2018 „Rząd weźmie pod kontrolę wszystkie domowe piece i kotły” Najpóźniej na początku 2020 roku ma powstać centralny rejestr pieców i kotłów, do którego dane będą pozyskiwane w trakcie wizyty kominiarzy. Zrzeszenia kominiarski mają raportować do bazy jaki kocioł/piec jest zainstalowany pod danym adresem. Link: https://energetyka.wnp.pl/rzad-wezmie-pod-kontrole-wszystkie-domowe-piece-i-kotly,330945_1_0_0.html