Smog to nie wina śmieci lecz kopcenia węglem i drewnem

Zaktualizowano: 17 listopada 2015

Incydent smogowy z początku listopada po raz pierwszy został zauważony przez szerszą publikę. Temat wjechał na czołówki mediów i zaraz pojawiły się wyjaśnienia tego stanu rzeczy. Krakowscy urzędnicy najpierw tłumaczyli się zniczami a potem wytoczono oczywistą oczywistość, że to przecież wszystko wina palenia śmieci w domowych piecach. Wbrew pozorom oba te tłumaczenia są równie błędne. Spalanie śmieci to problem innego rodzaju. Zasadnicza dawka pyłów z domowych kominów to efekt kopcenia węglem i drewnem. Dojście do takiego wniosku niektórych mogłoby zasmucić, bo to oznacza, że kontrolami wiele się tu nie wskóra. Trzeba by w końcu zacząć uczyć ludzi prawidłowego palenia, a to jak widać na razie nie leży w niczyim interesie.

Skąd ten smog

Co takiego się stało, że akurat w pierwszym tygodniu listopada poziom zanieczyszczenia powietrza w całej południowej części Polski przekraczał poziomy ostrzegawcze oraz lokalne, przeważnie niechlubne standardy? Gdyby to był styczeń, można by dokopać kopciuchom, ale przecież jak na listopad było bardzo ciepło - np. dla Krakowa średnia temperatura dobowa wynosiła 6-7st.C a maksymalna ok. 15st.C.

Fatalną jakość powietrza spowodowała właśnie ciepła i słoneczna wyżowa pogoda. Temu typowi pogody towarzyszyło silne i długotrwałe zjawisko inwersji temperatury: przy ziemi było zimno, a im wyżej, tym cieplej. Czyli odwrotnie niż zwykle, co powoduje zastój powietrza i koncentrację wszelkich zanieczyszczeń w przyziemnej warstwie powietrza niczym pod szklaną kopułą. Inwersja zimą, zwłaszcza lokalnie, występuje nagminnie, ale w podobnym natężeniu i na tak dużym obszarze zdarza się raz na parę lat.

Skąd smog w mediach

O ile przyczyna "techniczna" tego incydentu smogowego jest w miarę jasna, to zrozumieć czemu akurat tym razem temat tak bardzo wypłynął w mediach nie jest tak łatwo. W końcu wcześniej wielokrotnie zdarzały się nawet wyższe przekroczenia ilości syfu w powietrzu i na pewno czekają nas podobne sytuacje jeszcze tej zimy.

krakowskiepowietrze

Krążąca po Internecie okolicznościowa widokówka z Krakowa

Lawinę uruchomił prawdopodobnie Krakowski Alarm Smogowy. Po jego naciskach miasto z opóźnieniem i z oporami wydało ostrzeżenie o złej jakości powietrza. Wtedy też informacja poszła w kraj i pojawiła się w ogólnopolskich mediach. Lud podchwycił wątek pt. "w Krakowie smog ludzi morduje". Głównie na Krakowie skupiła się uwaga opinii publicznej, mimo że podobne przekroczenia norm występowały od Małopolski przez Góry Śląsk aż po Dolny Śląsk.

Znamienne jest też, że poziom ostrzegawczy zapylenia powietrza to u nas 200µg/m3 a poziom alarmowy, przy którym trzeba by już podjąć realne działania jak np. ograniczenia w ruchu aut czy ogrzewaniu domów - 300µg/m3. W Europie Zachodniej poziom ostrzegawczy to 50µg/m3 (i już po jego przekroczeniu ogranicza się ruch aut) a poziom alarmowy to 80µg/m3! U nas zejście do takich wartości zimą to pozytywny wyjątek...

Niestety to nie wina śmieci

Dla laika logicznym wydaje się tłumaczenie, że głównym winowajcą smogu są kopcące domowe kominy. To proste: łatwiej zauważyć jeden rzygający dymem dom niż dziesięć kopcących diesli, które być może razem produkują więcej trucizn, ale w sposób mniej spektakularny. A jeśli na dodatek diesel jest swój, a kopci komin sąsiada - to już wiadomo kogo należy ścigać.

Czemu ludzie kopcą? Laik nie ma pojęcia, że takie samo paliwo można spalić na wiele sposobów i z bardzo różnym efektem. Muszą istnieć jakieś złe paliwa, które kopcą. Istotnie, znaleziono takie: to rzekomo śmieci i złej jakości węgiel.

Nie zamierzam tu wybielać procederu spalania śmieci, ale pokazać, że jest on źle rozumiany i wyolbrzymiany. Laik w każdym kopcącym kominie widzi spalane kalosze i pampersy, podczas gdy większość kopci zupełnie legalnie: węglem i drewnem.

Po pierwsze zastanówmy się, dlaczego spalanie śmieci jest karalne? Nie dlatego, że to brzydko pachnie ani nie dlatego, że produkuje się szczególnie dużo dymu. Głównym problemem spalania śmieci jest uwalnianie trucizn, np. cyjanowodoru, chlorowodoru, dioksyn, rakotwórczych substancji smolistych, metali ciężkich itd. które szkodzą zdrowiu szybciej i bardziej niż to, co powstaje ze spalania węgla i drewna. Tymczasem w smogowej zawierusze praktycznie nie było o tym mowy, zamiast tego wciskano ludziom, jakoby spalanie śmieci winne było zapyleniu powietrza.

No to porównajmy emisję pyłów:

  • ze spalania odpadów komunalnych w nieprzystosowanym do tego palenisku - od 6g/kg paliwa (odpady segregowane) do 19g/kg paliwa (odpady zmieszane) [źródło, str. 4]
  • ze spalania węgla w kotle zasypowym - ok. 24g/kg paliwa przeliczając z g/GJ przy założeniu wartości opałowej 26MJ/kg [źródło, str. 6]

W obu przypadkach wiele będzie zależało od warunków spalania, ale jedno można stwierdzić na pewno: spalanie śmieci nie emituje kilka razy więcej pyłów niż spalanie węgla w podobnych warunkach, raczej wartości te są zbliżone.

Po drugie: znaj proporcje, mocium panie! Nie zapominajmy, że śmieci przeważnie są jedynie dodatkiem do paliwa, a to z prostej przyczyny: czteroosobowa rodzina produkuje ok. 2kg palnych odpadów na dobę, z czego ok. 1kg to odpady, których nie wolno spalać (więcej o składzie domowych odpadów i opłacalności ich spalania w osobnym wpisie). W tym samym czasie na ogrzanie budynku zużywane jest 10-20kg węgla czy drewna. Gdyby nawet na rozpałkę użyć starego kalosza, kilku butelek PET i pampersa, to i tak można je winić za dym i smród przez pierwsze 10 minut po rozpaleniu. Wszystko co później to już sprawka nieumiejętnie spalanego podstawowego paliwa.

Inna sprawa to mityczny węgiel złej jakości - określenie namiętnie używane przez alarmy smogowe. Jest dla nich wygodne, bo niejasne. Najpierw zaczęto tak nazywać muł i flot, potem nawet miał stał się w ich słowniku odpadem. Z prywatnych dyskusji dowiadujemy się, że za węgiel dobrej jakości uważają oni opał wysokokaloryczny, o niskiej zawartości siarki. W takim razie proszę bardzo: na poniższym filmie spalany jest jeden z najlepszych polskich ekogroszków, workowany, prosto z kopalni. Bez wątpienia nie jest to węgiel złej jakości. A mimo to kopci! Więc chyba coś jest nie tak z tą logiką?

Jakość węgla na potrzeby kotła zasypowego od zawsze rozumiana była głównie pod kątem granulacji: im większe ziarna, tym opał lepszy - mniej dymi, pali się dłużej i stabilniej (przy założeniu, że palimy od dołu). Dlatego też do czasu pojawienia się kotłów retortowych cena węgla była proporcjonalna do granulacji - najdroższa była kostka, najtańszy miał i flot. Zakładając palenie od dołu, węgiel kopci tym mniej im grubszego jest sortymentu. Takie rozumienie jakości węgla jako przełożenia na ilość produkowanego dymu ma sens.

Problem nie dotyczy palenia od góry. Tutaj każdy sortyment węgla można spalić podobnie czysto. Ale o tym alarmy smogowe usiłują nie wspominać (chcesz dostać bana na profilu KAS? napisz o paleniu od góry 🙂 ). Gdyby do szerszej publiki dotarło, że istnieje jakiś realny sposób, aby stare kopciuchy kopciły o wiele mniej, to parcie na zakazy i dotacje znacznie by osłabło. A to nie na rękę alarmom.

Prawdziwy problem: legalne kopcenie

Dobrze, że o spalaniu śmieci zaczęto w końcu mówić i je zauważać. Problem w tym, że do Straży Miejskiej zgłaszane są wszystkie jak leci kopcące kominy a tylko niewielka część z nich faktycznie spala odpady - tylko 10-15% według danych za zeszły sezon z Krakowa i Wrocławia. Na fali zainteresowania smogiem władze kilku miast zaczęły apelować do Straży Miejskiej o wzmożenie kontroli domowych kotłowni pod kątem spalania odpadów. Były to działania na pokaz, bo władze nie muszą wydawać poleceń Straży Miejskiej za pośrednictwem gazet. Tak czy inaczej kontrole te są bezsilne wobec kopcenia legalnymi paliwami, które jest zjawiskiem powszechnym, a zwykły człowiek interpretuje to jako spalanie śmieci.

kopcenie-flotem-od-dolu

Śląski standard legalnego kopcenia: muł lub flot palony od dołu, zapewne w kotle z nadmuchem (foto: Ruda Śląska)

Może dopiero, gdy Straż Miejska przetrzepie już wszystkich kopcących sąsiadów po pięć razy i nie znajdzie w kotłowni grama kalosza podczas gdy z komina walić będzie słup dymu, do ludzi zacznie docierać, że nie da się całego problemu zwalić na śmieci. Ale będzie to konkluzja trudna do przyjęcia, bo oznaczałaby, że batem i mandatem niczego się nie wskóra. Trzeba by siąść, pomyśleć i spróbować naprawić sytuację, przestając traktować kopcącego sąsiada jak wroga.

Propozycje skutecznych działań

Zaczynamy problem syfu w powietrzu zauważać. Teraz tylko trzeba znaleźć właściwą miarę - nie ignorować problemu (bo w naszej zaborczo-okupacyjnej mentalności donos do władz to gorzej niż morderstwo), ale też nie wdawać się w Pawkę Morozowa. Droga do zaradzenia legalnemu kopceniu wiedzie poprzez współpracę z tymi, co dziś kopcą - a nie przez konflikt.

Nauka palenia bez dymu

Ludzie nie wiedzą nawet, że jest możliwe palić węglem czy drewnem w starym kotle i nie kopcić a jednocześnie mieć z tego znaczne oszczędności. Skąd mają wiedzieć, gdy nikt im o tym nie mówi? Wydaje się miliony na kolejne kampanie tłumaczące jak złe jest palenie węglem, ale to nie daje nic poza bezproduktywną frustracją u tych, którzy słyszą, że robią źle, ale na zmianę sposobu ogrzewania i wyższe rachunki ich nie stać.

Amerykanin zaglądając na rządowe strony tamtejszego odpowiednika Ministerstwa Środowiska znajdzie dokładne informacje jak ma obsługiwać swój piec na drewno, aby nie kopcić. W Polsce takich wiadomości ze świecą szukać. Kampania MŚ "Tworzymy atmosferę" póki co mówi niemal wyłącznie o tym jak fajnie jest wymienić kocioł. Wyjątkiem był opublikowany bodaj tylko w krakowskim dodatku do Gazety Wyborczej tekst o paleniu od góry. To kropla w morzu. Żałosne...

Zaraz ktoś powie, że Polak ma wrodzone zamiłowanie do syfu, będzie kopcił nawet jak mu dać tańszą i czystszą alternatywę, że bez bata z nikim nie pogadasz itd. To są oparte na stereotypach wymówki, by nic nie robić.
Odpowiem faktami: na tę stronę codziennie wchodzi 4-5 tys. osób, które szukają sposobu, by ogrzewać taniej, czyściej, bez zatykającego się komina, smoły, wybuchów w kotle etc. - problemów, na które każdy inny rozkłada przed nimi ręce i mówi że to jest normalne jak się pali węglem. Ile osób zdecydowałoby się na zmiany u siebie, gdyby się dowiedziały, że można wiele zmienić nic nie wydając? W RPA oceniono odsetek tych, którzy trwale zmienili nawyki, na ponad 50%.

Moment największego dymienia ok. 15 minut po rozpaleniu od góry w kotle Camino węgla typu 32.2

Węgiel typu 32.2 rozpalony od góry w kotle Camino. Początkowy moment największego dymienia

Zakaz kopcenia

Upowszechnienie wiedzy o paleniu bez dymu dałoby możliwość zakazania kopcenia. Takie prawo w różnej formie obowiązuje w wielu stanach USA. Sprawa jest prosta: dozwolone jest dymienie tylko w krótkich okresach (kilka-kilkanaście minut) przy rozpalaniu pieca na drewno oraz przy dokładaniu. W trakcie normalnej pracy gęstość dymu rozumiana jako jego nieprzejrzystość nie może być większa niż 20%. Bez problemu można to osiągnąć stosując się do powszechnie udostępnianych materiałów edukacyjnych na temat palenia drewnem.

wood_smoke_opacity_DOE

W razie naruszenia tych reguł otrzymuje się najpierw ostrzeżenie z możliwością wytłumaczenia się. Dopiero dalsze powtarzające się kopcenie powoduje nałożenie kary do 1000$.

Co więcej: to nie urzędnicy ścigają ludzi po domach. Skargę na kopcącego sąsiada wnosi ten z sąsiedztwa, dla którego jest to uciążliwe. Co ciekawe: skarga wraz z danymi autora staje się informacją publiczną, czyli każdy może poprosić o jej udostępnienie. W zdrowym społeczeństwie jest to bardzo dobre podejście.

Okresowe ograniczenia w paleniu węglem i drewnem

Kolejnym działaniem stosowanym od przeszło ćwierć wieku w USA dla zaradzenia problemom podobnym do naszych są okresowe zakazy używania pieców i kotłów na paliwa stałe. Wprowadza się je zimą gdy prognozy przewidują pogorszenie jakości powietrza i przekroczenie norm dla najdrobniejszych pyłów PM2.5.

Co najważniejsze: taki zakaz nie oznacza, że ludzie mają marznąć. Wyłączeni są spod niego ci, dla których piec na drewno stanowi jedyne źródło ciepła zdolne ogrzać dom. Jednak o zwolnienie trzeba się samemu ubiegać, a w drodze rozpatrywania wniosku urzędnicy lustrują dom delikwenta sprawdzając, czy faktycznie nie ma w nim innej instalacji grzewczej (tam przeważnie jakaś jest ponieważ wymaga tego ich prawo budowlane). Jeśli piec jest jedynym źródłem ciepła, obywatel dostaje zwolnienie od zakazu, ale nadal zobowiązany jest palić tak, by nie kopcić.

Zakaz ma dwa poziomy:

  • Poziom 1 - zabrania się palenia w kominkach oraz nieatestowanych piecach na drewno.
  • Poziom 2 - zabrania się spalania wszelkich paliw stałych w dowolnych urządzeniach.

Przestrzeganie zakazu jest kontrolowane przez wyspecjalizowane ekipy za dnia oraz w nocy. Złamanie go kosztuje 1000$. Przyjmowane są też skargi od mieszkańców - w tym wypadku anonimowe, bowiem w sezonie jest ich tak dużo, że nie rozpatruje się każdej po kolei, ale nanosi na mapę i wysyła ekipę rozpoznawczą najpierw tam, gdzie natężenie skarg jest największe.

Czy to działa? Tak. W Sacramento z wykorzystaniem historycznych danych i symulacji policzono, że zakazy obniżały poziom pyłów PM2.5 w powietrzu średnio o 14% (poziom 1) do 17% (poziom 2), co pozwoliło o 40% obniżyć liczbę dni z przekroczeniami dobowej normy stężenia PM2.5 (35µg/m3) w skali roku. W Olympii (stan Waszyngton) w raporcie o skuteczności zakazu stwierdzono, że dopiero drugiego dnia po wprowadzeniu poziomu 2. widać było poprawę jakości powietrza. Co ciekawe, w najbardziej zanieczyszczonym hrabstwie Yakima zakaz obowiązywał przez 1/4 sezonu grzewczego a dni z przekroczeniami normy PM2.5 w ciągu trzech lat były 32, czyli mniej niż 10 dni przekroczeń każdej zimy.

Czy to zadziałałoby u nas? Zapewne nie w takim stopniu, bowiem nikt nie zmusza tu do posiadania jednocześnie dwóch źródeł ciepła, więc i liczba palenisk możliwych do wyłączenia byłaby ograniczona. Tym sposobem dałoby się jedynie ukrócić palenie np. w kominkach przez osoby, które mają także kotły gazowe.

Jest zima to musi być syf

Jak to jest, że w USA, w sytuacji podobnej do naszej, potrafią podejmować różne działania w celu poprawy jakości powietrza - i to już od ponad ćwierć wieku - a u nas nie da się? Bo u nas nadal syf to norma a ci, co wyciągają to na wierzch, są uważani za dziwaków. Co najgorsze nie tylko przez szeregowego mieszkańca Śląska, który właśnie załadował taczkę mułu do kotła, ale też przez władze na każdym szczeblu, bo ci ludzie z Księżyca do nas nie przybyli (choć są hipotezy, że z planety Nibiru).

źródło: fakt.pl

źródło: fakt.pl

Gdyby nie hałas robiony przez KAS, epizod smogowy z początku listopada przeszedłby bez echa tak jak wszystkie podobne przypadki z przeszłości. Pies z kulawą nogą nie interesowałby się stanem powietrza. Pomiary jak zwykle trafiłyby do baz WIOŚ, zresztą i tak nikt normalny ich nie szuka. Ostrzeżenie ukazałoby się tydzień po fakcie na jakiejś podrzędnej urzędowej stronie, gdzie nikt nie zagląda. Jest sezon grzewczy to musi być syf. Przecież to tak naturalne, że nikt normalny tego nie drąży.

Tak po prawdzie ci, co drążą, też najchętniej szukają drzazg w cudzych oczach. Wystarczy zobaczyć, jak na profilu KAS ludzie reagują na postulat zakazania w Krakowie kominków. Lawina świętego oburzenia i zrzucania winy na auta, wungiel i elektrociepłownię - bo to przecież niemożliwe, by ich klimatyczny rekreacyjny kominek mógł kogokolwiek truć.