Niebieskie monstrum pokonane

Zaktualizowano: 3 lutego 2013

Zobaczmy, jak prosto można ułatwić sobie życie na przykładzie relacji osoby, która postanowiła spróbować palić czysto.

Do czasu ostatnich mrozów tylko "przepalałem" w piecu podczas robót. Jednak jak zaczęło przymarzać musiałem grzać już cały czas aby przede wszystkim nie dopuścić do zmarznięcia i uszkodzenia instalacji CO, poza tym świeżo położone płytki i szpachle raczej nie ucieszyły by się z niskich temperatur.
I wtedy przeżyłem szok, to kanciate niebieskie coś w mojej kotłowni okazało się opałożernym wiecznie głodnym monstrum. Aby utrzymać temperaturę na poziomie 55-60st. musiałem dosłownie co 1-1,5h dorzucać spora łopatę węgla.
Opał znikał w masakrycznym tempie. Nawet załadowany do pełna(ok 40kg węgla) o 20stej o 7dmej rano był już zimny. Dosłownie rozpacz i tragedia.

I wtedy szukając rady i ratunku trafiłem na ten temat. [Ekonomiczne spalanie węgla kamiennego]
Po przeczytaniu kilku pierwszych postów nie czekałem długo, pobiegłem do kotłowni, wyjąłem resztki żaru z pieca do blaszanego wiadra, wybrałem popiół, zasypałem piec ok 30kg węgla i na wierzch wsypałem żar i dorzuciłem trochę suchego drewna.
Na miarkowniku ustawiłem 55st. w górnych drzwiczkach ustawiłem szczeliny na ok 1-2mm a zastawe w czopuchu otworzyłem na maxa. Rozpalało się powoli ale nie przygasało. Z komina wydobywała się raczej nie wielka ilość dymu, stopniowo coraz mniej, temperatura rosła powoli ale płynnie, ciągle w górę.
Dojście do zamierzonych 55st.trwało ok 40min.
Z komina przestało dymić, dosłownie bo nic z niego nie wylatywało.
Otwieram drzwiczki, na powierzchni zasypu jest coś w rodzaju rozżarzonej skorupy z której wydobywają się niebieskie płomienie. Jest godz.21. pali się już ok 1,5h. Temperatura stała i praktycznie bez wahań, bardzo stabilna, zero "fuknięc" dymu z pieca co się wcześniej zdarzało.

Zostawiam wszystko jak jest i idę spać, z nadzieją.
Jest godz. 6.30 rano, idę do kotłowni i szok, temperatura nadal 55st.!!!!!!!.

[...]

Wnioski. Wielki szok tym razem pozytywny.
Chwalę się tym kolegom w pracy, pukają się w czoło i mówią że się nie da a poza tym co za różnica.
Jeden jednak próbuje. I tez jest w szoku jak ja 😀
Potem próbują następni i następni a oni mówią o tym innym którzy maja zwykłe kotły, często stare i produkcji domorosłych wiejskich fachowców.
Każdy mówi że jest lepiej 😀

 

Link do całości wypowiedzi.

2 myśli nt. „Niebieskie monstrum pokonane

  1. Forged

    Palę w ten sposób węglem i drewnem drugi sezon grzewczy w starym nieocieplonym, ale z nowoczesnymi oknami, domu w jednym z gorszych kotłów jakie są spotykane ("olsztyński" do koksu). Nie ma w nim nawet miarkownika ciągu (cugu), a i tak jestem szczęśliwy. Zanim odkryłem ten sposób moja rodzina była "niewolnikiem" kotłowni. W sezonie grzewczym zawsze ktoś musiał być w domu i bawić się w palacza. Nie wspominając o tym, że dom i "palacz" zawsze śmierdział "sadzami", bo trakcie dodawania opału "piec" kopcił niemiłosiernie przez drzwiczki do uzupełniania opału. Obecnie zasypuję piec węglem typu orzech, na wierzch zasypu warstwa drewna, na to drewno drobne szczapki rozpałkowe, a do podpalania stosuję rozpałkę grilową stałą (nasączone naftą tekturki. NIE STOSOWAĆ ROZPAŁKI PŁYNNEJ!!! bo płyn ścieknie w dół zasypu i tam go podpali. A palić ma się od góry!). Po tym jak się drewno inicjujące zapłon węgla "rozbuzuje" przymykam odpowiednio wszelkie drzwiczki kotła (jakieś dwa tygodnie testów) i mogę zmykać do pracy. Kocioł zostawiam "samopas". Nikt go nie kontroluje. Po powrocie z pracy 10 godzin później mam na kotle jakieś 40*C i dogasający, wytworzony z wypalonego węgla, koks. Jeśli jest bardzo zimno, to wygarniam ten żar do ocynkowanej węglarki, zasypuję świeżym węglem kocioł, wrzucam na wierzch trochę drewien, na to ten żar wyjęty wcześniej, otwieram dolne drzwiczki kotła, i karmię koty :). W czasie karmienia kotów zasyp znów się rozpala, po czym znowu przymykam drzwiczki, i zapominam o kotle do kolejnego ranka. (A w domciu miłe ciepełko) Wszystko fajnie i cudownie. Tylko, że człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego, i zaczyna pragnąć czegoś jeszcze lepszego. 🙂 Dlatego w przyszłym roku wymieniam kocioł na system spalania dolnego. Wówczas będę mógł dokładać opał w trakcie palenia, a efekt tego będzie jeszcze bardziej ekologiczny (nienawidzę tego słowa - eko-terroryści skutecznie mi je obrzydzili), ekonomiczny, i ergonomiczny. http://ranking.czysteogrzewanie.pl/kotly-dolnego-spalania/kociol/mpm-ds P.S. Zapomniałem dodać, że mniej więcej w połowie poprzedniego sezonu grzewczego mój kolega mieszkający po drugiej strony ulicy zapytał mnie, czy nie mam kasy na węgiel, bo "widzi, że u mnie się nie pali" 😀 😀 :D. Po prostu mój komin prawie wcale nie emituje dymu :D

    Odpowiedz
    1. Wojciech Treter Autor wpisu

      Wszystko OK, tylko żar trzeba trzymać w jakiejś starej blasze do pieczenia w popielniku, a nie na wolnym powietrzu w kotłowni, bo to stwarza zagrożenie zatrucia czadem.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.